Miasto Łódź jako urząd nie powinno być obok kultury. Nie powinno być obok niczego, co nas dotyczy i jest ważne dla danej społeczności. Dla naszej tożsamości - felieton Krzysztofa Witkowskiego w „Gazecie Wyborczej - Łódź”.
Joanna Żarnoch-Chudzińska, redaktor naczelna łódzkiej „Wyborczej", zaprosiła mnie jakiś czas temu do pisania felietonów do gazety, komentowania bieżącej rzeczywistości naszego miasta. Nie byłem przekonany, że powinienem. I choć nadal wątpliwości mam, to spróbuję wyjść poza swoje ramy zawodowe. Spróbuję opowiedzieć o tym, co i jak widzę. Kieruje mną nieodparta chęć niebycia obok.
Pierwszy felieton napiszę o sobie, o tym, co robię. Nie jako deweloper.
Otóż rzecz zaczęła się w parku Źródliska od odbywającej się tam Letniej Sceny Monopolis. Od sześciu bezpłatnych spektakli plenerowych dla łodzian. Od sześciu tysięcy widzów.
Gdy zamykam oczy, widzę starodrzew tego pięknego, łódzkiego parku. Pięknie podświetlony wieczorową porą, specjalnie zbudowaną scenę i scenografię przywiezioną z warszawskich teatrów: Kamienicy czy Polskiego. Zapach letniego deszczu, mokrego, betonowego chodnika. Szum drzew, zgiełk miasta, śpiewające ptaki i przebijające się teksty Szekspira czy Moliera. Obraz i głos.