Przejście od muzyki do teatru Schaeffera powinno odbywać się naturalnie i nie inaczej było w moim przypadku. Mówimy wszak o spotkaniu z twórczością jednego autora, którego muzyka jest teatralna, teatr zaś muzyczny. Z Konradem Jelińskim rozmawia Anna Kędziorek na stronie AICT.
Bogusław Schaeffer. Jak to się stało, że pojawił się w Pana życiu? Co sprawiło, że jego obecność w Pana życiu utrzymuje się do dziś?
Bogusław Schaeffer pojawił się w moim życiu jako autor książek. Muzyką współczesną zacząłem interesować się koło roku 2000, a więc w czasach płyt kompaktowych, fonotek i radia. Internet oczywiście był, ale wolny, niezasobny i drogi. Dziś cały dwudziestowieczny kanon jest „gotowy do odsłuchu” za jednym kliknięciem, z łatwością można też dotrzeć do nut. Na przełomie wieków, będąc nastolatkiem, o Stockhausenie, Cage’u i Xenakisie „mogłem sobie poczytać” w Małym informatorze muzyki XX wieku.
Schaeffera jako kompozytora odkryłem później. Nagrania jego utworów, włącznie ze słynną Symfonią – muzyką elektroniczną, były na nielicznych, trudno dostępnych płytach, w tym, na domiar złego, winylowych. Dopiero na Warszawskiej Jesieni w 2004 roku usłyszałem tentative music.
Wracając do książek, ja i inni czytelnicy Schaeffera mieliśmy szczęście, że to właśnie on opisywał nową muzykę, bo jego polszczyzna była precyzyjna, a zarazem pełna życia.
Ruch Muzyczny przypomniał ostatnio list otwarty do dyrektorów filharmonii, który w 1996 opublikował na swoich łamach. Pozwolę sobie przeczytać fragment:
„Szanowni Panie i Panowie!
Zachęcony […] przez dyrygentów, z którymi (owocnie) współpracuję, zwracam się do Państwa z prośbą o […] zrewidowanie […] stosunku do nowej muzyki – polskiej i obecnej. Pomijanie jej w programach koncertów oznacza zubażanie kultury polskiej. Nie wzorujmy się na […] intendentach zachodnich, którzy kierują się rzekomymi upodobaniami publiczności, lecz twórzmy własne wzory postępowania. […]
Nasz XX wiek kończy się dość smutnym bilansem: nie znamy własnej muzyki, nie znamy nowej muzyki obcej […]. Mogę tylko jedno powiedzieć: banalnie układane koncerty nigdy nie trafią do kroniki naszej kultury. By do niej wejść – trzeba dokonać czegoś więcej. O co właśnie proszę”. Bogusław Schaeffer
Drugi akapit dobrze podsumowuje to, co chciałem powiedzieć. W czasach przed ściąganiem czy po prostu słuchaniem muzyki z Internetu, dwudziestowieczną – znaliśmy głównie z książek. A tak się składa, że te książki były pisane przez Schaeffera.
Jeśli chodzi o organizację koncertów, czy sytuacja muzyki XX wieku poprawiła się od czasów Schaeffera?
Schaeffer życzył sobie, by muzykę współczesną grano w filharmoniach, i by nauczano jej w konserwatoriach. Wciąż jednak, chcąc posłuchać na żywo utworów kompozytorów żyjących, wybieramy się na koncert w ramach poświęconego im festiwalu. Całkowitej zmianie uległa kwestia dostępu do nagrań: serwisy streamingowe pozwalają słuchać każdej muzyki, i to bez konieczności pobierania plików. Korzystając z tych serwisów, niekiedy sięgam jeszcze po poczciwych, sczytanych Klasyków dodekafonii czy Kompozytorów XX wieku. Bywają pomocni w tworzeniu listy odtwarzania, gdy znaleźć się na niej może praktycznie wszystko.
Z Pana opowieści wynika, że Bogusław Schaeffer był najpierw Pana mentorem i przewodnikiem po muzyce współczesnej, a następnie jego twórczość muzyczna zaczęła odgrywać ważną rolę w Pana życiu. Kiedy zrodziło się Pana zainteresowanie jego twórczością teatralną?
Dosyć wcześnie! Przejście od muzyki do teatru Schaeffera powinno odbywać się naturalnie i nie inaczej było w moim przypadku. Mówimy wszak o spotkaniu z twórczością jednego autora, którego muzyka jest teatralna, teatr zaś muzyczny.
Sztuki te przenikają się zwłaszcza w teatrze instrumentalnym Schaeffera.
Przenikanie się sztuk w twórczości Schaeffera jest niezwykle charakterystyczne. Jego dzieła łączą muzykę, plastyczność i teatralność w jedną całość. Jak Pan postrzega jego podejście do swobody interpretacji swoich utworów? Czy Schaeffer pozostawiał dużo miejsca na wolność twórczą, czy raczej dążył do precyzji?
Schaeffer był autorem przeszło sześciuset utworów muzycznych, wśród których znajdziemy zarówno te zanotowane ściśle, jak i te bardziej otwarte na interpretację. Bycie „schaefferystą” wymaga umiejętności dokładnego odczytania zapisu, ale także zdolności do gry swobodnej, a nawet improwizacji. Niektóre utwory wymagają wręcz improwizacji w stylu jazzowym, a więc znajomości współczesnego języka jazzu.
Jeśli chodzi o teatr, to tutaj Schaeffer nie zostawiał dużego pola do interpretacji. Wymagał podania tekstu. Byłem świadkiem performatywnego czytania jednego z nich i mimo że aktorzy zwyczajnie czytali z pulpitów, nie miało się poczucia jakiegokolwiek braku. Nie było bowiem potrzeby dekoracji czy ruchu scenicznego, tekst jako taki był wystarczający.
Schaeffer zresztą proponował, by prezentacje jego utworów teatralnych włączać do programów koncertów filharmonicznych. Estrada była dla niego wystarczającą sceną.
W czytaniach performatywnych słowo dramatu wychodzi na pierwszy plan. Bez bogatej teatralnej oprawy skupienie widza pada na słowo. U Bogusława Schaeffera słowo jest podstawowe: jako dźwięk i jako znaczenie. Być może jest też spotkaniem sztuk po prostu, o którym Pan wspominał wcześniej. A czy miał Pan okazję poznać osobiście profesora Bogusława Schaeffera.
Miałem ten zaszczyt w 2013. Schaeffer mieszkał wtedy w Salzburgu, nie nadarzyła się okazja, bym poznał go bliżej, ale z relacji starszych kolegów i koleżanek wiem, że był osobą otwartą, skłonną uczyć również osoby spoza zaklętego kręgu muzyki klasycznej, a przyciągał je zapewne poprzez swoje partytury graficzne, „czytelne” nawet dla nieczytających nut.
Osoby spoza akademickiego kręgu mogą mieć większą swobodę w poszukiwaniu dźwięków. Mniej są związane regułami dotyczącymi tego, co uznaje się za „piękne”, a co nie. Niemniej jednak wszyscy zainteresowani twórczością Schaeffera potrzebują dostępu do materiałów, co umożliwia archiwum. Jak powstało? Skąd wzięła się ta inicjatywa?
Wzięła się z konieczności uporządkowania materiałów. Schaeffer obdarzył zaufaniem Krystynę Gierłowską i Marka Frąckowiaka, dla którego napisał dramat Skala. To oni, ponad trzynaście lat temu, sprawili, że archiwum znalazło się w Warszawie. Dziś opiekuję się nim wraz z Filipem Gołdanowskim, szesnastoletnim kompozytorem. To wspaniałe, że Schaeffer, który w 2019 zmarł w wieku dziewięćdziesięciu lat, inspiruje kogoś z rocznika 2008!
Muzyka Schaeffera niezmiennie pozostaje świeża i wyjątkowa, stanowiąc inspirację dla młodych artystów. To naprawdę piękne, że w projekt zaangażowany jest 16-letni młody twórca. Jak wygląda sam proces archiwizacji? Czy efekty pracy Pana zespołu są dostępne dla wszystkich na stronie internetowej poświęconej Bogusławowi Schaefferowi?
Archiwizacja polega na porządkowaniu, konserwacji i skanowaniu archiwalnych obiektów. Proces ten trwa, co można śledzić – z każdym miesiącem, na naszej stronie pojawiają się obiekty nowe.
Czy wszystkie dokumenty, które archiwizujecie, są dostępne online dla każdego?
Absolutnie, Bogusław Schaeffer pozostaje zaś jedynym współczesnym kompozytorem, którego archiwum jest on-line.
Wspomniał Pan, że od 13 lat pracuje nad archiwizowaniem dorobku Schaeffera. Czy mógłby Pan opowiedzieć o aktualnym stanie tych prac oraz o tym, co jeszcze pozostało do zrobienia?
Choć zrobiliśmy naprawdę dużo, wiele wciąż przed nami. Części materiałów przyglądam się od 2019 – od śmierci profesora. Te, które były mniej wymagające w opracowaniu, są już dostępne, część pozostałych wymaga konserwacji. Czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Tylko dla zobrazowania: Schaeffer często używał taśmy klejącej, która przestała właśnie trzymać, a takich problemów jest znacznie więcej.
Czy prowadzone są działania mające na celu monitorowanie wystawień dzieł Schaeffera na całym świecie? Wiem, że jego twórczość jest doceniana globalnie, czasami nawet bardziej niż w Polsce. Czy podejmowane są starania, aby archiwizować i katalogować te wystawienia oraz koncerty?
Nie prowadzimy monitoringu sensu stricto, jednak za każdym razem, gdy pomagamy badaczom lub artystom, prosimy, aby podzielili się z nami informacją o wszelkich produkcjach, nagraniach czy wystawieniach, którymi nasza pomoc owocuje.
Przy tak dużej liczbie wybitnych utworów można przypuszczać, że zainteresowanie jego dorobkiem może być nieustające.
Zdecydowanie. Od składających nam wizyty studyjne otrzymujemy egzemplarze biblioteczne książek, w których Schaeffer jest kluczową postacią. Takie materiały pozwalają nam spojrzeć na niego z szerszej perspektywy.
Zbieranie analiz z różnych zakątków świata wspiera interpretację dzieł Schaeffera oraz jego wpływ na muzykę i teatr globalnie. Choć, idąc za Derridą, takie archiwum nie może być uznane za prawdę absolutną, dostarcza ono cennej wiedzy na temat profesora. Absolutność przejawiać się może w emocjach? Czy ma Pan jakieś ulubione dzieła Schaeffera? A może napotkał Pan jakieś niespodzianki podczas pracy nad archiwum?
Lubię jego twórczość trzecionurtową, czyli tę łączącą muzykę współczesną z jazzem. Cenię wszystkie cztery spektakle Teatru Telewizji. Jeśli chodzi o niespodzianki, często są nimi osobiste notatki Schaeffera.
Co te osobiste notatki mówią o nim?
Mówią mniej więcej tyle, że miał silne poczucie własnej wartości, ale jednocześnie czuł się niedoceniany. Był rozczarowany, zarówno otaczającymi go ludźmi, jak i stanem współczesnej kultury.
Czy uważa Pan, że coś się zmieniło w tej kwestii? Czy współczesna kultura ewoluowała w taki sposób, że Schaeffer mógłby być teraz bardziej doceniony?
Nie. W kwestii obecności muzyki współczesnej w programach koncertów abonamentowych nie zmieniło się wręcz nic. Dystrybucja nagrań jest łatwiejsza dzięki nowoczesnym technologiom, ale co z tego, skoro Schaeffera nagrywa się rzadko. Wciąż polegamy na Archiwum Polskiego Radia…
A co z twórczością teatralną Schaeffera? Czy widzi Pan jakieś odrodzenie zainteresowania jego dramatami?
Chętnie dowiedziałbym się, jak ludzie teatru postrzegają te dramaty, i czy nie są one dla nich awangardą trącącą myszką!
Czy młodsze pokolenia twórców teatralnych interesują się twórczością Schaeffera?
Wątpię, czy młodsze pokolenia twórców teatralnych interesują się twórczością Schaeffera. Tylko dla przykładu: mój młodszy brat jest reżyserem teatralnym, wiem, że docenia tę twórczość, ale chyba nie odczuwa potrzeby, by się z nią mierzyć. Z pewnością Schaeffer zyskałby na nowym spojrzeniu młodego reżysera, który odkryłby któryś z kilkudziesięciu dramatów na nowo i przybliżył go współczesnej publiczności. Gdyby taki reżyser się pojawił, moglibyśmy zobaczyć, jak Schaeffer „rezonuje”. Obecnie jest bowiem ciekawostką historyczną, i to mało znaną. Tymczasem, jako krytyk kultury z pewnością może być ciekawy, ciekawie też komentuje rolę aktora w teatrze. Czy znajdzie się jednak ktoś, kto w pełni wykorzysta sceniczny i kulturotechniczny potencjał Schaeffera, śmiem wątpić.
Czy szkoły kiedykolwiek zwracały się do Państwa po pomoc w nauczaniu o Schaefferze? Czy są podejmowane jakieś działania mające na celu przybliżenie jego twórczości młodszej publiczności?
Raczej nie. Schaeffer był niedawno grany w szkole muzycznej w Elblągu, to wszystko. Myślę, że jesteśmy historycznie daleko od tego, by muzyka była integralną częścią edukacji ogólnej, miała naukowy status, który utraciła w czasach… renesansu?
Myślałam bardziej o Schaefferze jako o artyście – kimś, kto działał na wielu polach i tworzył awangardowe dzieła. Jest uznawany na całym świecie, więc jego życie i twórczość mogłyby być fascynującą historią do przedstawienia uczniom, nie tylko w kontekście muzyki.
Nie jestem pewien, czy ktokolwiek o tym myślał. Jeśli kiedykolwiek szkoły będą wprowadzały Schaeffera do programów nauczania, z pewnością im w tym pomożemy.
Bardzo dziękuję za rozmowę.