EN

18.01.2023, 13:08 Wersja do druku

Upadek koguta

„Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Nowym im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu. Pisze Paweł Stangret, członek Komisji Artystycznej VIII Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

fot. Jakub Wittchen/mat. teatru

Premiera Wesela Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego miała miejsce 11 listopada 2022 roku. Czy da się jednak uczcić narodowe święto, akcentując brak narodowej wspólnoty? Drugim pytaniem jest to, czy ten paradoks nie jest już wpisany w dzieło poety.

Twórcy spektaklu z poznańskiego Teatru Nowego borykają się z tymi pytaniami i od razu trzeba to zaznaczyć, że nie potrafią na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Całe przedstawienie zawieszone jest pomiędzy chęcią aprobatywnego pokazania dzieła Wyspiańskiego a zaakcentowaniem obecnej w nim ironicznej krytyki. Niespójność narracji chłopskiej i szlacheckiej Grabowski chce przezwyciężyć poprzez zrównanie racji obu stron, stąd taki mocny akcent na grupę chłopów.

Niewątpliwą wartością spektaklu jest jego warstwa plastyczna. Scenografia autorstwa Mirka Kaczmarka przedstawia zbitą z paździerza i pomalowaną na rdzawy kolor wiejską chatę. Ta miedziano-rdzawa kolorystyka wprost odwołuje się do ikonografii gdańskiego muzeum Solidarności, a także przywodzi na myśl pordzewiałe kopuły zabytkowych budowli – kiedyś ważne, dziś śniedziejące. Do scenicznej chaty prowadzą jedne wąskie drzwi, które jednocześnie są wejściem (także scenicznym, przez nie wchodzą i wychodzą do scen dialogowych aktorzy) i otworem, przez który możemy oglądać roztańczoną gromadę, wiejskie wesele.

Rozpoczęcie aktu II dramatu zwiastuje przewracanie się chaty na bok. Tworzy się w ten oniryczny sposób mała przestrzeń sceniczna, wiejska izba, z neonowymi żarówkami na suficie. Przychodzące na wesele zjawy wprowadzane są dość przypadkowo, duchami są inne postaci. W małej izbie, przy stole siedzą weselnicy, a pozostali zostają opętani przez duchy z przeszłości. To interesujący chwyt dramaturgiczny (np. Ksiądz jest Rycerzem), jednak nie poszerza to interpretacji zarówno Zawiszy, jak i Poety. Ciekawym zabiegiem jest to, że Gospodyni staje się Wernyhorą. Niejednoznaczne wówczas jest, czy jest ona żoną wyrzucającą mężowi pijaństwo, czy prawdziwym wieszczem, czy delirycznym urojeniem.

Nawiedzające Bronowice zjawy mają moc opętania weselników. Widać to dokładnie w scenie, w której Isia (Karolina Martin) w dziecięcej koszulce walczy z obezwładniającym ją słomianym snopkiem. Demoniczny szał arbitralnie wybiera swoje ofiary, a jednak Wyspiański relacje z konkretnymi duchami przypisał starannie wybranym postaciom.

Grabowski podstawowym chwytem uczynił operowanie kontrastem (i konsekwentnie to realizuje). Dotyczy to nawet poziomu słyszalnych rytmów. Dominującą warstwą foniczną jest monotonny, powolny rytm wygrywany na basie. Natomiast cała chata jest roztańczona żywiołowymi podskokami i tańcami. Brak porozumienia oddany jest również przez takie środki – nie wiadomo bowiem, czy weselnicy tańczą wbrew chocholemu rytmowi, czy on brzmi na przekór żywiołowym tańcom.

fot. Jakub Wittchen/mat. teatru

Równie szybko podawany jest tekst Wyspiańskiego (jakby rytm wiersza był po stronie ludowych tańców). Ta szybkość całkowicie pomija jednak wiersz dramatu, poszczególne dialogi nie mają czasu wybrzmieć i wpłynąć na rozmówcę. Szybkość wypowiadanych kwestii (imitująca imprezowe szaleństwo) niestety nie oddaje jakości literackich zapisanych w Weselu. Trzeba za to Grabowskiemu i zespołowi aktorskiemu przyznać, że zwracają uwagę na relacje pomiędzy postaciami. Jednak niewniknięcie w interpretacje poszczególnych dialogów powoduje, że relacje sceniczne są akcentowane, ale w żaden sposób nie są pogłębione. Przez to widz otrzymuje wrażenie, że bohaterowie nie rozmawiają ze sobą, a jedynie odgrywają zadaną lekturę.

Warto zauważyć, że kostiumy weselników są eklektyczne. Pan Młody ubrany jest w biały frak (choć sam, zgodnie z tekstem mówi, że ma na sobie „narodowy, chłopski strój”), Dziennikarz nosi bryczesy niczym przedwojenny warszawski apasz. Chaos można tłumaczyć tym, że Grabowski chciał pokazać nie tylko przekrój społeczny zebranych w bronowickiej chacie, ale również tym, że to akurat wesele zebrało Polaków z odmiennych epok historycznych. Nie o przekrój społeczny, a przekrój historyczny by chodziło. Jednak sygnał w postaci kostiumów nie jest wystarczający jako klucz interpretacyjny do arcydramatu.

Druga część spektaklu jest utrzymana w innej stylistyce. Aktorzy siedzą za linią różnorodnych stołów nie przykrytych żadnych obrusem, frontem do widowni, niczym w spektaklach Tadeusza Kantora, czy Krystiana Lupy. To skojarzenie nie jest zbyt odległe, ponieważ wszyscy oni na swoje kostiumy mają nałożone czarne topy (marynarki, garsonki itd.). W tle widać rząd chochołów, które wyglądają jednak bardziej jak snopki zboża. Ten z kolei zabieg pokazuje charakterystyczny dla spektaklu środek oddziaływania, jakim jest łączenie kontrastów. Chochoł zestawiony ze żniwnym snopkiem jednocześnie pokazuje zmierzch przyrody właściwy dla listopadowej nocy i żywotność świeżo zebranego ziarna. Podobnie jak kostiumy jednocześnie sugerują weselną noc i stypę. Co prawda, Tadeusz Kantor uważał, że scenografią do Wesela powinien być cmentarz, to jednak w Poznaniu nie bardzo wiadomo, czyj pogrzeb jest akurat celebrowany.

W części po przerwie wiersz jest już podawany wolniej, aktorzy deklamują swoje kwestie, próbując psychologizować symboliczną sytuację. Jednak ich wypowiedzi zawieszone są pomiędzy budowaniem relacji scenicznych (ograniczonych do słów, bo aktorzy siedzą nieruchomo) a koniecznością dostosowania się do metrum.

Warto zauważyć, że Grabowski wykorzystuje odniesienia intertekstualne. Cała druga część, w której nieruchomi weselnicy gromadzą się w jednym miejscu i po prostu mówią tekst, jest cytatem z Albośmy to jacy tacy Piotra Cieplaka. Tam jednak kontrast z początkową częścią był bardziej jaskrawy. Podobnie Chochoł swoim śpiewem nawiązuje do wykonania Czesława Niemena, jednak cała scena nie przekracza poziomu aluzji nietłumaczącej się w kontekście całości.

W spektaklu Grabowskiego trudno znaleźć jedną myśl przewodnią, czy klucz interpretacyjny do dzieła Wyspiańskiego. Elementem dominującym, zwłaszcza w drugiej części, jest podkreślanie wysiłków ludu zmierzającego do zbudowania armii. Wysiłku, który został zmarnowany. Jednak takie odczytanie wynika z tekstu. Trudne do uchwycenia są również odniesienia do dzisiejszej Polski i współczesnego podziału na chamów i panów.

Spektakl kończy się pianiem koguta. Z offu rozlega się nagranie odgłosu ptaka, a na bocznych ekranach pojawia się film z piejącym kogutem, który w wyniku silnego wysiłku przewraca się. Kiczowaty zabieg jest tutaj wynikiem tego, że w spektaklu Grabowski starał się mocniej zaakcentować „co są my”, dowartościować racje chłopów. Jednak poza kilkoma sygnałami nie jest to przeprowadzona konsekwentnie interpretacja. Przewracający się kogut zastępuje upadającego orła, przez co Grabowski chce zaznaczyć, że opieszałość nie leży po stronie wielkich idei (romantyzmu), ale konkretnych, codziennych zadań, wręcz pozytywistycznych. Do tego potrzebni mu byli tak mocno zaznaczeni chłopi. Realizatorzy poprzestali jednak na sygnalizowaniu pęknięcia, które wydaje się nieprzezwyciężalne a jednocześnie immanentnie wpisane w „polski łeb”. Dobrze, że zgodnie z tekstem dramatu.

Stanisław Wyspiański, Wesele, reż. Mikołaj Grabowski, Teatr Nowy w Poznaniu, prem. 11 listopada 2022.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne