„2:22 (Historia o duchach)” Danny'ego Robinsa w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Marta Żelazowska z Nowej Siły Krytycznej.
Pierwszy raz w życiu podczas oglądania spektaklu czułam dreszczyk niepokoju. Nawet podskoczyłam na fotelu kilkukrotnie (te piskliwe dźwięki i pioruny!). Do tego stopnia wciągnęłam się w prezentowaną historię. Chłonęłam ją niemal każdym porem ciała, doskonale się przy tym bawiąc. Wszak strach, zwłaszcza przeżywany w kontrolowanych warunkach, bywa bardzo przyjemnym uczuciem. Thriller choć zyskuje na popularności, w teatrze wciąż jest rzadkością. Tym większą radość budzi nowa propozycja warszawskiego Teatru Polonia. „2:22 (Opowieść o duchach)” to intrygujące połączenie grozy z dramatem psychologicznym – z zakończeniem tak zaskakującym, że ma się ochotę obejrzeć przedstawienie ponownie.
Danny Robins, autor tekstu, umieszcza klasyczną historię o duchach w centrum dramatu relacji międzyludzkich. Opowieść zaczyna się zwyczajnie. Jenny (Agata Turkot), młoda matka, i jej mąż Sam (Krzysztof Szczepaniak), naukowiec-racjonalista, kupują stary dom w Londynie. Jako że przez lata zamieszkiwała go owdowiała staruszka, konieczne jest przeprowadzenie kapitalnego remontu. Prace się przedłużają, ale nie przeszkadza to małżeństwu w organizacji kameralnej parapetówki. Zapraszają Lauren (Maria Sobocińska), psychoterapeutkę, z którą Sam przyjaźni się od studiów, oraz jej nowego partnera Bena (Michał Sitarski), specjalizującego się w pracach wykończeniowych. W trakcie spotkania Jenny wyznaje, że od czasu wyjazdu męża w służbową podróż, słyszy w domu dziwne dźwięki. Dochodzą one zawsze z pokoju córki i zawsze o tej samej porze – dokładnie o 2:22 w nocy. Obawia się, że dom może być nawiedzony przez duchy. Prosi więc przyjaciół, by zostali do wskazanej godziny i wspólnie sprawdzili, co się wydarzy.
Czas oczekiwania na pojawienie się zjawy, który bohaterowie suto zakrapiają alkoholem, staje się pretekstem do rozważań na temat zdarzeń nadprzyrodzonych. W konsekwencji dochodzi do zderzenia światopoglądów – racjonalizmu i irracjonalizmu – chociaż bardziej adekwatnym odniesieniem wydaje się Mickiewiczowska opozycja „czucie i wiara” kontra „szkiełko i oko”. W bohaterach stopniowo budzi się wątpliwość, czy wszystko można pojąć za pomocą rozumu. Wszak nawet Lauren, obeznana w mechanizmach działania ludzkiej psychiki, doświadczyła rzeczy, których nauka nie potrafi wyjaśnić. Może zatem duchy istnieją? Może ingerencja w strukturę budynku zakłóciła spokój byłej właścicielki? A może tajemnicze odgłosy to jedynie wytwór nadwyrężonej psychiki Jenny? Pozbawiona snu młoda matka może być przecież podatna na sugestie. Może to gaslighting? Może to jedynie projekcja lęków obecnych w życiu każdego z bohaterów? A może ucieleśnienie obawy przed weryfikacją dokonywanych wyborów? Napięcie ulega gradacji, wraz z ujawnianiem przez postaci ich skrywanych uczuć i myśli. To co najbardziej przerażające, okazuje się realne – ich życiowe dramaty, niespełnione marzenia i dojmujące rozczarowanie.
Reżyser Waldemar Śmigasiewicz umiejętnie balansuje między horrorem a dramatem relacji międzyludzkich. Akcję osadza w rodzajowej, acz nieco upiornej scenografii (Maciej Preyer). Izolację bohaterów podkreślają ogromne, niczym nieprzysłonięte okna. W mroku nocy dostrzec przezeń można jedynie fragment składziku na narzędzia. Nic więcej. W obezwładniającej ciemności słychać piski wałęsających się po okolicy lisów, a jaskrawoczerwony wyświetlacz elektronicznego zegara złowrogo odmierza czas do 2:22. Ogromne wrażenie robią również efekty specjalne, za które odpowiada Wojciech Rotowski (prezes Polskiego Towarzystwa Iluzji). Ale to nie zjawiska nadnaturalne stają się kluczowym elementem grozy, a precyzyjna gra napięć wynikająca z powiązań i zależności między postaciami. Aktorzy świetnie czują się w tej konwencji. Agata Turkot z wyczuciem oddaje wewnętrzne rozterki Jenny – jej niepewność, lęk o dziecko i narastający konflikt wewnętrzny. Widać, jak jej bohaterka stopniowo traci kontrolę nad sytuacją, jednocześnie pozostając wierną własnym przekonaniom. Jej intensywne emocje znakomicie kontrastują z chłodnym sceptycyzmem Sama. Krzysztof Szczepaniak kreuje postać nieco szorstką i zdystansowaną emocjonalnie (ujmująco czuły jest jedynie wobec córki). Jest w nim również odrobina niepewności i napięcia, które uzewnętrzniają się intrygującym grymasem twarzy, gdy bohater zmuszony zostaje do konfrontacji z tym, co dlań trudne. Michał Sitarski doskonale balansuje między humorem a nieco przaśną duchowością. Jego Ben to postać pełna prostoty, szczerości i otwartości, taki chłopak z sąsiedztwa. Natomiast Lauren w wykonaniu Marii Sobocińskiej zbudowana jest na iluzji siły. Za tą fasadą kryje się emocjonalny chaos, który kobieta próbuje okiełznać kolejnymi kieliszkami alkoholu. Walka o zachowanie równowagi między profesjonalizmem a afektem okazuje się dlań niezwykle wymagająca, jeśli w ogóle możliwa.
„2:22” skradło serca teatralnej publiczności. Po premierze na West Endzie w 2021 roku, tekst Danny’ego Robinsa otrzymał nominację do nagród Laurence Olivier Award i WhatsOnStage jako najlepsza nowa sztuka roku. Od tamtej pory wystawiana była sześciokrotnie w Wielkiej Brytanii, a także w Stanach Zjednoczonych, Australii, Singapurze i Czechach. Sądzę, że pokocha ją również polska widownia, a Teatr Polonia będzie miał kolejny hit w repertuarze.
***
Danny Robins
„2:22 (Historia o duchach)”
przekład: Małgorzata Semil
reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz
premiera: 9 września 2024, Teatr Polonia w Warszawie
występują: Maria Sobocińska, Agata Turkot, Wojciech Rotowski, Michał Sitarski, Krzysztof Szczepaniak
***
Marta Żelazowska – pedagog, absolwentka studiów podyplomowych Wiedza o teatrze i dramacie z elementami wiedzy o filmie w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk oraz Krytyki teatralnej w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, a także Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych, otrzymała wyróżnienie specjalne w VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na Recenzje Teatralne.