„Alicja w Krainie Snów” w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
W jak wielkim kryzysie znajduje się obecnie kultura (i to nie tylko w Polsce, ale też w wymiarze globalnym), widać na przykładzie choćby spektakli teatralnych. Zarówno dobór repertuaru, jak i forma inscenizacyjna większości przedstawień pokazują ukierunkowanie nie na pogłębianie formacji duchowo-moralnej, intelektualno-refleksyjnej czy na podnoszenie poziomu warsztatu artystycznego i poszukiwanie prawdy (co jest fundamentalnym obowiązkiem sztuki). Niestety to, co oglądamy na scenach, najczęściej jest po prostu propagowaniem ideologii lewicowej z jej rozmaitymi modnymi nurtami. Zwłaszcza groźna jest ideologia gender, co nie pozostaje bez wpływu na dzieci i młodzież, jeśli chodzi o formowanie i „wszczepianie” im antywartości, które ukształtują ich osobowość na przyszłość, już na dorosłość.
Dlatego niezwykle ważne jest to, co młodzi ludzie oglądają dziś w teatrze. A jak wiadomo, w dużej mierze ów proces formacyjny przechwycili aktywiści genderowi, narzucając swoją chorą wizję świata i zarażając nią głównie młodzież. Mają na to pieniądze, możliwości, wsparcie nie tylko w naszym kraju, ale też z zagranicy. To zgubne formowanie młodych ludzi nie dzieje się gdzieś daleko, ale tuż pod naszym bokiem, jak choćby powstające obecnie muzeum lgbt w Warszawie – w centrum miasta. A skoro muzeum, to przecież młodzież będzie tu przyprowadzana i odpowiednio formowana.
Zresztą owe środowiska postarały się o to, by ze swoją degradującą człowieczeństwo ideologią wejść zarówno do szkół, jak i do kultury, w tym do teatru. Toteż nie powinno dziwić, że w pewnym sensie pojawiła się już wśród nastolatków moda na tzw. transpłciowość, o co bardzo postarali się aktywiści ideologiczni, których przecież nie brak wśród ludzi sztuki. Tym bardziej że teatry wśród swoich propozycji repertuarowych rzadko uwzględniają wartościowe pozycje przeznaczone dla dzieci starszych i młodzieży. Ta grupa wiekowa zdana jest najczęściej na oglądanie tych samych spektakli, które oglądają widzowie dorośli.
Dobrze więc się stało, że najnowsza premiera Teatru Ateneum w Warszawie „Alicja w Krainie Snów” właśnie jest adresowana głównie do dzieci starszych i młodzieży, tym samym wypełniając wspomnianą lukę repertuarową i prezentując spektakl mówiący o wartościach. Autorzy scenariusza, Małgorzata Sikorska-Miszczuk i Wawrzyniec Kostrzewski, zarazem reżyser spektaklu, oparli swoją sztukę na znanej powieści Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów”. I choć postaci teatralne pochodzą z utworu Carrolla i pewne wątki podobne są do oryginału, to jest to rzecz opowiedziana na nowo.
Tutaj główna bohaterka – Alicja (w tej roli Katarzyna Ucherska), trochę starsza od powieściowej, jest Alicją dzisiejszą, współczesną nastolatką i ma co innego do przekazania widowni aniżeli w tekście źródłowym. Jak u Carrolla, tak i tutaj Alicja śni sen, który stanowi klamrę kompozycyjną otwierającą i zamykającą narrację spektaklu. Bohaterkę poznajemy w szkole, najpierw jest uczennicą, potem obserwujemy, gdy wchodzi w kolejne etapy dorosłości. A to z kolei łączy się z nowymi doświadczeniami, nierzadko trudnymi do zrozumienia dla niej, wszak nie wyszła jeszcze całkowicie ze swojego dzieciństwa. Po drodze do dorosłości, podobnie jak Alicja powieściowa, spotyka różne postaci, które na pewno wzbogacają jej wiedzę o świecie realnym, choć nie zawsze akceptowalnym przez nią. Ta droga okazuje się nierzadko dość problematyczna. Tym bardziej że Alicja nie może nadziwić się owemu światu dorosłych, gdzie spostrzega zakłamanie w międzyludzkich relacjach. Jej dotychczasowy świat był po dziecięcemu prostolinijny. Nie trzeba było kluczyć, udawać kogoś innego, niż jest się naprawdę. Jednak aby wejść w dorosłość, trzeba wykazać się pewną odwagą, a także niejednokrotnie wkalkulować rozczarowania, jakie niesie świat dorosłych. No i umieć oprzeć się przeciwnościom, podołać trudnym zadaniom, przeżyć pierwsze młodzieńcze porażki uczuciowe itd. I przez te kolejne etapy Alicja Katarzyny Ucherskiej przechodzi. Ważne jednak, by jak najdłużej pozostawić w sobie część dzieciństwa. I o tym wszystkim jest ten – można powiedzieć – familijny spektakl, bo adresowany nie tylko do młodzieży, ale też do rodziców.
Wszyscy bohaterowie mają swój indywidualny rys, odzwierciedlający charakter postaci – czy to Biały Królik (Bartłomiej Nowosielski), za którym podąża w swoim śnie Alicja, czy to Gąsienica (Maria Ciunelis), czy Mysz-Nauczycielka (Dorota Nowakowska), czy Szalony Kapelusznik (Dariusz Wnuk), czy Kot z Cheshire (Przemysław Bluszcz), czy Księżna (Emilia Komarnicka-Klynstra), czy najlepsza rola w spektaklu, mianowicie Królowa Serc w świetnym wykonaniu Olgi Sarzyńskiej. A czytelnie prowadzona narracja, bez modnych obecnie dekonstruktywizmów, sprawia, że spektakl jest komunikatywny dla widza w każdym wieku. Klimat całości współtworzy muzyka Piotra Łabonarskiego (adresowana głównie do młodzieży).