„Dracula” Jakuba Lubowicza w reż. Jakuba Szydłowskiego w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Barbara Pitak-Piaskowska z Nowej Siły Krytycznej.
Dracula to postać doskonale znana szerokiemu gremium odbiorców nie tylko za sprawą literackich przekazów, ale także, a może przede wszystkim, wielu interpretacji filmowych czy telewizyjnych. Bohater powołany do istnienia przez Brama Stokera w roku 1897 doczekał się takich zobrazowań, jak chociażby „Nosferatu – symfonia grozy” z 1922 roku w reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua, „Dracula” w reżyserii Francisa Forda Coppoli z 1992 roku, czy brytyjski miniserial „Dracula” zrealizowany w 2020 roku. Ta różnorodność dowodzi, iż motyw wampira to rodzaj popkulturowego mitu. Maria Janion w monografii „Wampir. Biografia symboliczna” pisała: „Bez krwi nie ma wampira. Jest to substancja, która decyduje o jego istnieniu, podobnie jak o istnieniu człowieka”.
Przytoczone konteksty są wyraźne w prapremierowej realizacji musicalu Jakuba Lubowicza „Dracula”, który Jakub Szydłowski nie tylko wyreżyserował, ale także napisał do niego libretto. W spektaklu Teatru Muzycznego w Łodzi dostrzegam niemało teatralno-filmowych parafraz, często o zniuansowanym charakterze. I tak na przykład nie mogłam pozbyć się skojarzeń z „Upiorem w operze”, choć zdaję sobie sprawę ze swoistego paradoksu. Przecież to właśnie powieść Gastona Leroux z 1911 roku (a za nią musical Andrew Lloyda Webbera z 1986) sięga do historii Draculi, szczególnie do motywu relacji pięknej dziewczyny i jej ciemiężcy. Ku memu zdziwieniu, często pojawiały się też w mojej wyobraźni odniesienia do „Nędzników” (zarówno filmowej, jak i teatralnej wersji powieści Wiktora Hugo z 1862), przykładowo w scenie podróży statkiem, kiedy na pokładzie pojawia się Chłopiec okrętowy (Bartosz Albrecht) jako żywo przypominający Gavroche’a. Wreszcie tytułowy bohater (Paweł Erdman), z bladą pociągłą twarzą i długimi zaczesanymi do tyłu włosami, ma w sobie coś z bohaterów filmu „Wywiad z wampirem” w reżyserii Neila Jordana z 1994 roku.
Łódzki musical stoi aktorami. Wspomniany Paweł Erdman w interpretacji Hrabiego Draculi zaakcentował ludzką stronę postaci – miłość do ukochanej i ogromną tęsknotę z powodu jej śmierci. Niemniej w jego roli nie brakuje przerażającej rządzy krwi. Warstwa muzyczna przedstawienia jest niezwykle wymagająca, Erdman wszystkie nuty wyśpiewuje świetnie, czego przykładem jest przejmujące wykonanie utworu „Wieczność cię wyzwoli”. Marcin Franc z aktorsko-wokalnych wyczuciem i w przemyślany sposób prowadzi postać Jonathana Harkera. Młody angielski prawnik wkracza do zamku w Transylwanii zachęcony zaproszeniem Draculi: „Proszę wejść z własnej nieprzymuszonej woli”. Początkowo jest pełen chłopięcej naiwności i ekscytacji, by z biegiem czasu przemienić się w pozbawionego złudzeń mężczyznę, walczącego o ukochaną Minę. Renfield, sługa hrabiego, Damiana Aleksandra sugestywnie przeczuwa nadchodzące niebezpieczeństwa, ale nie wiedzieć czemu w scenie w szpitalu psychiatrycznym jego eskorta ma na głowach metalowe klatki, skoro takich zabezpieczeń nie potrzebują obecni w tym samym pomieszczeniu Doktor Jack Seward i inni bohaterowie.
Tego typu niekonsekwencji jest w inscenizacji Szydłowskiego dość sporo. Scenografia Grzegorza Policińskiego robi wrażenie monumentalnością, zachwycają gotyckie okiennice, tron, wnętrza kaplicy czy niemal rzeczywistych rozmiarów atrapa statku. To zdradza hollywoodzkie inspiracje twórców. Jednak obok elementów dekoracji wykonanych jakościowo bez zarzutu, nie brakuje rozwiązań delikatnie rzecz ujmując mało urodziwych, jak drapowane tkaniny – niczym w niskobudżetowych amatorskich przedstawieniach. Przy całym bogactwie sukien zaprojektowanych przez Annę Chadaj czy strojów męskich, na czele z imponującymi uniformami Draculi, trudno zrozumieć rozwiązania zastosowane w scenie z wilkami. Aktorzy grają w maskach ze świecącymi ślepiami, które skojarzyły mi się ze sceną marszu wilków z filmu „Akademia Pana Kleksa”.
Bronią się natomiast fantastyczna reżyseria światła (Grzegorz Policiński i Artur Wytrykus) i znakomita muzyka Jakuba Lubowicza, iście filmowa, inspirowana swingiem, operą, rytmami ludowymi, balladą. Wszystkie kompozycje są imponująco wykonywane przez Orkiestrę Teatru Muzycznego w Łodzi pod kierownictwem ich autora.
Barbara Pitak-Piaskowska – doktor nauk humanistycznych, teatrolożka i kulturoznawczyni. Autorka książki „Amerykański musical teatralny i filmowy w zwierciadle groteski” oraz wielu artykułów i rozdziałów w monografiach naukowych z dziedziny historii teatru i filmu. W latach 2020-2021 członkini Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, zaś 2023-2024 Komisji Artystycznej 9. Konkursu „Klasyka Żywa”. Stała współpracowniczka Centrum Badań nad Teatrem Muzycznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza, a także członkini International Society for the Study of Musicals i Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych.