„Noc kruków” w reż. Waldemara Raźniaka w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Hasłem przewodnim tegorocznej, piątej już edycji trwającego obecnie (od 2 do 24 lipca) Festiwalu Polskiej Opery Królewskiej jest wyłącznie muzyka polska. I bardzo dobrze. Zresztą nazwa teatru zobowiązuje do propagowania przede wszystkim naszych polskich dzieł. W takim zestawieniu widać, jak wiele mamy w narodowym skarbcu kultury dzieł bardzo pięknych, wartościowych. Jest więc na czym bazować, jest do czego się odwoływać i jest co wystawiać. Pod warunkiem wszakże, iż reżyser nie przerobi wybitnego dzieła klasyka, np. Stanisława Moniuszki, na własne toporne „kopyto”, jak dziś powszechnie bywa. I to nie tylko na scenach teatrów dramatycznych, ale czasem też operowych.
W repertuarze festiwalu znalazły się m.in. recitale Olgi Pasiecznik, Szymona Mechlińskiego, „Śpiewnik domowy” Stanisława Moniuszki według scenariusza i w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego, a także spektakle operowe znajdujące się w repertuarze POK, jak m.in. pierwsza zachowana opera w języku polskim, czyli osiemnastowieczne dzieło Macieja Kamieńskiego „Nędza uszczęśliwiona” w reżyserii Jarosława Kiliana (libretto napisał Wojciech Bogusławski na podstawie komedii Franciszka Bohomolca), czy też „Hiob” Krzesimira Dębskiego do dramatu Karola Wojtyły, niestety, w ujęciu „ponowoczesnym”, co nie wyszło na dobre operze. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż twórca Polskiej Opery Królewskiej i jej dyrektor w latach 2017-2019, Ryszard Peryt, od dawna przymierzał się do wystawienia „Hioba” właśnie na swojej ukochanej scenie. Nie zdążył, na przeszkodzie stanęła choroba i śmierć w 2019 roku. Wyraziłam wówczas swoją refleksję, iż jestem pewna, że gdyby to właśnie Ryszard Peryt zrealizował „Hioba”, otrzymalibyśmy arcydzieło, które weszłoby do skarbca polskiego dziedzictwa narodowego.
Uważam, że do owego skarbca został też dodany „Straszny dwór” Stanisława Moniuszki jako przepiękne artystycznie, o głębokiej wymowie wybitne przedstawienie w inscenizacji, reżyserii i scenografii Ryszarda Peryta. Bardzo dobrze, że nasze arcydzieło operowe w ujęciu właśnie tego wyjątkowego twórcy znalazło się w repertuarze festiwalu. Przedstawienie to pokazuje, jak wielka i piękna może być sztuka teatru, opery.
Znakomicie, iż w repertuarze festiwalu znalazło się także inne dzieło w doskonałej inscenizacji i scenografii Ryszarda Peryta, a mianowicie wspaniałe „Dziady – Widma” – kantata sceniczna Stanisława Moniuszki do dramatu „Dziady” część II Adama Mickiewicza. To właśnie ten spektakl był pierwszą premierą wystawioną przez powołaną w 2017 roku Polską Operę Królewską. I właśnie do tego przedstawienia odnosi się w pewnym sensie nowa opera Zygmunta Krauzego „Noc kruków” z librettem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, w reżyserii Waldemara Raźniaka. Opera powstała na zamówienie Polskiej Opery Królewskiej, a jej prapremiera zainaugurowała tegoroczny festiwal.
Niestety, jakiekolwiek porównanie do spektaklu Ryszarda Peryta jest tu wysoce nie na miejscu. Używając kolokwialnego języka, można by powiedzieć, że ma się ono jak „pięść do nosa”. Ani muzycznie (to oczywiste: tu Krauze, tam Moniuszko), ani artystycznie (tam wysoka sztuka, a tu zwyczajny popkulturowy horror, wampiryzm), ani też inscenizacyjnie, bo u Ryszarda Peryta głębia przekazu i w pełni komunikatywna forma harmonijnie łącząca wszystkie elementy spektaklu – tu zaś, u Waldemara Raźniaka, chaos i ukłon w stronę ideologii genderowej (m.in. scena tanga), wprawdzie niby żartem, ale jednak.
Autorka libretta, Małgorzata Sikorska-Miszczuk, wykorzystała do niego „Ballady i romanse” Mickiewicza oraz sięgnęła, podobnie jak Ryszard Peryt, do „Dziadów” części II, ale jej interpretację tego arcydzieła można by określić najkrócej jako rewizjonistyczną w stosunku do litery tekstu naszego narodowego wieszcza. No i to bezsensowne uwspółcześnianie klasyków, które najczęściej nie wnosi dodatkowej wartości, lecz zazwyczaj ogołaca tekst z jego fundamentalnej myśli nadanej utworowi przez autora. W rezultacie łącznie z dostrojoną do klimatu spektaklu scenografią i formą inscenizacyjną otrzymaliśmy pospolity horror.
Jedynie śpiewacy trzymają właściwy poziom, przede wszystkim Witold Żołądkiewicz (wspaniały baryton o wyjątkowej barwie głosu) w znakomicie zagranej roli Guślarza czy Marta Boberska (cudowny sopran) w podwójnej, acz niewielkiej roli Śmierci i Handlarki, a także Małgorzata Trojanowska jako Kara. Oczywiście, spektakl wpisuje się w trwający Rok Romantyzmu Polskiego. Szkoda, że w takiej formie.
„Noc kruków”, muz. Zygmunt Krauze, libr. Małgorzata Sikorska-Miszczuk, reż. Waldemar Raźniak, scenogr. Katarzyna Borkowska, kier. muz. Dawid Runtz, Polska Opera Królewska