W niedzielę w częstochowskim teatrze odbędzie się premiera "Bachantek" Eurypidesa. Z reżyserem Pawłem Łysakiem, rozmawia Tadeusz Piersiak.
- Dlaczego właśnie "Bachantki" Eurypidesa? Sztuka liczy sobie bez mała 2,5 tys. lat. - Z tym dramatem jest trochę tak, jak z trudnymi starymi tekstami, choćby Pismem świętym, które imały długi żywot, nim zostały zapisane. Wiele ich pięter znaczeniowych znanych było już z ustnego przekazu. Historia bachantek czerpana jest z mitów, ale i z tradycji religijnej czy filozofii orfickiej. Jednak w momencie realizacji teatralnej człowiek widzi, jak niewiele tych pięter można przekazać na scenie. Tropów takich, jak choćby podobieństwo Dionizosa do Jezusa przez historię ich życia czy nawet fonetyczną zbieżność samego imienia: Dionizos - Jezus. - Które warstwy dramatu zamierza pan uwypuklić w częstochowskiej realizacji? - "Bachantki" to bardzo krwawa historia oparta na emocjach. Emocje zaś to ten element dramatu, który trafia do każdego z nas. Dla mnie jednak ta opowieść prezentuje przede wszystkim tragedię rozdarcia człowieka na dwa znoszące się wzajem