EN

8.05.2023, 12:05 Wersja do druku

Wiara w nadzieję na miłość

„Mistrz i Małgorzata” wg Michaiła Bułhakowa w reż. i chor. Janusza Józefowicza w Teatrze Studio Buffo w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.

fot. Karolina Milewska

W czasach, kiedy wystawianie rosyjskiej literatury jawi się, jako akt odwagi, na uwagę niewątpliwie zasługuje musicalowa realizacja „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa w warszawskim Studio Buffo. Libretto stworzone zostało przez dwójkę Rosjan, którzy, jak podkreśla Janusz Józefowicz, zdecydowanie sprzeciwiają się rosyjskiej napaści na Ukrainę oraz zachowują swoją artystyczną niezależność. Z kolei opowieść skupia się na temacie wszędobylskości zła (egzemplifikowanego tutaj przez stalinowską dyktaturę) oraz uniwersalnej i ponadczasowej odpowiedzi na wspomniane zło – miłości.

Po ulicach przechodzą czerwone marsze, na murach rozwieszane są ogromne podobizny najwyższego wodza, a jedyną uznaną postawą jest ateizm. Mistrz postanawia napisać powieść o Poncjuszu Piłacie oraz skromnym filozofie Jezusie. Dzieło staje się dla niego przyczyną obłędu. Mężczyzna trafia do szpitala dla obłąkanych i zostaje oddzielony od swojej ukochanej Małgorzaty. Do Moskwy przybywa z kolei Woland ze swoją świtą i zaczyna przygotowania do Balu Pełni Księżyca, wydawanego na cześć wszelkich szemranych typów.

„Mistrz i Małgorzata” to dzieło silnie zakorzenione w świadomości wielu odbiorców. Przekaz tej opowieści jest jasny i łatwy do uchwycenia. Przy okazji podobnych realizacji pojawia się jednak pytanie o formę teatralnej konstrukcji, aktorską pracę i realizacyjne smaczki. Tych ostatnich w przedstawieniu Buffo zdecydowanie nie brakowało. Spektakl Józefowicza przesycony jest magią, efektami pirotechnicznymi i kuglarskimi sztuczkami. Szybująca w powietrzu Małgorzata (Natasza Urbańska) robi niesamowite wrażenie. Podobnie z resztą jak rozbudowana, choć ze względu na ograniczenia przestrzenne, nie wykorzystana w pełni scenografia Andrzeja Worona i Marka Chowańca. Całkiem nieźle wybrzmiewają również kompozycje Janusza Stokłosy – szczególnie liryczno-miłosne duety Małgorzaty i Mistrza. Podobnie jak choreografie scen zbiorowych, a przede wszystkim rozbudowanej sekwencji restauracyjnej w pierwszym akcie przedstawienia.

fot. Karolina Milewska

To wszystko plusy, a trzeba również wspomnieć o kilku niedociągnięciach, poczynając od tych najmniej istotnych, dla przeciętnego widza być może niewidocznych, czyli błędów synchronizacyjnych i realizacyjnych. W trakcie drugiego przedstawienia premierowego (30.04.2023 r.) było kilka takich momentów. W jednej ze scen soliście nie zadziałał mikrofon, w innym momencie tancerz wybiegając ze sceny wpadł w kurtynę, inny potrącił element scenografii, w kilku fragmentach dochodziło do nagłośnieniowych przesterów, a oświetlenie zdawało się zmieniać w trakcie trwania sceny (były to zmiany nieumotywowane przebiegiem akcji, wynikające raczej z korygowania bieżących niedociągnięć, np. doświetlenie fragmentu sceny). Jednak zdecydowanie większe zastrzeżenia dotyczyć będą zupełnie innych kwestii. Pierwszą z nich będzie postać Piłata (Patryk Rymanowski), którego w partiach wokalnych w zdecydowanej większości trudno było zrozumieć. Z kolei scena śpiewana świty Wolanda była tak chaotyczna, że aż trudno się ją oglądało. Ruchy Korowiowa, Behemota i Azazella w tym fragmencie bliższe były bezcelowemu kręceniu się to w jedną, to w drugą stronę, niż sformalizowanej choreografii. Odrobinę do życzenia pozostawia również monumentalna scena ukrzyżowania Jezusa. Owszem, podniosłość tego fragmentu, wzbogacona patetyczną kompozycją muzyczno-wokalną, wywołuje u odbiorcy ciarki na skórze. Trzeba jednak przyznać, że momentami zawodzący śpiew Jezusa (Jerzy Grzechnik) wypada z oczekiwanych ram.

Realizacja Buffo jest bez wątpienia ambitna. Na scenie występuje cała masa aktorów, tancerzy i statystów. Ich „Mistrz i Małgorzata” to ogromne przedsięwzięcie. Być może zbyt duże, jak na infrastrukturę sceny. Trzeba, jednak przyznać, że mimo wspomnianych niedociągnięć, przedstawienie imponuje swoim rozmachem, a historia tytułowych bohaterów wciąż ujmuje. Bo w świecie pełnym zła, krzywdy i wojen, jak mówi Woland, ważna jest „wiara w nadzieję na miłość”. I tego się trzymajmy!

Tytuł oryginalny

Wiara w nadzieję na miłość (PREMIERA 2023)

Źródło:

kpruszynski.blogspot.com
Link do źródła