EN

11.05.2023, 09:07 Wersja do druku

Warszawa. Premiera „Komedianta” w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Narodowym - w sobotę

Bruscon jest perfekcjonistą, detalistą i na tym polega jego podstawowy bój ze światem i idea sztuki: obronić ten kształt opowieści, który stworzył i przekazać dalej - mówi PAP Andrzej Domalik, reżyser „Komedianta” wg T. Bernharda. Premiera na Scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego - w sobotę.

fot. Maciej Landsberg, projekt: Elipsy; Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

"To będzie opowieść o piekle teatru i jego pięknie, bo tego nie da się rozdzielić. Na tym polega diabelskość wynalazku, który nazywa się teatr" - wyjaśnił Andrzej Domalik. "Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób jesteśmy związani ze sceną, wiemy o tym" - dodał.

"Mamy tego świadomość, ale w tym wszystkim towarzyszy nam nieskromna nadzieja, że skoro tak być musi, a musi - to w tym spektaklu tego nieba będzie więcej niż piekła" - zaznaczył.

Reżyser przyznał, że "Bruscon w swojej opinii jest największym aktorem świata". "Kiedyś Bruscon na pewno był dobrym aktorem, bo grał Mefista i Fausta. Jednak stuprocentowych dowodów na to w tekście Bernharda nie ma" - wyjaśnił.

"To artysta o wielu twarzach i szczerze mówiąc, nie jest to dla mnie najważniejsze, czy on jest dobrym aktorem, czy nie" - mówił. "Najciekawsze wydaje mi się to, z czym on się zderza. Jak jego autoportret, jak jego myślenie o sobie, o sztuce, o świecie - a temu wszystkiemu towarzyszy popisowa pewność siebie - zderza się z rzeczywistością" - ocenił Domalik.

"Jego sprawy idą do przodu na przestrzeni tych niewielu godzin, bo akcja zaczyna się o godz. 15, po przybyciu do Utzbach, a o godz. 19.30 ma zagrać w gospodzie swoją sztukę Koło historii" - mówił. "To krótki czas, ale wtedy wydarza się dużo i my, widzowie, dowiadujemy się sporo o jego życiu" - wyjaśnił.

Reżyser zwrócił uwagę, że "to jest to popołudnie i wieczór, kiedy zdarzy się coś więcej niż ostatnio podczas grania". "Jak on sam to mówi: jakbym to przeczuwał" - powiedział.

Domalik zwrócił uwagę, że "Bruscon porównuje siebie do Szekspira i Woltera". "On nie ma wątpliwości, że napisał jeden z najważniejszych utworów w dramaturgii światowej. Problem polega na tym, że Bruscon uważa, iż to świat chce mu to dzieło zniszczyć; że świat się w rozmaity sposób w to wtrąca" - zaznaczył. "A w jego sztuce - jak mówi - wszystko jest ważne" - wyjaśnił.

"Jest perfekcjonistą, detalistą i na tym polega jego podstawowy bój ze światem i idea sztuki: obronić ten kształt opowieści, który stworzył i przekazać dalej" - podkreślił reżyser.

Scenografia w przedstawieniu jest ascetyczna i składa się m.in. z niewielkiej, podniszczonej estrady, kilkunastu krzeseł i drewnianej drabiny. Może kojarzyć się z salą prób. "Autorką scenografii jest Jagna Janicka, z którą mam przyjemność pracować od wielu, wielu lat. Jak zwykle, bo to zawsze jest nam bliskie, staramy się stworzyć scenografię, która jest znakiem" - mówił. "Mam wrażenie, że on jest na tyle wyraźny i komunikatywny, że stanie się zrozumiały" - dodał Domalik.

Pytany, który z autorów - Czechow czy Bernhard - jest okrutniejszy, reżyser, ceniony twórca przedstawień czechowskich, powiedział: "oni są okrutni w różny sposób". "Okrucieństwo Czechowa jest zakamuflowane, jest ukryte. Ktoś powiedział, że scena u Czechowa polega na tym, że nad stołem ludzie piją herbatę i rozmawiają o pozornie nieważnych sprawach, a w tym samym czasie pod stołem decydują się ich losy" - ocenił.

"Bernhard jest dużo bardziej jednoznaczny i nie ukrywa bolesnej prawdy. Eksponuje ją z całą siłą" - wskazał. "W formie są to różne oblicza okrucieństwa, ale zawsze mi się wydawało, że przejście od Czechowa do Bernharda jest krokiem naturalnym" - podkreślił Andrzej Domalik.

Pytany, kim jest Bruscon, Jerzy Radziwiłowicz powiedział: "To człowiek bardzo wrażliwy". "Być może najciekawsze w tym tekście jest to, że trudno powiedzieć jednoznacznie, czy on jest szalbierzem, szmirusem, a może jednak byłym wybitnym aktorem. Wiele w tej sztuce przemawia i za jednym, i za drugim. Jednoznacznej odpowiedzi na to nie ma - i to jest w Komediancie zajmujące" - wyjaśnił aktor.

"Pewne rzeczy, które Bruscon mówi o sobie, to typowe wypowiedzi kabotyna. Z kolei niektóre uwagi, które wypowiada o teatrze, i te rzeczy, które stara się wydobyć ze swoich partnerów, którymi są jego żona i dzieci - są niezwykle sensowne" - ocenił aktor, dodając, że "Bruscon na dodatek jest dramaturgiem". "Jaka jest ta jego sztuka? Nie wiemy, bo jej w końcu nie pokazali i widzowie nie zobaczą tego przedstawienia. Natomiast z jej fragmentów, jak się o nich czyta, wynika, że mnóstwo w niej spraw i rzeczy od czapy" - powiedział. "Ale nieraz nam się wydaje, że coś jest całkowicie od czapy, a potem przychodzi artysta, robi spektakl i okazuje się, że to jest piękne" - przekonywał.

Pytany, jakiego Bruscona chce zagrać, Radziwiłowicz powiedział: "To się dopiero okaże". "Trudno jest mówić przed przedstawieniem. Póki ono nie zaistnieje, nie sposób powiedzieć, jaki on będzie. Tak naprawdę to okazuje się dopiero w praniu" - mówił. "Bo i nasze zamiary mogą wziąć w łeb, może okazać się, że widzowie odczytają to inaczej etc." - wyjaśnił Radziwiłowicz.

Komediant Bruscon to kabotyn, megaloman, egotyk, tyran i natchniony, wrażliwy aktor. Przyjeżdża do Utzbach, małej miejscowości w Górnej Austrii, gdzie ma dać w gospodzie przedstawienie swojej sztuki Koło historii. Jesteśmy świadkami jego rozterek przed premierą – czasami heroicznie, a czasami niepewnie i z trwogą Komediant zmaga się ze światem, czując wewnętrzny przymus teatru, konieczność ciągłej gry" - czytamy o akcji przedstawienia.

"Bruscon mówi, że teatr jest kłamstwem, ale kłamstwem wspaniałym, kłamstwem niemal perfekcyjnym. W zasadzie wszyscy kłamiemy: autorzy, aktorzy, widzowie także. Rozszerza więc instytucję teatru na instytucję świata. W sposób przekonujący, żeby nie powiedzieć – szlachetny, kłamstwo obłaskawia" - zaznaczył Domalik, cytowany w zapowiedzi. "Kiedy więc przyglądamy się Brusconowi, to absolutną koniecznością jest zadanie sobie pytania, kiedy on gra, a kiedy nie. Otóż gra niemal zawsze. Dlatego mówi, że teatr jest więzieniem, dość beznadziejnym, nie ma co liczyć na złagodzenie kary, tak to już zostanie. Jest na granie skazany. Gdyby nie było aktorstwa, trzeba by się powiesić. Skoro tego nie robimy, trzeba grać" - zwrócił uwagę Domalik.

Jak zaznaczono, "zmagania Bruscona ze sceną oznaczają zmagania ze światem, czasami są heroiczne, innym razem niepewne czy wręcz rozpaczliwe, zawsze niebezpieczne". "W takich momentach w jego postaci można dopatrzyć się sylwetki ukochanego dziadka Bernharda, niespełnionego pisarza Johannesa Freumbichlera, opisanego przez wnuka w genialnych Autobiografiach" – pisze Adam Lipszyc w tekście "Die rollende Peepshow, czyli Bernhard jako Komediant", zamieszczonym w programie spektaklu.

Autorem przekładu jest Jacek S. Buras. Muzykę skomponował Mateusz Dębski. Za reżyserię światła odpowiada Karolina Gębska.

Występują: Jerzy Radziwiłowicz (Bruscon, komediant), Aleksandra Justa (Pani Bruscon, komediantka), gościnnie Hubert Łapacz (Ferruccio, ich syn), Zuzanna Saporznikow (Sara, ich córka), Arkadiusz Janiczek (Właściciel Gospody) i Kinga Ilgner (Żona Właściciela Gospody).

Premiera - 13 maja o godz. 19.30 na Scenie przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego Teatru Narodowego. Kolejne przedstawienia - 14 oraz 16-17 maja.

Źródło:

PAP