EN

27.08.2021, 09:42 Wersja do druku

Wartości szukamy w różnorodności

Z Marcinem Zawadą, kuratorem 3. Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego, rozmawia Wiesław Kowalski.

fot. Michał Ignar@ignarphotography

Wiesław Kowalski: Drugiego września spektaklem „Nad Niemenem” z Lublina rozpoczyna się 3. Kielecki Międzynarodowy Festiwal Teatralny, którego jesteś kuratorem.

Marcin Zawada: Trzeci, ale jeszcze w 2017 roku zrobiliśmy edycję, którą nazwaliśmy „pilotem”, no i w zeszłym roku byliśmy gotowi z trzecią edycją (nieco inną niż tegoroczna), ale na kilka dni przed odpaleniem festiwalu dowiedzieliśmy się o drugim lockdownie. Zatem mój fantastyczny team z kieleckiego teatru przygotował właśnie de facto piątą edycję.

Jak przebiegały tym razem przygotowania do tej imprezy – pytam, bo czas rozmów z teatrami przypadał na okres pandemii, lockdownu i wielu obostrzeń, zatem był chyba do wszelkich negocjacji i ostatecznych ustaleń niełatwy?

Przede wszystkim drżymy, żeby tegoroczna edycja się odbyła. Festiwal to zawsze jest układanka i rozmaite kompromisy. Wrzesień jest dla teatrów miesiącem rozruchu, premier, festiwali. W tym roku wszystkie sceny chcą grać spektakle, które miały premiery wiosną, kiedy tylko można było grać i nie wszyscy mogli je zobaczyć. Żeby zaprosić te przedstawienia, które ostatecznie pojawią się w repertuarze, musieliśmy z dyrektorem Michałem Kotańskim pójść na pewne ustępstwa. Dlatego festiwal nie jest skumulowany do kilku czy kilkunastu dni.

Festiwal jest rozłożony w dość długim czasie – skończy się 12 października „Sonatą jesienną” z Teatru Narodowego w Warszawie. Czy to znaczy, że stawiacie przede wszystkim na lokalną publiczność?

Ideą naszego festiwalu jest pokazywanie najciekawszych przedstawień z ostatnich kilku sezonów. Kielczanie – fani teatru jeżdżą oczywiście do Krakowa i Warszawy, ale już do Legnicy czy Gdańska trudniej się wybrać.  No, ale konia z rzędem temu, kto dostał się na „Sonatę jesienną” do Narodowego. Napisałem nawet do Danuty Stenki, że łatwiej było się w styczniu tego roku zaszczepić, niż zdobyć bilet na jej spektakl. Mówię to ze świadomością, że i u nas już od dawna nie ma biletów na to przedstawienie.

Wiem, że planowałeś zaprosić więcej spektakli spoza naszego kraju, ale Niemcy i Szwedzi odmówili – dlaczego?

Pandemia sprawiła, że te dwa najbardziej pedantyczne narody na kilka miesięcy porzuciły tę fantastyczną cechę i zwolniły się z odpisywania na maile. Jeszcze przed wakacjami okazało się, że nie tylko chcą grać dla swoich widzów po miesiącach przerwy, ale przede wszystkim nie są pewni, czy u nas jest bezpiecznie. Obiecaliśmy sobie, że nadrobimy w przyszłym roku. Odważni byli tylko Słoweńcy, ale może dlatego, że już przetarli dwa lata temu drogę do Kielc przedstawieniem Jerneja Lorenciego „Iliada”. W tym roku pokażemy najnowszy spektakl tego wybitnego reżysera, który powstał w Toruniu.

W programie festiwalu znajdą się też dwa musicale, od razu powiedzmy, że ta forma rzadko gości na tego typu imprezach. Co zdecydowało, że postanowiłeś zaprosić  przedstawienia „Thrill Me” z Mazowieckiego Teatru Muzycznego z Warszawy i „Dziewczynę ze strunami” z Lublany? Pierwszego wyboru akurat mogę pogratulować,  bo to spektakl ze względu na temat, formę, reżyserię i wykonawstwo naprawdę bardzo interesujący i godny rozpowszechnienia.

Oba te przedstawienia nazwałbym nowoczesnymi spektaklami muzycznymi, a jak wiesz, ten teatr jest mi bliski na równi z dramatycznym. Obie produkcje odbiegają od wyobrażenia, które zazwyczaj staje przed oczami widza. To przede wszystkim spektakle dla dorosłych, nie familijne. Nie będzie w nich ani wielkiej obsady, ani technicznych tricków. Okazuje się, że niewielki budżet nie musi oznaczać nieefektownego przedstawienia. Że musical nie musi oznaczać słabego aktorstwa. Tutaj wszystko jest na najwyższym poziomie, żadnej taryfy ulgowej. Po spektaklu zorganizowaliśmy spotkanie, w którym weźmie udział znana psycholożka Katarzyna Kucewicz – spróbujemy podyskutować o namiętności, zaślepieniu, manipulacji, zbrodni. Bardzo kibicuję twórcom „Thrill Me” i wiem, że po doskonałym przyjęciu tego spektaklu zarówno przez krytykę, branżę i publiczność złapali wiatr w żagle i jak tylko wrócimy do normalności w funkcjonowaniu teatrów, przygotują coś równie interesującego.

fot. mat. teatru

Co zdecydowało o wyborze innych przedstawień, które zostały zaproszone? Mam wrażenie, że stawiasz bardziej na różnorodność (Szekspir, Janiczak, Orzeszkowa, Bergman, Rej, Miller), niż na spektakle zapraszane pod kątem jakiejś tezy czy z góry określonego tematu.

Jestem kuratorem festiwalowym od kilkunastu lat i obserwuję, jak zmieniają się tego typu imprezy w Europie. Mało kto może sobie pozwolić na trzymanie się jednego tematu. Przeszkodą jest już choćby to, że w ostatnich dwóch sezonach z wiadomych powodów powstało znacznie mniej przedstawień. Selekcjonerzy zbierają najpierw najciekawsze wystawienia, a potem próbują znaleźć jakiś ich wspólny mianownik.

W tym roku część spektakli odpowie na pytanie, jak dziś wystawiać lektury takie jak „Nad Niemnem” albo „Potop” czy w ogóle klasykę. Ciekawie pisze o tym w naszym festiwalowym magazynie (i co muszę podkreślić – z tego wydawnictwa jesteśmy w tym roku szczególnie bardzo dumni!) Jacek Wakar, kiedy formułuje ideę „Trzeciej drogi” czyli wystawiania przedstawień „pomiędzy bezużytecznym konserwatyzmem a hermetyczną nowoczesnością”. Próbujemy ją obrać także konstruując repertuar festiwalu. Wspólnym mianownikiem wielu spektakli i czytań jest śmierć – temat zawsze nośny i modny, a w czasie i po pandemii redefiniowany i „oswajany” na nowo. Gnieźnieńska „Krótka rozmowa ze Śmiercią”, chorwacki dramat „Wszystko jest w porządku, dopóki umieramy we właściwej kolejności” Ivora Martinića, premiera debiutu prozatorskiego Mateusza Pakuły „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, by wymienić tylko te, które kres życia mają w tytule. No, ale obyśmy nie wystraszyli widzów…

Od wielu lat zajmujesz się organizowaniem międzynarodowych festiwali, przypomnijmy choćby olsztyńskie Demoludy, których tradycja jest dużo dłuższa od festiwalu kieleckiego. Co się zmieniło, jeśli chodzi o organizację tego typu imprez od 2007 roku?

Festiwali jest coraz mniej, niektóre walczą, by przetrwać. Koszty sprowadzania spektakli rosną. Ale na pewno wszyscy widzimy sens w robieniu festiwali – na spektakle czekają widzowie. Nie tylko kielecki teatr, ale i kielecki festiwal ma swoją wierną publiczność. Na konfrontację z kolegami czekają również kieleccy aktorzy – mam bowiem wrażenie, że teatry i festiwale przestały rywalizować i wreszcie pojawia się chęć współpracy. Pracuję teraz nad przyszłoroczną edycją i może z niektórymi scenami połączymy siły. No i jeszcze jedna zmiana, którą ja odczuwam dość boleśnie. Jeszcze kilka lat temu obok przedstawień czy imprez towarzyszących: czytań, spotkań, koncertów, ważnym elementem życia festiwalowego byli goście: selekcjonerzy, krytycy. Dzień zaczynał się od wspólnego śniadania w hotelu, potem wszyscy nad czymś pilnie pracowali [śmiech], po południu i wieczorem oglądaliśmy przedstawienia, a potem do późna przesiadywało się w klubie festiwalowym. Myślę, że wszystkim brakuje tych rozmów, recenzowania na bieżąco spektakli, informacji, co teatralnego dzieje się w innych krajach – telefony i maile tego nie zastąpią.

Gdybyś miał teraz zaprosić na festiwal publiczność, może nie tylko kielecką, to co byś powiedział?

Uff… a już myślałem, że zapytasz mnie o spektakl, który szczególnie polecam. A zatem: kto się jeszcze nie zaszczepił, niech to niezwłocznie zrobi i rusza do tymczasowej siedziby Teatru Żeromskiego. Tak różnorodnej edycji festiwalu jeszcze nie było.  No i wreszcie wszystko będzie jak dawniej – nie on-line.

*Marcin Zawada

Absolwent teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracował jako dramaturg i asystent reżysera przy spektaklach m.in. Krystiana Lupy i Yany Ross. Selekcjoner i dyrektor artystyczny festiwali teatralnych: warszawskiego Hajdparku (2006-2008), olsztyńskich Demoludów (2008-2016), a od 2016 roku Kieleckiego Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego. Pracował także jako juror w Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej oraz w projekcie Teatr Polska. W latach 2017-2020 był zastępcą dyrektora w Teatrze Syrena. Od 2013 roku prowadzi program „Ten cały musical” w Programie 2 Polskiego Radia. Od 2017 roku prowadzi zajęcia z historii musicalu i muzyki rozrywkowej na Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi.

Tytuł oryginalny

Wartości szukamy w różnorodności

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła