Kurt Tucholsky w jednym ze swoich utworów ironicznie pytał, czy publiczność jest głupia. Otóż nie jest, a jej trudny charakter chroni teatr przed stagnacją, wynosząc go na ulice, animując przed i po spektaklu - pisze Małgorzata Ćwikła w Dwutygodniku.
Jeśli coś odróżnia teatr od innych sztuk, to fakt, że oprócz twórców od razu potrzebni są odbiorcy. Sprawia to, że teatr nigdy nie będzie produktem, którego konsumpcję odłożyć można na później. Zawsze pozostanie usługą, zjawiskiem zachodzącym w czasie rzeczywistym. Obecność publiczności konstytuuje zatem doświadczenie teatralne, nadając mu sens. Widzowie zmieniają się jednak, podobnie jak trendy i estetyki na scenie. Dostrzeżenie tych modyfikacji jest kluczowe, żeby teatr mógł działać. Nie chodzi o dostosowywanie się do nich, ale raczej subtelne synchronizowanie. Stąd też aktualna w polskich teatrach moda na definiowanie relacji z publicznością, edukowanie jej, rozwijanie i przywiązywanie. Niezależnie od nowatorskich modeli "zarządzania widzem", wpisujących go przede wszystkim w zakres rozwiązań marketingowych, najważniejsze jest zrozumienie podstawowych motywacji: impulsem do odwiedzania teatru jest potrzeba spotkania i zarazem podgląd