23 listopada w Teatrze Królewskim w Starej Oranżerii w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie odbędzie się prapremiera opery „HI§TORY" na podstawie manuskryptów (także fragmentów dotąd niepublikowanych) dramatu „Historia (Operetka)" Witolda Gombrowicza.
Gdybym mógł dotrzeć do miejsca, w którym się tworzy Historia
Cieszę się, że część niepublikowanych dotąd rękopisów Historii (Operetki) posłużyła do stworzenia opery HI§TORY, tym bardziej, że są one jednymi z nielicznych, które się zachowały. Gombrowicz miał zwyczaj niszczenia swoich rękopisów.
Wierzę, że ta opera pomoże rzucić nowe światło na jeszcze lepsze zrozumienie autobiograficznego kontekstu dzieła Gombrowicza i jego relacje z historią.
Rita Gombrowicz
Ja mam głos. Nie możecie odebrać mi głosu. […]
Niech moja bosa noga towarzyszy
Mym ustom…
będę mówił, boso…
– oto pierwsza deklaracja Witolda, głównego bohatera opery, będącego wcieleniem autora dramatu. Siedemnastoletni chłopak – bez butów – staje do konfrontacji z własną rodziną i reprezentowanymi przez jej członków złudnymi społecznymi ideałami, a następnie z twórcami wielkiej Historii. Do akcji włączeni zostają ojciec, matka i rodzeństwo słynnego dramaturga, a ich charakterystyczne cechy osobowości, a nawet melodie głosów, znajdują odzwierciedlenie w muzyce. W drugim akcie na scenę wkraczają postaci historyczne – m.in. car Mikołaj II, cesarz Wilhelm II, Józef Piłsudski… Przeplatające się wątki osobiste i polityczne tworzą mozaikę znaczeń, groteskową plątaninę zdarzeń realnych i wyobrażonych. To, co miało być „muzyczną komedią” staje się obrazem tęsknoty za nie-uwikłaniem, za wolnością od „formy”, od „gęby”, od „stroju”, od „buta”, od zwodniczości świata, od małej i wielkiej historii.
Michał Dobrzyński występuje w podwójnej roli – kompozytora i librecisty. Tekst opery opracował na podstawie nieukończonego dramatu Historia Witolda Gombrowicza, w tym fragmentów, które nigdy dotąd nie zostały opublikowane. Kopie manuskryptów osobiście udostępniła kompozytorowi pani Rita Gombrowicz. Michał Dobrzyński wraca w ten sposób do twórczej myśli towarzyszącej jego Operetce, sięgając do literackich praźródeł zrealizowanego w 2015 roku utworu. „Jednym z naczelnych zadań mojego pisania to przedrzeć się poprzez Nierzeczywistość do Rzeczywistości” – powiedział kiedyś Gombrowicz, a Michał Dobrzyński za pomocą uniwersalnego języka muzyki przenosi tę myśl w nowy wymiar. Nieukończony dramat pozostawia szerokie pole do muzycznej interpretacji – jak podkreśla sam kompozytor: „wyrazistość myśli i jaskrawa wręcz czytelność użytych Gombrowiczowskich postaci-symboli […] wydaje się w jakiś szczególny sposób korelować z historią rozgrywającą się także dzisiaj i na naszych oczach”.
Wydarzenie pod honorowym patronatem Marszałek Senatu Rzeczypospolitej Polskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oraz Rity Gombrowicz.
***
Jakub Krofta, Maciej Wojtyszko
Co najmniej dwóch
W prawie każdej powieści Gombrowicza JEST DRUGI ON.
W Ferdydurke to Miętus, w Transatlantyku Gonzalo, w Kosmosie – Leon.
Oczywiście można twierdzić z przekonaniem i nie bez racji, że GOMBROWICZÓW JEST WIĘCEJ.
Bo przecież każdy autor piszący sztukę jest każdą postacią, którą wymyślił.
Jednakże to podwojenie tak często powracające w twórczości Gombrowicza jest niezwykle charakterystyczne i trudno się dziwić, że kompozytor zaryzykował takie właśnie istnienie autora i bohatera na scenie. Sam utwór opracowany przez Michała Dobrzyńskiego dzięki uprzejmości pani Rity Gombrowicz jest dziełem młodzieńczym. Dziełem, w którym autor szuka swojego głosu w obliczu rodziny, społeczeństwa, a przede wszystkim Historii. Zdumiewająca jest ta intuicja wrażliwego, przerażonego artysty, który czuje, że w każdej chwili może być przerobiony, uformowany albo i zdeptany przez formy zewnętrzne – przez Historię, a mimo wszystko ma odwagę z nich drwić.
I siła tej drwiny, bunt przeciw formie, która nie liczy się z głosem samotnego bezbronnego człowieka to kolejny dowód na niewiarygodny słuch Gombrowicza.
Przeczuwał zło, które w okresie międzywojennym czaiło się tuż za progiem.
Przeczuwał wcześniej niż inni tragizm i groteskowość tego, co miało nadejść.
I nie tylko drwił, ale też drżał.