- Teraz napędza mnie wizja zrobienia opery, spektaklu muzycznego. To dla mnie terra incognita - mówi reżyserka MAJA KLECZEWSKA.
Joanna Derkaczew: Wróciła pani. Maja Kleczewska: Łatwo nie było. "Marat/Sade" w Teatrze Narodowym (premiera 7 czerwca) to też niełatwy spektakl. A okazał się jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu. Ale między nim a pani największymi sukcesami jest kilka brakujących ogniw. Najpierw były głośne, mocne spektakle: "Makbet", "Woyzeck", "Sen nocy letniej", "Fedra", festiwale, reżyserski Laur Konrada, monograficzny przegląd "Kleczewska Fest" w Warszawie, a potem? Rok przerwy? - Niezupełnie. Miałam pracować nad "Medeą" z gruzińską aktorką Natą Murvanidze. Podchodziłam do tego dwa razy, w dwóch teatrach, na przestrzeni kilku lat. Za każdym razem wszystko już było dopięte, był pomysł, pieniądze, obsada. I wtedy wkraczały okoliczności irracjonalne. Odwołują dyrektora, pieniędzy jednak nie ma. W absurdalny sposób w ciągu jednego dnia rozsypywała się wielomiesięczna praca. Dla mnie to był znak. Że tego spektaklu ma nie być. Nie wiem, c