EN

20.02.2024, 17:37 Wersja do druku

Warszawa. Prapremiera „Geniusza” w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia - w czwartek

Stalin traktuje Stanisławskiego z przyjaźnią, uprzejmie. Docenia jego dorobek - tylko swoje wyegzekwuje - powiedział PAP Jerzy Stuhr, reżyser dramatu „Geniusz” Tadeusza Słobodzianka. Prapremiera w Teatrze Polonia w Warszawie - w czwartek.

mat. teatru

"Akcja sztuki Tadeusza Słobodzianka rozgrywa się 20 grudnia 1937 r., dwa dni po 59. urodzinach Józefa Wissarionowicza Stalina (choć w oficjalnej biografii dyktator odmłodził się o rok). To był czas tzw. wielkiego terroru, którego śmiertelnymi ofiarami padło ponad milion ludzi, a blisko dziesięć milionów zesłano do łagrów. Stalin osobiście podpisywał listy osób przeznaczonych do rozstrzelania, które dostarczał wyjątkowo gorliwy wykonawca czystek, ludowy komisarz bezpieczeństwa publicznego Nikołaj Jeżow, zwany krwawym karłem" - napisał w programie do spektaklu krytyk teatralny Wojciech Majcherek.

W gabinecie Stalina na Kremlu dochodzi do fikcyjnego spotkania, które opisał Tadeusz Słobodzianek. Biorą w nim udział: aktor, reżyser, współzałożyciel MChAT-u oraz twórca koncepcji aktorstwa, której podstawą było "przeżywanie" (tzw. "system działań fizycznych") Konstantin Siergiejewicz Stanisławski, Aleksandr Nikołajewicz Poskriobyszew, który robił karierę w partii bolszewickiej od 1917 r., a w latach 30. dochrapał się stanowiska szefa sekretariatu Stalina i był jedną z jego nielicznych zaufanych osób, oraz Płaton Michajłowicz Kierżencew, który związał się z bolszewikami w 1904 r. i dzięki zagranicznym podróżom poznał dość dobrze światowy teatr, a w styczniu 1936 r. został powołany na stanowisko przewodniczącego Komitetu ds. Sztuk przy Radzie Komisarzy Ludowych i odgrywał rolę oddanego władzy cenzora.

"Stalin traktuje Stanisławskiego z przyjaźnią, uprzejmie. Docenia jego dorobek - tylko swoje wyegzekwuje" - powiedział PAP Jerzy Stuhr.

Pytany, dlaczego podjął się wystawienia tego dramatu, Stuhr powiedział: "bo to jest dramat o Stanisławskim, czyli moje życie". "To jest całe moje życie. Wszystko. Głównie pedagogika, którą najbardziej kochałem. Bardziej niż aktorstwo" - wyjaśnił. "Ja ten spektakl traktuję jako podsumowanie mojej aktorskiej oraz pedagogicznej drogi" - zaznaczył aktor.

"To przedstawienie traktuję jako mały hołd składany całemu mojemu zawodowemu życiu. Już chyba nie wyjdę na scenę tak w pełni" - zapowiedział Jerzy Stuhr, dodając, że "jeszcze ciągle ma ciągotki filmowe".

"Teatr już się kończy dla mnie. No, bo co jeszcze w teatrze mógłbym zagrać? Może Króla Leara?" - zastanawiał się artysta.

Jak zaznaczył Wojciech Majcherek, 17 grudnia 1937 r., czyli tuż przed opisanym w sztuce Słobodzianka spotkaniem Stalina ze Stanisławskim, nastąpiła kulminacja ataku na wybitnego ucznia Stanisławskiego, aktora i reżysera, twórcę "biomechaniki" Wsiewołoda Emilewicza Meyerholda. "W dzienniku Prawda ukazał się paszkwil Kierżencewa pod znamiennym tytułem Obcy teatr. Padły w nim zarzuty, że reżyser odstąpił od ideałów rewolucji. Tekst kończył się złowrogim pytaniem: Czy taki teatr jest potrzebny radzieckiej sztuce i radzieckim widzom?" - czytamy w programie do przedstawienia.

Wyjaśniono, że "to właśnie z powodu tego artykułu Stanisławski wstawił się za Meyerholdem podczas spotkania na Kremlu". "Upomniał się także jeszcze o dwóch prześladowanych pisarzy - Michaiła Afanasjewicza Bułhakowa i Nikołaja Robertowicza Erdmana" - czytamy w informacji.

"Ten dramat nie jest nawet o terrorze, ani o różnych przewagach. On jest o czystej władzy. Na scenie jako Stanisławski muszę się przed Stalinem upokorzyć, a nie chciałbym. Jestem wielkim artystą, jestem wolnym artystą, ale za chwilę muszę się wstawić za moimi kolegami" - tłumaczył Jerzy Stuhr. Dodał, że "bardzo lubi postaci, które wiedzą, że się upokarzają w imię czegoś". "Pan Słobodzianek, którego znam lata całe, bardzo dobrze to opisał" - ocenił reżyser i odtwórca roli Stanisławskiego.

Pytany, jak Stalin traktuje Stanisławskiego podczas spotkania, kreujący postać sowieckiego dyktatora Jacek Braciak powiedział: "z ogromną estymą, szacunkiem". "Stalin bardzo ceni Stanisławskiego, chociażby z tego powodu, że Stanisławski jako jeden z niewielu ma odwagę być sobą. Pozwala sobie na otwartość wobec Stalina, co jest zaskakujące, ale zjednuje Stalina" - wyjaśnił w rozmowie z PAP aktor.

"Stalin wykazuje się zadziwiającą znajomością teatru, płynącą z tego, że chodził na przedstawienia i do MChAT-u i do Teatru Wielkiego. Oglądał filmy, a jego ulubionym był film radziecki pt. Świat się śmieje. Uwielbiał też westerny i w ogóle filmy gangsterskie" - powiedział. "Myślę, że to był ślad jego wczesnych losów, kiedy jako młody rewolucjonista tak naprawdę był gangsterem. Był rabusiem, który obrabiał furgony pocztowe" - ocenił Braciak.

"Zdaje się, że pamiętam nawet wynik jego najlepszego skoku w ówczesnym Tyflisie, gdzie ukradł z kolegami na dzisiejsze pieniądze 6 mln euro. Wszystko dla dobra rewolucji, chociaż ile sam zajumał - nikt nie wie" - powiedział aktor.

Jacek Braciak zwrócił uwagę, że Stalin był człowiekiem niezwykle inteligentnym. "Nie używał tylko terroru. Chciał ludzi zjednywać, oszukiwał ich, w jakimś sensie uwodził. Cechowało go pomieszania wielu natur, jak to u socjopatów" - ocenił.

Pytany, jak się gra z Jerzym Stuhrem, Jacek Braciak powiedział: "wspaniale, bo się nie gra". "I to jest najwspanialsze" - podkreślił. "Rzecz polega na tym, że z panem Jerzym się nie gra - z panem Jerzym się rozmawia. On jest obok i wszystko samo wychodzi" - wyjaśnił.

"Ja się bałem trochę pana Jerzego, bo to rektor, profesor, mistrz, wielki aktor polski, wykładowca itd. Myślałem, co to będzie? Nic podobnego - strachy na Lachy. Cudowny człowiek" - ocenił aktor kreujący Stalina.

"Widzowie spotykają Stalina w 1937 r., w momencie, kiedy już od wielu lat wszystko może. I to jest atrakcyjne, ale bardzo zwodnicze - w tym sensie, że można by chcieć zagrać jakąś figur, jakąś parodię kabaretową, straszyć nim" - mówił. "Jednak my się staraliśmy - za namową pana Jerzego Stuhra i ku mojej skwapliwej zgodzie - pokazać go jako człowieka" - podkreślił Jacek Braciak.

W zapowiedzi spektaklu podkreślono, że widzowie zobaczą na scenie "dramatyczne zderzenie dwóch postaci niezwykłego kalibru: Józefa Stalina i Konstantina Stanisławskiego". "Pierwszy to tyran i jeden z największych zbrodniarzy w historii, ale też teatralny koneser i gorliwy widz. Drugi – bodaj największy kreator teatralny współczesności, ojciec nowoczesnego teatru, twórca systemu reguł gry aktorskiej, po dziś dzień (choć w różnych odmianach) uważanego za kanoniczny" - napisano.

"Stalin miał zamiłowanie do teatru, chodził do MChAT-u (w teatrze Meyerholda się nie pojawił rzekomo dlatego, że nie było w nim stosownej loży). Ale szczególnie upodobał sobie operę. Skorzystała z tego Wiera Aleksandrowna Dawidowa – urodziwa i utalentowana śpiewaczka, która wpadła w oko Stalinowi w roli Carmen i w sylwestra 1934 r. została jego kochanką" - przypomniał w programie spektaklu Wojciech Majcherek.

Jest to polska prapremiera najnowszego dramatu Tadeusza Słobodzianka, autora tak głośnych sztuk, jak m.in. "Obywatel Pekosiewicz", "Prorok Ilja", "Sen pluskwy" czy "Nasza klasa".

Reżyseria - Jerzy Stuhr. Scenografię zaprojektowała Natalia Kitamikado, a kostiumy - Małgorzata Domańska. Za reżyserię światła odpowiada Waldemar Zatorski, a za realizację dźwięku - Tatiana Czabańska-La Naia.

Występują: Jerzy Stuhr (Stanisławski, artysta), Jacek Braciak (Stalin, dyktator), Łukasz Garlicki (Kierżawcew, krytyk) i Paweł Ciołkosz (Poskriobyszew, sekretarz).

Premiera - 22 lutego o godz. 19.30 na Dużej Scenie Teatru Polonia w Warszawie. Kolejne przedstawienia - 23-27 lutego.

Źródło:

PAP