EN

19.10.2021, 10:56 Wersja do druku

Umiejętność wybaczania innym i sobie

Z Pawłem Szkotakiem, reżyserem, o zbliżającej się premierze „Cosi fan tutte” w Operze Nova w Bydgoszczy, rozmawia Wiesław Kowalski.

fot. Grzegorz Mehring/mat. Opery Bałtyckiej

Prosto z Różewiczowskiej „Kartoteki” zrealizowanej w Teatrze Miejskim w Gliwicach wchodzi Pan w świat opery Mozarta. Lubi Pan jako reżyser takie nagłe przejścia z jednej stylistyki do zupełnie innej?

Lubię różnorodność, wyzwania, różne formy teatru. Dlatego oprócz spektakli dramatycznych zajmowałem się teatrem musicalowym, telewizyjnym, radiowym, plenerowym, lalkowym i oczywiście operowym. Często łącząc różne formy i wykorzystując różne środki wyrazu, np. lalki w operze. Ale tym razem za to przyspieszenie odpowiedzialny jest Covid. Prace nad „Così fan tutte” zaczęły się jesienią 2020 roku. Dopiero teraz możemy ten spektakl pokazać widzom.

„Cosi fan tutte” Mozarta, przygotowywane w Operze Nova w Bydgoszczy, to dzieło pochodzące z 1790 roku, dla niektórych jego interpretatorów będące wypowiedzeniem wojny założeniom Oświecenia . Na ile czas powstania utworu jest ważny dla Pana jako inscenizatora? Czas bardzo burzliwy i obfitujący w wiele wydarzeń brzemiennych w skutki, myślę o tym co działo się w Paryżu, ale i również o tym, jak kształtowały się w tym czasie różne koncepcje filozoficzne?

„Szalonym pragnieniem jest próba odkrycia zła, gdyż odnalezione uczyni nas nieszczęśliwym.” To jedna z rad Don Alfonsa, filozofa, który już na początku opery przestrzega swoich młodych przyjaciół przed wystawieniem na próbę uczuć swoich wybranek. Ta ponadczasowa, uniwersalna prawda dobrze wybrzmiewa niezależnie od historycznego kontekstu. Każe nam być ostrożnym wobec rygoryzmu moralnego. Raczej bym się dopatrywał tutaj stoickiej postawy. W mojej inscenizacji nasi bohaterowie wprawdzie odbywają podróż w przestrzeni i w czasie, ale nie odwołuję się do Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Zobaczymy ich za to w różnych momentach historycznych, które uwypuklają dramatyzm libretta. Na przykład w scenie pozorowanego otrucia arszenikiem Ferrando i Guglielmo noszą żółte werterowskie kamizelki, a więc mamy odwołanie do Goethego.

Così fan tutte, ossia La scuola degli amanti (Tak czynią wszystkie, czyli szkoła kochanków) – tak brzmi w całości tytuł opery Mozarta. Kim zatem będą w Pana spektaklu kobiety, a kim zakochani młodzieńcy? Na ile na przykład interesuje pana mizoginizm zawarty w tej operze, a na ile aspekty bardziej filozoficzne? A może poszukiwanie treści uniwersalnych będzie najsilniejsze?

Relacje miłosne między kochankami nigdy nie są proste. Szczególnie wtedy, kiedy zatruwają nas wątpliwości.  Na przestrzeni wieków zmieniały się rekwizyty, kostiumy, zwyczaje, ale pytania pozostają te same: Czy jestem kochany? Czy mogę zaufać? Czy partnerka, partner są wierni?

„Così fan tutte” przez wiele lat uchodziła za operę niemoralną. Zatem od akcentów mizoginistycznych, których staram się unikać, bardziej obawiano się wolnościowego przekazu: nasze bohaterki, nie zważając na zobowiązania wobec swoich narzeczonych, idą za głosem serca i dopuszczają się zdrady. To dość nowoczesne przesłanie, które akcentuje prawo do samostanowienia kobiet.

W „Così fan tutte” dochodzi do zderzenia całej mocy jaką posiada piękno z bezduszną czy nawet okrutną rzeczywistością. Na ile ważną postacią w pana inscenizacji będzie Don Alfonso, spirytus movens tego wszystkiego co się wydarzy? To tylko zwykły intrygant czy raczej ktoś, kto chce się całą tą sytuacją nie bez cynizmu zabawić?

Don Alfonso nie ma najlepszego zdania o naturze ludzkiej. Jest przekonany, że każdy/każda pod wpływem odpowiednich okoliczności może dopuścić się zdrady – „ Tak czynią wszystkie”.

Czy to jeszcze stoicyzm czy już cynizm? Ciekawi mnie, co doprowadziło go do takiego osądu? Jest przecież doświadczony, inteligentny, bogaty. Kiedy i jak roztrwonił swoją wiarę w ludzi? Czy młodziutka Despina jest tylko jego pojętną uczennicą, czy też łączyło ich kiedyś coś więcej?

fot. plakat Tomasza Bogusławskiego

Reżyserzy lubią często na bazie operowego libretta poszaleć, szukają na siłę rozwiązań za wszelką cenę niekonwencjonalnych, niekiedy kontrowersyjnych, czasami lubują się też w uwspółcześnieniach czy szukaniu uaktualnień. Przykładem takich inscenizacji mogą być choćby ostatnie realizacje „Cosi fan tutte” w Operze Wrocławskiej czy Krakowskiej. Na ile Pana takie zabiegi w operze w ogóle  interesują?

Wszelkie interpretacje dzieł operowych są możliwe, a często ukazują nowe znaczenia dzieł. Chodzimy wszakże do opery nie tylko po to, żeby posłuchać pięknej muzyki i pooglądać bogate stroje. Chcemy też obcować z emocjami i myślami żywych, interesujących bohaterów.  Jednakże jeden warunek musi zostać spełniony. Nowe odczytania libretta muszą zgadzać się z muzyką, w której zawartych jest mnóstwo informacji na temat działań, uczuć, pragnień bohaterów. Jeżeli to uwzględniamy, to przebranie postaci w inne kostiumy czy też zmiany historycznych realiów są dopuszczalne. Nasze życie emocjonalne nie różni się tak bardzo od tego co przeżywali ludzie 200 lat temu. Dlatego jesteśmy w stanie ich zrozumieć, a literatura sprzed wieków potrafi nas wzruszać.

Czy wystawienie dzisiaj opery „Cosi fan tutte” może powiedzieć nam coś więcej na temat partnerskiej niewierności, braku zaufania czy wystawiania naszych uczuć na próbę?

Cóż… kto mieszka w domach ze szkła, nie powinien się bawić w rzucanie kamieniami.

A na temat tolerancji i wyrozumiałości tak nam dziś potrzebnej?

W dziele Mozarta ważną wartością jest umiejętność wybaczania innym i sobie. Bez tego pogrążymy się w urazach i zmartwieniach. Świat, ludzie z którymi przyszło nam żyć, my sami, w przeciwieństwie do muzyki boskiego Wolfganga, nie jesteśmy doskonali, ale możemy być szczęśliwi choćby przez chwilę. Bez wybaczania nie ma happy endu, choć w „Così fan tutte” nie jest on jednoznaczny.

Ma pan jakieś swoje sposoby na osiągnięcie inscenizacyjnej harmonii w dozowaniu dowcipu i humoru, bo to też w przypadku „Cosi fan tutte” rzecz bardzo trudna?

Śmieszyć w teatrze jest zawsze trudniej niż straszyć. Rozbawiać, jednocześnie grając i śpiewając, to nie lada sztuka, ale muzyka Mozarta co rusz nam podpowiada, jak możemy to robić. Wsłuchuję się w nią i staram się ją zrozumieć.

Tytuł oryginalny

Umiejętność wybaczania innym i sobie

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła