EN

13.04.2024, 09:14 Wersja do druku

Warszawa. Premiera monodramu „Prime Time” w Teatrze Polskim w sobotę

To będzie spektakl o tym, żebyśmy nie byli obojętni; o tym, żebyśmy byli uważni i byli czuli wobec siebie, świata i tego, co się wokół wydarza - mówi PAP Anna Sroka-Hryń, reżyserka monodramu „Prime Time” w wykonaniu Sławomira Grzymkowskiego. Premiera w Teatrze Polskim w Warszawie w sobotę.

fot. Dawid Tejer/ mat. teatru

"Prime Time" to monodram inspirowany życiem korespondenta wojennego Waldemara Milewicza, który zginął w 2004 r. w Iraku.

"To przedstawienie ma nas nauczyć czułości, choć pytamy w nim o anatomię zła. W tym monodramie pada taki tekst: Zło bierze się z człowieka, tylko z człowieka i zawsze z człowieka" - wyjaśniła Anna Sroka-Hryń, dodając, że "pomimo wszystko chce pozostawić widzów z nadzieją". Wyjaśniła, że liczy na to, że "publiczność odnajdzie w tej opowieści również jasną stronę ludzi". "Na końcu spektaklu bohater mówi: A ja wierzę w człowieka" - podkreśliła.

"Bohaterem monodramu jest korespondent wojenny - postać wzorowana na Waldemarze Milewiczu. Jednak w spektaklu uciekliśmy od wszelkich wątków biograficznych, bo podczas pracy urodziła się nam opowieść uniwersalna o człowieku, który z wyboru został rzucony w wojenną rzeczywistość" - mówiła. "Pokazujemy, jak on sobie radzi z tym, co widzi, co go spotyka. Pytamy, czy można po tych doświadczeniach wojennych wrócić do normalnego życia. Wiadomo, że nie można" - wyjaśniła reżyser.

Pytana, dlaczego tak często najlepszy czas antenowy wypełniają obrazy zła i czemu zło jest tak pociągające, Anna Sroka-Hryń powiedziała: "W tym spektaklu nie dajemy na to odpowiedzi. To olbrzymi dylemat. Bo w tym Prime Timie Milewicz pokazywał najważniejsze, ale - uwaga - także najokrutniejsze momenty z historii świata" - przypomniała. "Czuję, że myśmy się już przyzwyczaili, że tak się świat toczy. Żyjemy swoimi rytmami i traktujemy to, co się wydarza, jako coś bardzo powszedniego" - stwierdziła.

"Myślę, że ten spektakl to bardzo wewnętrzna i odważna podróż do jądra człowieka. Apel, żebyśmy nie przechodzili obok zła obojętnie" - podkreśliła twórczyni przedstawienia.

Pytana, jak przebiegała współpraca ze Sławomirem Grzymkowskim, Anna Sroka-Hryń powiedziała: "Znamy się ze Sławkiem od wielu lat; pracowaliśmy razem jako aktorzy. Bardzo się szanujemy, lubimy i myślę, że łączy nas aktorska chemia. Ale sądzę, że również jako ludzie potrafimy wejść na taki poziom rozmowy, dyskusji, bycia ze sobą, który wykracza poza zwykłą relację zawodową" - wyjaśniła.

"Sławek Grzymkowski jest tak ładnie czuły, intymny i ludzki, że gdy tylko tekst Wiesławy Sujkowskiej do mnie trafił, pomyślałam o nim. Czułam, że Sławek jest taką osobą, z którą na pewno możliwe będzie zwiedzanie tych mrocznych rejonów i wędrówka po brzydkich wewnętrznych światach ludzi" - mówiła. "Ten tekst nie jest prosty, łatwy ani miły. Miałam duży dylemat, czy zająć się nim jako matka sześciolatka. To codzienne okrucieństwo jest w nim wszechobecne, wszechogromne. Wręcz powszednie" - tłumaczyła.

Sroka-Hryń przyznała, że wspólnie z Grzymkowskim "uznali, że artyści, aktorzy, sztuka, teatr mają obowiązek pukać do sumień i serc widzów". "Ten spektakl jest takim pukaniem" - dodała.

"My nie moralizujemy. Nie potrafiłabym moralizować, zwłaszcza w obliczu tego, co nasz bohater przeżył. Bo opowiadamy o autentycznych historiach, które być może nie zdarzyły się samemu Milewiczowi, ale są zapisem wspomnień korespondentów wojennych" - powiedziała. "Ten monodram wiele mówi o człowieku, który puka do nas, ale sam nie robi tego bezkosztowo. To zapisuje się w nim jak film, który się wciąż odtwarza. To trochę takie nasze Dziady i przyznam, że pracując nad spektaklem, sięgaliśmy do wielkich tytułów romantycznych. Często mówiliśmy o misterium" - dodała reżyser.

"Tu nie ma nic z popisu teatralnego. Nie ma popisu aktorskiego. Aktorstwo jest zaprzężone do opowiedzenia okrutnej historii, z całą uczciwością zawodową" - mówiła. "Bardzo chcieliśmy to zrealizować z całą ostrożnością i czcią dla tych ludzi, o których opowiadamy. Bo te osoby naprawdę żyły i już ich nie ma" - zauważyła Sroka-Hryń.

W informacji o monodramie podkreślono, że "nie jest to jednak spektakl biograficzny". "To opowieść o rozprawie ze złem człowieka, który bez wątpienia wiedział i widział dostatecznie dużo, by umieć każde zło rozpoznać i nazwać. I próbował to robić, aż do ostatniego dnia" - napisano.

Przypomniano, że "Prime Time to najlepszy czas antenowy, czas największej oglądalności, którym od lat rządzi zasada: im gorzej, tym lepiej". "Dobra wiadomość to zła wiadomość. I choć cenimy dziennikarzy, którzy próbują zło nie tylko pokazywać, ale także objaśniać i tłumaczyć jego przyczyny, to zbyt szybko powszednieją nam obrazy wojny, przemocy, okrucieństwa" - czytamy dalej w zapowiedzi spektaklu.

"Tak naprawdę nie zadajemy sobie trudu, by analizować zdarzenia. Beznamiętnie oglądamy ich skutki. I niczego nas to nie uczy" - napisano, dodając, że "Milewicz chciał nas nauczyć, że na wojnie nie ma wygranych i przegranych, są tylko ofiary".

Autorką tekstu jest Wiesława Sujkowska. Reżyserką - Anna Sroka-Hryń. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Julia Szeweluk. Muzykę skomponował Robert Siwak. Za reżyserię światła odpowiada Paulina Góral. Występuje Sławomir Grzymkowski. Muzykę na żywo wykonuje Robert Siwak.

Premiera - 13 kwietnia o godz. 19.30 na Scenie Kameralnej im. Sławomira Mrożka Teatru Polskiego w Warszawie. Kolejne przedstawienia - 14 oraz 16-17 kwietnia.

Źródło:

PAP