Brecht daje nam do rąk klocki, których na co dzień się brzydzimy. Marek Fiedor buduje zaś z nich obraz składający się z tych myśli, marzeń i poglądów, które zalegają gdzieś na samym dnie naszych ciał. To, co zwykle chowamy przed światem, a przede wszystkim przed samymi sobą, w "Baalu" przedstawione jest w pełnej krasie - o "Baalu" w reżyserii Marka Fiedora z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu prezentowanym podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Borough of Islington z Nowej Siły Krytycznej.
Zgłaszam postulat, aby repertuary festiwali dzielić na dwie części. Pierwszą stanowiłyby spektakle brudne, brutalne i pesymistyczne, a na drugą składałyby się przedstawienia pozytywne i niosące nadzieję. Efektem takiego zabiegu byłby dobry nastrój wśród widzów. Ba! Wśród całego społeczeństwa! Widz, po takim pozytywnym zakończeniu festiwalu, niósłby światło nadziei do domu i do szkoły. Do pracy też, jakby chciał. Wszyscy byliby zadowoleni, a wiara w człowieka pozostawałaby niezachwiana. Program 28. Warszawskich Spotkań Teatralnych okazał się jednak bezlitosny. Po wzruszeniach "Transferu" biednym ludziom zafundowano piekło "Baala". Widz po łzach empatii doświadczył diabelnie mocnego strzału w ryj. Po festiwalowych korytarzach rozpanoszyło się echo, przytłaczając zbitych z tropu ludzi, którzy znów, jak mantrę zaczęli powtarzać, że "ten człowiek, to jednak świnia jest". No cóż. Taki to już nasz los. Ludzki niby, a zwierzęcy w dużym s