EN

28.12.2023, 09:39 Wersja do druku

Upolowana

„Polowanie na osy. Historia na śmierć i życie” wg Wojciecha Tochmana w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Alicja Cembrowska w „Teatrze dla Wszystkich".

fot. Natalia Kabanow/mat. teatru

W dobie niesłabnącej popularności true crime Wojciech Tochman i Natalia Korczakowska – kolejno reportażem “Historia na śmierć i życie” i spektaklem “Polowanie na osy” w Teatrze Studio – próbują zmienić społeczną optykę i perspektywę patrzenia na “najgłośniejsze i najbardziej szokujące zbrodnie” i karę dożywocia, ale także zwrócić uwagę na przegraną pozycję jednostki w starciu z systemem.

Ani autor książki, ani reżyserka nie bawią się w adwokata diabła, co zarzucają im niektórzy internetowi dyskutanci – być może dlatego, że system bardziej niż sprawiedliwości uczy nas zemsty, karmi nas nie współczuciem, a możliwie najboleśniejszą karą dla tych, którzy są zagrożeniem dla społecznego ładu (lub na takie zagrożenie zostali wykreowani). Historia Moniki Osińskiej “Osy” – pierwszej kobiety w Polsce skazanej na karę dożywotniego pozbawienia wolności – jest między innymi o tym.

Reżyserka chętnie zagłębia się w tę sprawę, nie ślizga się po jej powierzchni. Analizuje rolę mediów w “tworzeniu” ofiar i sprawców, ale też punktów widzenia i “nam się wydaje”; bada narzędzia i język mówienia o zbrodniach, zastanawia się, co sprawia, że człowiek może w obliczu zła zareagować niezgodnie z naszymi – obserwatorów – oczekiwaniami. To, czego Korczakowska nie robi, to rekonstrukcja (moment zbrodni owszem, pojawia się w scenie składania zeznań na policji) – dla reżyserki tematem nie jest jednak wracanie na miejsce przestępstwa i próba dochodzenia, kto tu ma rację; i czy Osa zachowała się właściwie czy nagannie.

Motywem “Polowania na osy” w Teatrze Studio, którego nie da się przeoczyć i który narzuca się sam za sprawą scenografii Marka Adamskiego, jest klatka. Wielkie rusztowanie zajmuje niemal całą scenę, stoi centralnie – ta sama przestrzeń jest studiem telewizyjnym, więzienną celą, mieszkaniem. Po bokach dwa wielkie ekrany – to one pozwalają widzom być bliżej, widzieć więcej. A przynajmniej dawać takie złudzenie. Bo przecież ktoś decyduje, jaki kadr pokazać, czy ująć postać z góry, czy z dołu. Oh, błogie poczucie obiektywizmu, na które tak łatwo dajemy się nabrać. Ta forma bez wątpienia niesie również walor estetyczny i dynamizuje akcję, chociaż po przerwie to rozwiązanie trochę przestaje zdawać egzamin. Tempo siada i dopiero po około 30 minutach do spektaklu wraca energia.

Obecność kamer, które dostarczają obrazków (niektóre ujęcia mocno filmowe, teledyskowe, efektowne) na ekrany, to również odzwierciedlenie sytuacji Moniki – od tego jednego szczególnego dnia nie ona odpowiada za swój wizerunek. Jej już nie ma. Jest kreacja, zapośredniczenie, odbicie. A może nawet po prostu cień – cienie tańczą na ścianach, z cienia wychodzi reporterka Lidia Ostałowska (Dominika Ostałowska), która jako pierwsza kwestionuje adekwatność czynu i kary, pomiędzy cieniem a światłością przemieszcza się bohaterka opowieści.

Dla niektórych jest też bestią bez uczuć. Kim tak naprawdę jest Monika (w tej roli Wiktoria Kruszczyńska, której udało się wyciągnąć z postaci subtelności i niejednoznaczności)? Albo raczej czy jesteśmy w stanie odpowiedzieć na to pytanie? “Polowanie na osy” przypomina, że często lepimy innych ludzi z naszych wyobrażeń, poglądów, doświadczeń, przesiewamy ich przez swoje sito i dopasowujemy do sobie znanych kalek. Człowiek to coś więcej. Mocnym wątkiem spektaklu jest niezwykłość psychiki, mechanizmy, których nie da się przewidzieć czy kontrolować. Chcemy tłumaczyć wszystko “na logikę”, bo bardzo boimy się przyznać, że świat nieraz nie ma z logiką nic wspólnego. Doskonałym tego przykładem jest wątek zjedzenia przez Monikę tatara po zbrodni, jakiej była świadkiem. Kiedyś? Dowód na jej wypaczenie i bezwzględność. Teraz? Jedna z możliwych reakcji organizmu i psychiki na skrajne doświadczenie. Wniosek: możesz zapierać się nogami i rękami, mówiąc jakbyś się zachował w danej sytuacji, ale niestety. Na wiele spraw po prostu nie mamy wpływu.

fot. Natalia Kabanow

Nie mamy też pełnej kontroli nad kontekstami, w których się umiejscawiamy. Historia Osy to właściwie studium przypadku utraty tej kontroli, a Korczakowska zgrabnie układa te puzzle, by dać nam mocną i sugestywną opowieść o młodej dziewczynie, która uczestniczyła w napadzie i morderstwie Jolanty, a następnie sama staje się ofiarą – mediów, ale i patriarchatu. Bo czy spotkałaby ją taka kara, gdyby nie była kobietą? Czy zainteresowanie jej obecnością w mieszkaniu Jolanty nie wynika z płci? Czy uznanie jej za liderkę zbrodni nie jest jedynie chwytem medialnym? Próbą przyciągnięcia uwagi gawiedzi? “Gdybyś była chłopcem, nikt by o tym nie mówił. Gdybyś była chłopcem, sąd mieściłby cię w głowie” – mówi Lidia Ostałowska głosem i ciałem doskonałej, zdystansowanej, rozwalonej tą historią Dominiki Ostałowskiej.

Co jakiś czas sceny uzupełnia bzyczenie owadów. Być może, nawiązując do tytułu, jest to bzyczenie os, jednak innym skojarzeniem jest bzyczenie much. Te pierwsze lecą do tego, co słodkie, te drugie kojarzą się ze zgnilizną, rozkładem, smrodem. Takim słodko-gorzkim koktajlem jest los Moniki. Takim słodko-gorzkim koktajlem jest los każdego z nas.

“Polowanie na osy” jest oczywiście opowieścią o konkretnej osobie, ale chyba jeszcze bardziej jest o nas, o systemie i społecznych mechanizmach, które – na nasze nieszczęście – wciąż pracują na zwiększonych obrotach. Ludzi oburza “romantyzowanie” zbrodni i morderców, jednocześnie ciekawość gna ich, by dowiedzieć się więcej; eksperci – w spektaklu w postaci senatorki (Ewelina Żak) i psycholożki (Sonia Roszczuk) – często bardziej szkodzą, niż pomagają; media – reprezentowane przez prezentera telewizyjnego aka drapieżnika seksualnego (Bartosz Porczyk) – w pędzie zapominają o swojej roli; sądy – niczym fabryki produkują kolejne wyroki, decyzje, postanowienia, bardziej nieraz kierując się nastrojami społecznymi niż merytoryką.

Ta maszyna może przemielić każdego z nas. A przemoc na wizerunku, przemoc systemowa, przemoc symboliczna bywa równie destrukcyjna, co przemoc fizyczna. Nadal bardziej wierzymy w siniaki i trupy, ale spektakl “Polowanie na osy” zasiewa w tej kwestii ziarno niezgody. Nie nakazuje toku myślenia, ale prosi się o refleksję. Fakt, mógł prosić się nieco krócej (nie każdy wytrzyma te trzy godziny w teatrze), ale mimo wszystko warto poznać historię Moniki od trochę innej strony.

Tytuł oryginalny

Siedem najlepszych pomorskich spektakli mijającego roku. Koniecznie trzeba je zobaczyć

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Alicja Cembrowska

Data publikacji oryginału:

27.12.2023