Dawno nie było sezonu teatralnego, któremu towarzyszyłby taki entuzjazm recenzentów. Wybuchy ekstazy, podniecenia, zachwytu ścigały się ze sobą lotem błyskawicy - pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Toteż nic dziwnego, że zdarzały się przedstawienia obwoływane nazajutrz po premierze przedstawieniami kultowymi, choć skądinąd wiadomo, że na kultowość trzeba sobie zapracować. Co takiego się stało? Otóż nastał sezon, w którym zbiegło się kilka szczęśliwych dla polskiego teatru wypadków. Te dobre okoliczności to nagroda Premio Europa za całokształt twórczości dla Krystiana Lupy, Rok Grotowskiego oraz związane z tym międzynarodowe festiwale i sympozja, coraz więcej znaczących międzynarodowych koprodukcji teatralnych (m.in. "Arka Noego" Janusza Wiśniewskiego, "Bat Yam - Tykocin" Wrocławskiego Teatru Współczesnego, "Macbeth" Teatru Pieśń Kozła), długo oczekiwane otwarcie Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego w Warszawie z siedzibą w budowie, wreszcie "wysyp" teatrów prywatnych (Capitol i Kamienica w Warszawie, kilka w rozruchu) i urodzaj na nowe festiwale: Boska Komedia w Krakowie, okrzepnięcie Warszawskich Spotkań Teatralnych. Dodajmy do teg