Trudno uwierzyć, że osoba wysoko usytuowana w hierarchii Platformy Obywatelskiej - jednej z dwóch wiodących partii w Rzeczpospolitej, pełniąca funkcję Marszałka Województwa Małopolskiego, któremu podlegają ważne instytucje kultury, dla których jest organem założycielskim - może wypowiadać się aż tak błędnie - pisze do Gazety Wyborczej - Kraków Ewa Staniak, Przewodnicząca Zarządu Związku Zawodowego Pracowników Filharmonii Krakowskiej.
Nie zamierzam polemizować z poszczególnymi tematami poruszanymi w przedmiotowym materiale prasowym [rozmowa "Bariera prowincjonalności", "Gazeta Wyborcza" z 20 stycznia - dop. red]. Jednak nie można pominąć akapitu, cyt.: "Dla mnie artysta na etacie to jakaś karykatura. Proszę sobie wyobrazić poetę czy rzeźbiarza na etacie, od których kupuje się nie konkretne dzieło, lecz pracę rzeźbiarską przez osiem godzin z przerwą obiadową". To, co Marszałek nazywa etatem, w instytucji artystycznej zwie się umową o pracę. To jest właściwa nazwa. Umowa o pracę nie jest umową stałą, co sugerowałoby jej nierozwiązywalność. Umowę taką niezmiernie łatwo rozwiązać, zwłaszcza z artystą podlegającym praktycznie niekontrolowanej władzy z racji art. 17 ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej - w sferze opiniowania dyskrecjonalnego dyrektora - pracodawcy względem zatrudnionego artysty - pracownika. Poeta czy rzeźbiarz zawiera przeważnie umow