EN

18.04.2005 Wersja do druku

W uścisku Komandora (1)

Dlaczego w swym spektaklu osaczył Don Juana trupami? We wspomnieniach wyznał: chciał wyrazić lęk przed śmiercią, niemożność dowiedzenia się, co jest potem - i radę Moliera, jak się zachować w ostatnim momencie. Uśmiechnąć się - o prof. BOHDANIE KORZENIEWSKIM pisze Magdalena Grochowska.

Usta wykrzywił w drwinie. Nerwowym ruchem obraca klucze w kieszeni. Słowa cedzi kącikiem warg. - Proszę wyreżyserować scenkę "wzwód prącia u rycerza w zbroi" (do Izabelli Cywińskiej, studentki reżyserii). - Czy ja powiedziałem: proszę wejść? (w Teatrze Narodowym do pracownika technicznego, który nieśmiało uchyla drzwi gabinetu dyrektora). - Proszę wyjść, zapukać jeszcze raz i poczekać, aż poproszę! Suchy, sztywny, opancerzony. Nigdy nie przynosi prezentów i nigdy nie mówi o uczuciach. Prędzej by sobie język odgryzł, niż wyznał, że coś go dotknęło. Jego uczeń reżyser Konrad Swinarski nazwał go: siekiera. Są też inne relacje o Bohdanie Korzeniewskim. Zamiast "okrutny" mówi się "dociekliwy". Nie "złośliwy", tylko uporczywie żądający logiki. Francuski z ducha racjonalista przeniknięty Molierem, nienawidzący wszystkiego, co mieszczańskie. Sprzedać duszę diabłu Nie dokończył pisanego w starości dramatu "Odejście Fau

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W uścisku Komandora (1)

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 88/15-16.04

Autor:

Magdalena Grochowska

Data:

18.04.2005