EN

22.04.2023, 09:34 Wersja do druku

Warszawa. Prapremiera „Zesłania, czyli anty-tragedii syberyjskiej” w Teatrze Ateneum - w sobotę

Sybir jest miejscem okrutnym, strasznym, nie do życia - ale też, jak stwierdził autor „Wspomnień”, na których oparto spektakl, Konstanty Wolicki - Sybir da się pokonać - mówi PAP Mikołaj Grabowski, reżyser „Zesłania, czyli anty-tragedii syberyjskiej”. Prapremiera w stołecznym Teatrze Ateneum - w sobotę.

fot. mat. teatru

"Z powodów takich, że zrobiłem w swoim życiu kilka nieoczywistych adaptacji tekstów - jak np. Opis obyczajów ks. Kitowicza, a dawniej jeszcze Trans-Atlantyku i Pamiątek Soplicy - ludzie, którzy widzieli te spektakle, nagle zaczęli mi podsyłać teksty z dopiskiem to jest dla Grabowskiego albo zobaczyłam ten tekst w zatęchłej bibliotece jakiegoś klasztoru i poczułam, że to jest dla pana. I stąd uzbierał mi się stosik takich dziwnych tekstów, które wymagają adaptacji" - wyjaśnił reżyser.

Podkreślił, że "na Wspomnienia Konstantego Wolickiego zwrócił uwagę niemal 30 lat temu". "Dziś ten tekst wydał mi się szczególnie istotny wobec tego, co się dzieje w Ukrainie. Oczywiście, my w teatrze nie jesteśmy w stanie konkurować z rzeczywistością, która się dzieje po drugiej stronie granicy. Nie prześcigniemy obrazków z Buczy, sceny ścięcia głowy ukraińskiemu żołnierzowi - ale możemy przypatrzeć się temu, co to właściwie jest za naród, ci Rosjanie. Jaki on jest, jakie są relacje władzy i obywatela, jak wygląda układ obywatel-obywatel etc." - dodał Mikołaj Grabowski.

Scenariusz przedstawienia stanowi adaptacja XIX-wiecznych wspomnień z syberyjskiego zesłania polskiego szlachcica, muzyka Konstantego Wolickiego, który trzy lata po stłumieniu Powstania Listopadowego "został przypadkowo wplątany w polityczne tryby carskiej Rosji i zesłany na 7 lat na Syberię".

Reżyser wyjaśnił, że wydane we Lwowie w 1876 r. nakładem Księgarni Gubrynowicza i Schmidta "Wspomnienia" Konstantego Wolickiego mają charakter "gawędy szlacheckiej". "Wolicki okazał się obserwatorem nader inteligentnym, a jeżeli inteligent opisuje Syberię - to nie ogranicza się tylko do jednej strony. Dostrzega to, co jest okropne straszne, demoniczne, ale równocześnie widzi groteskowy wymiar tamtej rzeczywistości" - mówił. "Jest taka scena, gdy opisuje, jak był zakuwany w kajdany. Rosyjski żołnierz uderzył go młotem w nogę zamiast w kajdany, ale wtedy właśnie pisze, że mimo bólu nie mógł się powstrzymać od śmiechu, bo kolega, który razem z nim miał się udać na zesłanie i nie miał jednej nogi, podał do skucia szczudło. Wyrok wyraźnie głosił, że należy okuć obie nogi. Dlatego carscy wymyślili, że kajdany od jednej nogi trzeba koniecznie przyczepić do paska skazańca. Wolicki pisał, że wyglądało to +jakby go ozdobili kajdanowym lampasem+" - tłumaczył Grabowski, dodając, że "to kompletnie groteskowa scena".

"Wolicki był artystą, ukończył konserwatorium muzyczne w Paryżu. Po zesłaniu przypadkiem został dyrygentem orkiestry w Tobolsku i być może dzięki temu na tej Syberii odnalazł się lepiej niż inni" - przypomniał autor adaptacji. "Ten jego opis często bywa bardzo dwuznaczny. Np. opisuje, ile robactwa jest na Syberii. Pisał, że zesłańcy nie mogli sobie z tym poradzić i jak bardzo to było uciążliwe. Jednocześnie pisał o tym z lekkością, tak, jakby nieomal był to monolog do stand-upu dla jakiegoś aktora" - mówił reżyser.

"W tym wieloznacznym oglądzie i opisie Syberii nie brakuje, rzecz jasna, scen wyraźnie, jednoznacznie dramatycznych, ale Wolicki szkicuje nam szerszy pejzaż" - mówił. "Naszym pierwszym skojarzeniem z Sybirem jest opowieść Sobolewskiego z Dziadów, ta rączka filomaty, która zwisa z kibitki. Ale warto przypomnieć polskich naukowców, którzy w latach 70. i 80. XIX wieku zostali tam zesłani, jak np. etnograf, brat Piłsudskiego, Bronisław, który tam właśnie zaczął badać plemię Ajnów. Wrócił do Polski, bo car go uwolnił, a na dodatek dostał nagrody od rosyjskich towarzystw geograficznego i biologicznego" - tłumaczył reżyser.

"Nasz spektakl pokazuje Rosję i Sybir tak, jak ją zobaczył Wolicki. A on ją opisał w sposób tak bystry i mądry, że jego Wspomnienia mogą śmiało konkurować z najlepszą książką XIX wieku, czyli Listami z Rosji markiza Astolphe'a de Custine" - powiedział, dodając, że "język opisów Wolickiego jest piękny, wspaniały, czasem nawet poetycki". "Bywa też tak dojmujący, że dla mnie można go porównać z językiem Gogola, który jest przecież niezwykle groteskowy i zjadliwie ironiczny" - ocenił, dodając, że "Wolicki jak Gogol dostrzega perfidię tamtej rzeczywistości".

Reżyser podkreślił, że "podana w tak lekki sposób groteska może być tragiczna". "Background tej narracji jest tragiczny, dojmujący. To jest zesłanie i czekanie na uwolnienie, to jest bieda tych ludzi na Syberii - ale przez to, że autor zachowuje dystans do tamtego życia, że się nie daje - odbiorca ma w gruncie rzeczy do czynienia z taką oto puentą: Sybir da się pokonać" - podkreślił Mikołaj Grabowski.

"Namawiałem aktorów do tego, żeby każdą rzecz, którą opowiadają, obejrzeli z różnych stron równocześnie. Że to jest z jednej strony obraz strasznie dokuczliwej realności, ale z drugiej, by grali z myślą, że ja się temu nie poddaję i mogę o tym mówić ze swobodą człowieka wolnego" - powiedział reżyser. Przypomniał, że "kiedyś Andrzej Wajda powiedział, iż wszystko, co inteligentne, jest śmieszne". "Być może miał rację. Wszystkie rzeczy jednoznacznie ponure, dramatyczne, tragiczne nie przekonują widzów. A rzecz wypowiedziana w sposób zasadniczy, ale lekko i z dowcipem trafia do nas mocniej" - tłumaczył.

Pytany o to, jak Wolicki trafił na zesłanie, Grabowski powiedział: "cały paradoks polega na tym, że nie za udział w Powstaniu Listopadowym, ale trzy lata później". "Cała pierwsza scena w naszym spektaklu jest w gruncie rzeczy zabawna. Już po powstaniu Wolicki spotkał się ze swoim przyjacielem Borzęckim, który był emisariuszem i kto wie, czy nie był już wtedy zwerbowany przez carską Ochranę. To się rozniosło i do Wolickiego przyjechała carska policja, zaczęli go przesłuchiwać, biblioteczkę zarekwirowali. Wolicki bardzo chciał sobie udobruchać inwigilującego go żandarma Jurgaszkę, dlatego zaprosił go na ucztę w swoim dworze" - wyjaśnił Grabowski.

"Żandarm Jurgaszka powiedział naszemu bohaterowi, że on nie jest winien, ale muszą jeszcze dla dopełnienia formalności pojechać wspólnie do Warszawy. Wolicki w trakcie podróży zapraszał tego żandarma na sute kolacje, kupił od niego konie i to przepłacając straszne pieniądze. Wszystko, żeby go sobie zjednać" - opowiadał. "Dojechali do Warszawy i w pewnym momencie Wolicki się zorientował, że trafił do aresztu. Opisał to tak: przyjechałem z nimi do Warszawy i tak właśnie sam siebie do więzienia zawiozłem" - podkreślił reżyser.

Nowy członek zespołu Teatru Ateneum aktor Łukasz Lewandowski wyjaśnił, że "w przedstawieniu aktorzy są bohaterem zbiorowym". "Każdy z nas ma taki moment w spektaklu, że wciela się w narratora tej opowieści, że jest alter ego Konstantego Wolickiego. To taki prosty zabieg, aby każdy z nas mógł się z nim utożsamić i to bez względu na wiek i płeć" - powiedział PAP aktor.

"Myślę, że to przedstawienie jest bardzo teatralną, poprzez metaforę, próbą zmierzenia się z problematyką zesłań na Sybir i z samą Rosją" - mówił. "Próbujemy dogrzebać się do tych obszarów, które stereotypowo wywołują w nas lęk, ból, ucieczkę, chęć zemsty. Mikołaj Grabowski opowiadał nam taką anegdotę z Londynu. Kiedy zapytano panie siedzące przy stoliku, czy już były na Zesłaniu, odpowiedziały: tak, byłyśmy" - powiedział, dodając, że "w tym spektaklu pracujemy z traumami, które tkwiły w umysłach naszych pradziadków, dziadków, w naszych rodzinach".

"Staramy się być bardzo wierni autorowi, a autor ma - myślę - taką cechę, która jest wspaniała, może u nas trochę już w deficycie, tzn. ogromne poczucie humoru. Zdaje się, że to jest jakiś rodzaj narzędzia, które pozwala nam przyglądać się tej historii jako opowieści o możliwym zwycięstwie" - mówił. "Taka jest też wymowa tego pamiętnika, bo to jeden z nielicznych dokumentów z czasów rozbiorów, z którego po prostu wynika, że Wolickiemu się udało" - ocenił artysta.

Lewandowski wyjaśnił, że na zesłaniu "Wolickiego ratowała wiedza, wykształcenie i poczucie humoru". "Opisywał historie, które są, można powiedzieć, koszmarne, przerażające. Jednak on przez ten dystans przygląda się mechanizmom i dlatego zostawił nam jakiś trop czy może lekcję. Bo kiedy ta narracja jest pozbawiona tej naszej emocjonalności, kiedy rzeczywistość jest oglądana wnikliwym okiem - nie chcę powiedzieć chłodnym - te mechanizmy stają się dla nas czytelne także dzisiaj" - wyjaśnił aktor.

Konstanty Wolicki (ur. w 1805 r. w Kowalu na Kujawach - zm. w 1863 r. w Kowalu) był polskim kompozytorem, uczestnikiem Powstania Listopadowego. Na Syberii spędził 7 lat. "Nie był typowym zesłańcem cierpiącym katusze pod carskim butem; jako muzykowi zlecono mu zorganizowanie w Tobolsku orkiestry złożonej z więźniów" - napisano w zapowiedzi.

"Groza w tych wspomnieniach miesza się z wisielczym humorem, zaś opisy Rosji i Rosjan z tamtych czasów zdumiewająco zdają się pasować do czasów dzisiejszych" - podkreślono w informacji o spektaklu.

Adaptacja, reżyseria i ruch sceniczny - Mikołaj Grabowski. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Zuzanna Markiewicz. Muzykę skomponowała Olga Mysłowska.

Występują: Maria Ciunelis, Dorota Nowakowska, Katarzyna Ucherska, Janusz Łagodziński, Jakub Pruski i Łukasz Lewandowski.

Prapremiera "Zesłania, czyli anty-tragedii syberyjskiej" - 22 kwietnia o godz. 19 na Scenie Głównej Teatru Ateneum im. S. Jaracza w Warszawie. Kolejne przedstawienia - 23 oraz 25-30 kwietnia.

Źródło:

PAP