EN

14.11.2023, 09:49 Wersja do druku

Utulić, czyli przygotować się na zmianę – 22. Festiwal Sztuki Tańca i Performansu Ciało/Umysł

Początek października, pierwszy prawdziwie jesienny weekend. Jak co roku od ponad piętnastu lat w Warszawie odbywa się międzynarodowy festiwal Ciało/Umysł. W tym sezonie dotarcie do STUDIO teatrgalerii, na której scenach odbywa się wydarzenie, jest utrudnione – trwa właśnie remont wschodniej strony placu Defilad. To jedna z wielu toczących się zmian w życiu kulturalnym stolicy, taka, która wyraźnie rzuca się w oczy, bo jest fizyczną przeszkodą do pokonania. Pisze Teresa Fazan dla Festiwalu Ciało/Umysł.

fot. Marta Ankiersztejn

Według założeń praktyki uwzględniania cyklu menstruacyjnego w procesie tworzenia, następstwo pór roku jest metaforą cyrkularnego wymiaru indywidualnych i grupowych działań. Jesień to czas zbioru plonów, integracji zdobytej wiedzy i trawienia intensywności lata. Z pozoru okres przestoju, w istocie niezbędny element transformacji, czas, w którym urzeczywistnia się jeden z etapów zmiany. Na przykład nieuniknionej zmiany dotyczącej sytuacji tańca w Warszawie, której jesteśmy świadk(ini)ami, a także współautor(k)ami – zmiany wynikającej z minionych i przyszłych lat pracy, a także z coraz silniej uświadomionej potrzeby. Podczas trzech dni 22. edycji festiwalu to właśnie zagadnienie zmiany i tego, jak się na nią przygotować wysunęło się dla mnie na pierwszy plan. Jak przekonałam się w toku festiwalowych spotkań, ów temat wszedł w interesujący dialog z oficjalnym idiomem wydarzenia, czyli – Utuleniami.

Końce i początki

Festiwal otwarły darmowe warsztaty dotyczące pracy w tańcu i cyklu menstruacyjnego w procesie twórczym. Podczas warsztatu Kasi Wolińskiej, tancerki, choreografki i współautorki berlińskiego przewodnika dobrych praktyk w dziedzinie tańca i choreografii wspólnie pochyliłyśmy się nad zagadnieniem pracy, tego jak ją rozumiemy, jakie potrzebne są warunki, by była możliwa – w rzeczywistości i w sferze marzeń. Dzieliłyśmy się doświadczeniami, także tymi negatywnymi, ale dominowała konstruktywna wymiana, świadcząca o potrzebie i chęci zmiany. Dyskutowana była troska, rozumiana jako rozpoznawanie własnych i dostrzeganie cudzych potrzeb – to właśnie na ich przecięciu krystalizuje się kwestia tego, co ważne dla zróżnicowanego środowiska. Nie chodziło o zaproponowanie remedium, ale o uświadomienie sobie specyficznych dla dziedziny problemów takich jak brak wsparcia instytucjonalnego, niedowartościowanie roli tańca i choreografii, prekarna sytuacja profesjonalistek-freelancerek, górne i dolne ograniczenia wiekowe przy open callach i audycjach, brak etatów i zabezpieczeń socjalnych. Drugi warsztat prowadzony przez Amy Draper dotyczył uwzględniania cyklu menstruacyjnego w praktyce twórczej. Zainteresował mnie zwłaszcza sposób, w jaki artystka i trenerka sprzeciwia się uznawaniu kwestii cyklu za problem partykularny, dotyczący jedynie osób menstruujących, które stanowią oczywiście sporą część sfeminizowanego i queerowego środowiska tańca i choreografii. Ich doświadczenia powinny być centralizowane, ale w szerszej perspektywie chodzi po prostu o uwzględnianie potrzeb ciała, wrażliwość na stany, w jakich się znajdujemy i w konsekwencji – nie działanie przeciwko, ale w zgodzie z własną fizjologią. Draper zachęcała do obserwacji i poznawania własnego ciała, a potencjalnie także do wykorzystania opartego na metaforze pór roku cyklu pracy w procesach indywidualnych i grupowych.

Nieco paradoksalnie spektakl otwierający festiwal – premiera Rafała Dziemidoka – dotyczył końca: punktem wyjścia pracy nad Bestsellerem była śmierć ojca artysty. Stematyzowana przez Dziemidoka i Martina Clausena śmierć uświadamia, że każda zmiana jest zarazem końcem, a pamięć i żałoba może stać się troską – o bliskich, ale także o siebie i otrzymane dziedzictwo. Spektakl ma formę scenicznego eseju, w którym refleksja filozoficzna ucieleśnia się w partyturach ruchowych, skeczach i dialogach między performerami. Osią jest kantata Bacha (BWV 140), która wybrzmiewa w kilku wersjach – odegrana, nucona i mruczana, na poważnie i całkiem niepoważnie. Również na poziomie semantycznym dramaturgia Bestselleru oscyluje między powagą i niepowagą: spektakl rozpoczyna dyskusja teologiczna, a kończy – żart. Podczas pospektaklowej rozmowy artyści podkreślali konieczne zaufanie wobec siebie nawzajem, a także wobec tego, co wydarza się lub nie wydarza podczas procesu. Owo zaufanie jest wyczuwalne w specyficznej lekkości spektaklu: sceniczni Dziemidok i Clausen sprawiają wrażenie pogodzonych z losem, gotowych do pracy z tym, co przychodzi – nawet jeżeli to rzeczy trudne. Aspekty te budują ciekawą ramę z finałowym spektaklem festiwalu – Graces Silvii Gribaudi. Włoska tancerka i choreografka pyta w nim siebie i widownię czym jest piękno. Dzięki opartej na technice klauna dramaturgii, w niewymuszony sposób zapraszającej do dialogu widza, Gribaudii i trójce performerów udaje się poszerzyć pole semantyczne piękna – włączając w nie nie tylko atrakcyjną fizjonomię i taneczną wirtuozerię, ale także dowcip, wyobraźnię, i przede wszystkim – relacyjność. Jak zauważyła autorka podczas rozmowy po spektaklu, „piękno jest tym, co wydarza się w przestrzeni między widownią i sceną, a więc nie tym, co doskonałe, ale tym, co niepowtarzalne.” Zamykający festiwal pokaz był zdecydowanie utulający: wytwarzał poczucie wspólnoty, skłaniał do samoakceptacji i otwartości na inność a przede wszystkim – dawał wielką przyjemność.

Luksus minimalizmu 

Po pierwszym dniu festiwalu uświadomiłam sobie, że fakt, że tegoroczna edycja jest wyjątkowo krótka, daje mi poczucie ulgi. Przebodźcowanie – ogólne i to wynikające z początku sezonu – sprawia, że będąca skutkiem ograniczeń finansowych krótkość wydaje mi się luksusem. Luksus minimalizmu: trzy dni, sześć spektakli, jeden panel, dwa warsztaty. To i tak dużo, myślę sobie, siedząc na kanapie i odsłuchując 200 pytań zadanych w ramach instalacji Porozmawiajmy o trosce. 200 to też dużo, choć wszystkie pytania oscylują wokół tematu nadal rzadko podnoszonego – może dlatego nie wydają mi się zbyt mnogie? Chodzi o troskę i pracę opiekuńczą – o to, kto się ich podejmuje, czy jest to dostrzegane i doceniane, jakie są nasze potrzeby, czy je rozumiemy i umiemy zaspokajać. Wątki te kontynuowane są drugiego dnia festiwalu podczas panelu poświęconemu tematowi dobrostanu w tańcu. Spotkanie jest kameralne – osób na widowni jest tyle, co w panelu – i szybko przybiera formę demokratycznej wymiany myśli. Zaproszone ekspertki – z Polski i zagranicy, przede wszystkim Wielkiej Brytanii – dzielą się swoimi doświadczeniami i zachęcają do działania na rzecz pozytywnych zmian. Głos zajmują również osoby z widowni, bo ekspertkami jesteśmy przecież wszystkie. Echem powtarzają się wyzwania poruszane wcześniej na warsztacie Kasi Wolińskiej: konkurencyjność rynku tańca, obciążenia zdrowia fizycznego i psychicznego, wymuszona prekaryzacją konieczność kilku specjalizacji, ale także poczucie, że taniec jest dziedziną ważną i mogącą dawać odpowiedzi na wiele wyzwań ekonomii postwzrostu.

Myśli i emocje nagromadzone podczas panelu udaje mi się rozładować podczas wieczornych spektakli. W Bisonte Marco da Silva Ferriery scena staje się parkietem klubowym – znajduje się na niej podest, głośniki i stół DJ-ski. W dynamicznej choreografii wykorzystane zostały elementy licznych stylów tanecznych – klubowych, ulicznych, scenicznych, folkowych. Choć patchworkowa w strukturze samego ruchu, całość jest niezwykle organiczna i spójna: ciała tancerzy fluktuują pomiędzy różnymi rejestrami afektów, od melancholijnych i sensualnych po ekstatyczne i transowe, ucieleśniając energetyczną falę w solach, parach i większych konstelacjach. Ich połączone w ruchu ciała tworzą niejednorodną wspólnotę, zacierając granice między tożsamościami płciowymi – przede wszystkim za sprawą obecności wykonawców niehetero- i niecisnormatywnych. Do opisu Bisonte pasuje fraza zaproponowana przez Dominikę Wiak do opisu jej własnego spektaklu: hipnotyczny obrazodźwięk. Zarówno praca Ferriery, jak i dwa solowe spektakle pokazane drugiego dnia festiwalu – Misspiece Wiak i Tens Marty Wołowiec – centralizują relację między dźwiękiem i ruchem. W przypadku Misspiece (tytuł to ironiczna parafraza masterpiece) punktem wyjścia był footwork, czyli specyficzna praca stóp w relacji do rytmu. Minimalistyczna i precyzyjna choreografia podnosi temat kobiecej sprawczości, budowania reprezentacji poza utartymi modelami, ujawniania siebie na własnych zasadach, poza oczekiwaniem przejrzystości. Tens Wołowiec, również oparty na minimalistycznej, skrupulatnej choreografii, narodził się z praktyki ucieleśniania pracy syntetyzatora dźwięku. Wyeksponowane mocnym światłem ciało artystki przepuszcza afektywny prąd jak urządzenie, naprzemiennie generując i wyładowując napięcie. Prace obu choreografek uświadamiają mi, że jednym z moich oczekiwań wobec tańca jest właśnie możliwość dawania upustu napięciu. Tańczenie, ale także patrzenie na cudze tańczące ciało pozwala zachować rodzaj higieny emocjonalnej, zatroszczyć się o afektywną homeostazę ciała i umysłu.

Spotkania różnic 

W rozmowie ze mną kuratorka festiwalu Edyta Kozak podkreślała niechęć wobec czegoś, co nazywa dramaturgią konfliktu. Choć festiwal od lat porusza kwestie tabuizowane, pokazując polskie i zagraniczne spektakle, które nierzadko wywoływały kontrowersje, Kozak woli unikać konfrontacyjności i wytwarzać przestrzeń, w której bez konfliktu może dojść do spotkania różnic. Mówi o potrzebie wspólnego przygotowania się na zmianę, która już się dzieje, ale na którą wiele z nas nie jest jeszcze gotowych. W pewnym sensie wiara w możliwość uniknięcia konfliktów – podobnie jak idiom tegorocznej edycji festiwalu – wydaje mi się nieco naiwna. Owa naiwność jest zresztą rodzajem świadomego i konsekwentnego wyboru: gest utulenia jest związany z otwarciem na zranienie, ryzyko porażki. Trudno zresztą nie zgodzić się z założeniem, że zdrowie fizyczne i psychiczne, zaspokajanie podstawowych potrzeb – w tym poczucia bezpieczeństwa i komfortu – to niezbędne elementy pracy, a także konieczne podglebie, które umożliwia działanie i podejmowanie prób poprawy własnej i środowiskowej sytuacji. Zmiany, które nie tylko tymczasowo wymusiła pandemia, konsekwencje katastrofy klimatycznej, którymi w mniejszy lub większym stopniu żyjemy, a także kryzys środowiska sztuki wielu z nas uświadomiły, jak prekarna była i jest sytuacja osób pracujących w kulturze. Jak zauważyła podczas panelu Erin Sanchez, brytyjska ekspertka ds. zdrowia tancerzy: „Taniec – w sensie systemowym, tego jak jest finansowany, produkowany, jaką wagę przykłada się do dobrobytu osób tworzących – w dużej mierze nie działa. Jeżeli coś nie działa, albo można próbować się dostosować, jakoś przetrwać, albo próbować to zmienić”. W swojej wypowiedzi Sanchez wskazała na związek kategorii przetrwania z kontekstem doświadczenia przemocy, podkreślając konieczność systemowych zmian wobec niewystarczalności indywidualnych wyborów. Zainspirowana jej słowami podczas festiwalowych wydarzeń sporo myślałam o tym, że nasze strategie znajdują się gdzieś pomiędzy – pewne rzeczy potrafimy przemilczeć, zacisnąć zęby i je przetrwać, inne wzbudzają w nas opór i bunt, motywując do kolektywnego działania. 

***

W logo 22. edycji festiwalu znajdują się cztery barwne elementy o różnych kształtach. Nie są dopasowane, więc mimo bliskości nie mogą zlepić się w spójną całość czy właśnie – utulić. Metafora zbliżających się niedopasowanych cząstek będzie towarzyszyć festiwalowi w kolejnych latach – zagadnienia podjęte podczas tegorocznej edycji będą kontynuowane. Nie wiadomo jeszcze, czy cząstki będą w stanie się połączyć, czy potrzeby środowiska zostaną wyartykułowane i urzeczywistnią się pożądane zmiany. Na tym etapie istotne wydaje się przygotowywanie gruntu, bo zmiana społeczna jest procesem nie różniącym się bardzo od procesów zachodzących w przyrodzie: jest niemożliwa do natychmiastowej egzekucji, wymaga cierpliwości i kolektywnej pracy, no i oczywiście – nie sposób jej zatrzymać.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Teresa Fazan

Wątki tematyczne