Do niedawna teatr egocentryków, feminizm histeryczek i lewica hipokrytów nie mogły się porozumieć. Dzisiaj teatr postbrutalistyczny, feminizm trzeciej fali i lewica kulturowa mogą już zawiązać sojusz. Teatr przedstawiający wyobcowanych, feminizm mówiący w imieniu dyskryminowanych, lewica dająca oparcie wykluczonym zbliżają się do siebie - piszą Krystyna Duniec i Joanna Krakowska w miesięczniku Res Publica Nowa.
Jesienią na wiecach organizowanych przez feministki w obronie praw mniejszości seksualnych spotkali się przedstawiciele starej i nowej lewicy. Lesbijki, geje, artyści teatralni, przyjaciele Jacka Kuronia, organizacje kobiece, środowisko "Krytyki Politycznej", a także Marek Borowski i Wojciech Olejniczak demonstrowali razem w obronie demokracji. Czyżby znaczyło to, że lewica kulturowa, ku niechęci starych socjalistów w rodzaju Ryszarda Bugaja, zaczęła majoryzować w Polsce lewicowe myślenie? Już jakiś czas temu teatr taki obrót rzeczy przewidział. Lewicowe myślenie wkroczyło do teatru, korzystając z feministycznych wytrychów. Trzeba teraz bacznie obserwować zjawiska i procesy, które toczą się w teatrze, bo tam zaczęła się publiczna debata, która - miejmy nadzieję - skończy się kiedyś w parlamencie. Do niedawna teatr nie był taki ważny. Owszem w latach 90. było o nim głośno, wywoływał skandale i spory, ale postrzegano go raczej jako ośrodek psy