EN

4.09.2023, 15:06 Wersja do druku

Warszawa. Premiera „She was a friend of someone else” w Nowym Teatrze

Międzynarodowa premiera miała miejsce w Belgii 20 czerwca br. na Kunstenfestivaldesarts. Wspólnie z Campo, Nowy Teatr jest producentem spektaklu. Pokazywany będzie również w Irlandii - 3 i 4 października - na Dublin Theatre Festival. Warszawska premiera odbędzie się 8 września, spektakl będzie grany również w ramach festiwalu Generation After 7. Showcase.

fot. mat. teatru

Gosia Wdowik (1988) jest reżyserką teatralną i przewodniczącą Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych. Sercem jest w Polsce, ale jej wyobraźnia wiecznie gdzieś podróżuje. Podczas studiów magisterskich w DAS Theater (2020–22) zajmowała się problematyką wypalenia i eksploracją przestrzeni między zmęczeniem a sprawczością poprzez wdrażanie metod aktywistycznych do swojej praktyki artystycznej. Rozważała przede wszystkim kwestię tego, jak tworzyć teatr i dokonywać zmiany w sytuacji wyczerpania sił.

W wystawianym ostatnio spektaklu Wstyd przygląda się wstydowi wynikającemu z robotniczego pochodzenia, opowiadając o trzech pokoleniach kobiet ze swojej rodziny. Wcześniej zrealizowała takie projekty, jak If you lived here (z Tamarą Antonijevic), Transit Monumental (z kolektywem K.A.U.), Fiasko i Return of Goddess. W Dziewczynkach i Piłkarzach podejmowała temat emancypacji ciała.

Pomysł, tekst, reżyseria: Gosia Wdowik

Koncepcja i realizacja teatralnej rekonstrukcji kolektywnego coming out'u aborcyjnego: TERAZ POLIŻ (Marta Jalowska, Dorota Glac, Kamila Worobiej), Martyna Wawrzyniak i Gosia Wdowik. 

Występują: Jaśmina Polak, Oneka von Schrader, Gosia Wdowik

Współpraca dramaturgiczna: Maria Rössler

Technologia i wizuale: Jimmy Grimma

Scenografia: Dominika Olszowy, Tomasz Mróz

Muzyka: Jakub Ziołek 

Światło: Aleksandr Prowaliński

Współpraca: Agnieszka, Dominika, Jaśmina, Ania, Urszula, Marta K., Justyna, Natalia, Julia, Martyna, Ola, Małga, Krystyna, Marta, Zosia, Edka, Doris, Yulia, Agata, Kinga, Beata, Iza, Zuza, Ewa, Magda.

Specjalne podziękowania dla: Jan Tomza-Osiecki, Marta Jalowska, Dorota Glac, Kamila Worobiej, Martyna Wawrzyniak, Marta Nawrot, Keerthi Basavarajaiah, Justin Schembri

Spektakl powstaje w kraju, w którym kobiety mają ograniczony dostęp do zdrowia reprodukcyjnego, gdzie aborcja jest obecnie nielegalna. Pomimo silnych protestów, kobiety są pozbawione praw. Projekt zainicjował pomysł, by kobiety bez lęku i wstydu publicznie opowiedziały o dokonaniu aborcji oraz by ten kolektywny akt rozpoczął zmianę prawa. Mogłaby to być historia sukcesu społecznego aktywizmu. A jednak She was a friend of someone else jest historią o zbyt wielu możliwych rozpoczęciach i bardzo niewielu zakończeniach, a także z wyczerpaną narratorką. Gosia Wdowik bada połączenie pomiędzy wypaleniem, a aktywizmem: lęk, że prawa nie są nabyte na zawsze, a kiedy straci się czujność, mogą zostać unieważnione. Poprzez osobistą narrację, opisuje zaangażowanie kobiecego ruchu w Polsce. Subtelna choreografia zanurza nas w życie kobiety, która zamiast protestować, postanawiać zostać w łóżku, a w końcu ponownie decyduje się na czynną postawę i uczestnictwo.

"She was a friend of someone else" powstał w ramach projektu badawczego na podstawie Powiem i zobaczę co się stanie kolektywu TERAZ POLIŻ (Marta Jalowska, Dorota Glac, Kamila Worobiej), Martyna Wawrzyniak i Gosia Wdowik, którego premiera odbyła się 21 grudnia 2021

WYPALAŁAM SIĘ I MIAŁAM Z TEGO WIELKĄ FRAJDĘ

W ramach wdrażania metod aktywistycznych do praktyki artystycznej oraz kierowania. się ideami więzi i siostrzeństwa, które leżą u podstaw jej performansu, Gosia Wdowik poprosiła Weronikę Murek o napisanie tekstu, opublikowanego przy okazji Kunstenfestivaldesarts. Tekst Murek towarzyszy czytelniczce w refleksji nad wypaleniem zawodowym, jednym z tematów She was a friend of someone else.

Wypalałam się i miałam z tego wielką frajdę.

Żeby było jasne: kładę tu nacisk na proces wypalania — stąd czasownik w aspekcie niedokonanym — a nie na samo wypalenie. Wypalenie to była masakra. Ale wypalanie się dawało mi wielką frajdę, bo przecież wypalałam się, robiąc to, o czym zawsze marzyłam.

Pisałam, czytałam, robiłam research i dostawałam za to pieniądze.

Po internecie krąży taki cytat, przypisywany Oprze Winfrey, Albertowi Einsteinowi, 2Pacowi albo świętemu Janowi i umieszczany na pięknych stockowych fotografiach zachodu słońca na plaży, zamglonych górskich szczytów czy porannego widoku na panoramę Manhattanu.

Cytat ten brzmi: „Znajdź sposób, jak zarabiać na tym, co kochasz, a każda wypłata będzie dla ciebie bonusem”.

Z doświadczenia wiem, że jest raczej tak: „Urabiaj się po łokcie, żeby znaleźć sposób, jak zarabiać marne grosze na tym, co kochasz (albo w czym czujesz się bezpiecznie), a każda wypłata będzie dla ciebie rozczarowaniem, wpędzającym cię w coraz głębszą rozpacz, choć nawet tego nie zauważysz”.

Tego cytatu  oczywiście  próżno  szukać  w internecie.  Może  dlatego, że społeczeństwo ma lepsze sposoby, żeby spychać nas na krawędź otchłani. A może. po prostu ten cytat jest zbyt długi na Instagrama, nie zmieściłby się zgrabnie w opisie pod zdjęciem. Poza tym wciąż pojawia się tu słowo „kochać”, a „kochać” to zawsze bonus w życiu. Robienie tego, co się kocha, nie jest powszechne. W końcu nie wszyscy żyjemy w świecie z Hallmarka.

I tak oto czytałam, pisałam, robiłam research i konceptualizacje, a każda chwila sprawiała mi frajdę. Jeśli kochasz to, co robisz, nigdy nie jesteś w pracy, prawda?

Pochodzę ze zwyczajnej rodziny. Moi rodzice należeli do pierwszego pokolenia, które poszło na studia. Przed sobą mieli świetlaną (choć po peerelowsku czarno-białą) przyszłość, a za sobą pokolenia górników i chłopów. Toteż dla moich bliskich zawsze było jasne, że praca w kulturze i sztuce to nie jest prawdziwa praca. To kaprys. Może i jest to zawód, ale zawsze nieco podejrzany — zarabianie na swoich zachciankach kojarzy się z pracą w branży porno, tyle że z większym prawdopodobieństwem dostanie się wypłatę w formie tomiku poezji o wędkarstwie muchowym w północnej Polsce, drukowanego na błyszczącym papierze kredowym, zamiast w żywej gotówce.

Praca miała być czymś dokuczliwym, przyprawiającym o troski, źródłem problemów. Powinna zaczynać się odbiciem rano karty i trwać do późnego popołudnia, powodować zmęczenie i poczucie dumy z dobrze wykonanej roboty. Tak więc moja działalność literacka i teatralna nie miała nic wspólnego z prawdziwą pracą. To raczej sposób spędzania wolnego czasu. Przez prawdziwą pracę mam na myśli taką, której się nie znosi i narzeka na nią sąsiadce, żeby ona mogła odwzajemnić się taką samą historią, dzięki czemu nawiązuje się więź, koleżeńska wspólnota dusz oparta na wspólnej nienawiści.

No i proszę: pracowałam, nie zdając sobie z tego sprawy. Jeśli kochasz to, co robisz, nigdy nie jesteś w pracy.

Ale jednocześnie ktoś wyznacza dedlajny. Dedlajny stają się coraz bardziej zabójcze, zgodnie z angielskim znaczeniem tego słowa. Dostaje się ofertę: a może krótki tekst o balecie? Bierzesz? Czemu nie? To tylko trochę czytania, jedna książka, może cztery (może to mały artykulik dla ludzkości, ale bardzo upierdliwy dla autorki), potem pisanie. A potem telefon, i kolejny — możesz się pośpieszyć? Możesz wysłać tekst wcześniej? Teraz? I   tak   dalej. 

Boimy   się   cokolwiek   urealniać.   Jeśli   coś   nie   jest   realne, nie ma możliwości zaniechania działań. Bezczynność jest łatwa. Inercja nie boli.

Ciągle jest się w gotowości do działania, na stanowisku bojowym. Tyle że tego „działania” jest coraz mniej. A stanowiska coraz bardziej przypominają puste stanowiska na dworcu autobusowym nocą, kiedy czekamy na autobus i nie wiemy, ile wyniesie opóźnienie. Może przyjechać, a może nie. Nie wiemy tego. Możemy tylko mieć nadzieję. Oczywiście nie wolno nam tracić nadziei, mamy przecież co robić. Ale koniec końców możemy tylko czekać w permanentnym stanie pół snu, pół jawy. Jak pisze Wdowik:

„ta historia ma zbyt wiele początków i zbyt mało zakończeń”.

Inspiracją do spektaklu Gosi Wdowik (jak mówi sama reżyserka) byli ludzie, którzy próbują zrozumieć swoje doświadczenia mentalnego i emocjonalnego wyczerpania, a zarazem leżące u ich podstaw mechanizmy strukturalne. Sztuka składa także hołd tym wszystkim kobietom, które wkładają tyle energii i pracy w stawianie oporu opresyjnym, mizoginicznym systemom oraz kryminalizacji kobiecej solidarności.

I tak to jest: nie mogłabyś wyobrazić sobie lepszego życia, spełniasz swoje marzenia z dzieciństwa, poświęcasz czas na to, co kochasz i co cię inspiruje. Aż tu pewnego dnia nie możesz wstać z łóżka.

Nigdy nie jesteś w pracy, więc nigdy w niej nie jesteś, czyż nie?

Weronika Murek, kwiecień 2023

Weronika Murek jest pisarką, autorką licznych sztuk teatralnych oraz powieści Uprawa roślin południowych metodą Miczurina (2015).

Tłumaczenie: Agata Ostrowska

Źródło:

Materiał nadesłany