„W grobie się nie mieści” Todda Sweeneya w reż. Marcina Bartnikowskiego, koprodukcja Teatru Rampa w Warszawie i Fundacji Teatru Malabar Hotel. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
To jest fajny spektakl, ale dość długą chwilę trwało, zanim się w nim względnie wygodnie umościłem. Nie dlatego, że nudny czy hermetyczny, przeciwnie, ale twórcy w bardzo wyrafinowany sposób bawią się tu i konwencją, i formą, w pewnej chwili można się pogubić między tym, co jest naprawdę (czyli zagrane), co jest napisanym tekstem, a tym, co zostało zaimprowizowane, powstałe na bieżąco, ORAZ tym, kiedy twórcy w ogóle wychodzą z powyżej zarysowanych ram, i – czy w tym wypadku jest to w ogóle możliwe? Niezbyt jasny wywód? To zapraszam do Rampy, zrozumiecie, co mam na myśli.
Fabuła tego spektaklu jest stosunkowo absurdalna, mamy Debetów którzy z powodu… tak! debetu – muszą się wyprowadzić na wygwizdów, a w ich nowym domu straszy. Czy łowca wampirów wygoni zjawy z ich lokum? A jak Debetowie zachowają się wodzeni na pokuszenie przez nieczyste i nieetyczne siły?
Ergo, mamy oto spektakl bardzo malabarowy, z mnóstwem dziejstwa na scenie, z fantastycznie wplecionymi elementami teatru lalkowego czy też teatru formy – jak kto woli, oraz – z publicznością w jednej z ról, uprzedzam zatem, że wampiry mogą czegoś od was chcieć!