„Pułapka” Tadeusza Różewicza w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku".
Można powiedzieć, że będąca w repertuarze Teatru Dramatycznego w Warszawie „Pułapka” Tadeusza Różewicza została wystawiona w związku z ogłoszeniem przez Sejm pisarza patronem roku ubiegłego. Toteż w różnych miastach Polski teatry, niemal prześcigając się, wystawiały utwory Różewicza. Nie mam nic przeciwko temu, ale warto przypomnieć, iż nie tylko Tadeusza Różewicza uhonorował Sejm, bo wśród patronów minionego roku byli także inni. I o ile o Stanisławie Lemie czy Krzysztofie Kamilu Baczyńskim teatr nie zapomniał, o tyle dwaj pozostali i jakże ważni dla Polski patroni: ks. kard. Stefan Wyszyński i Cyprian Kamil Norwid zostali zignorowani przez teatr. A przecież można było sięgnąć choćby do „Zapisków więziennych” ks. kard. Wyszyńskiego, jakże dziś aktualnych. Nie mówiąc już o drugim pominiętym przez teatr wielkim Polaku, wybitnym poecie, gorącym patriocie i katoliku, Cyprianie Kamilu Norwidzie, nazywanym czwartym wieszczem. Nieliczne zaś wyjątki, do których należy znakomity spektakl „Powrót Norwida” Kazimierza Brauna w reżyserii Tomasza A. Żaka w Teatrze Nie Teraz, nie zmieniają postaci rzeczy.
Teatr należał kiedyś do sztuki wysokiej. Poszukiwał prawdy o człowieku. Dziś postaci scenicznej odebrał podmiotowość i całkowicie pozbawił ją duchowości na rzecz wyłącznie cielesności. Tworzy się chaos, w którym człowiek gubi swoją tożsamość, traci orientację, kim jest naprawdę. Można nim bezkarnie manipulować. Te lewackie postmodernistyczne nurty wyznaczają obecnie narrację przeważającej części inscenizacji teatralnych w Polsce. Zważywszy na taki obraz dzisiejszego teatru, koncepcja inscenizacyjna „Pułapki” na scenie Teatru Dramatycznego jest – można powiedzieć – realizacją odważną, bo idącą pod prąd chorej ideologicznej poprawności. Reżyser przedstawienia Wojciech Urbański wprawdzie z kilku scen oraz postaci zrezygnował, ale nie ingerował w tkankę myślową litery tekstu, co dziś nagminnie się dzieje. Ponadto także w warstwie formalnej nie uległ presji postmodernistycznej mody na dekonstruktywizm, no i co niezwykle ważne – nie ma tu propagowania chorych, wynaturzonych ideologii, czego permanentnie doświadczamy jako widzowie w wielu spektaklach rozmaitych reżyserów.
„Pułapka” Wojciecha Urbańskiego utrzymana jest w konwencji teatru, można powiedzieć, realistycznego z elementami psychologicznymi w najlepszym tego słowa znaczeniu. A więc mamy przywołanie prawdziwego, tradycyjnego, klasycznego teatru, spójnego artystycznie, z należycie poprowadzoną czytelną narracją, znakomitymi rolami aktorskimi i świetnie kompozycyjnie przystającą do całości scenografią.
Spektakl Wojciecha Urbańskiego to – tak jak u Różewicza – rzecz o Franzu Kafce jako pisarzu i człowieku. Kafka jako człowiek był osobą o niezwykle wrażliwym wnętrzu, chorowitą (gruźlica), słabą, osaczaną rozmaitymi lękami. Natomiast silna osobowość ojca i jego zawiedzione oczekiwanie wobec syna „słabeusza”, wciąż niedojrzałego życiowo i niechcącego dojrzeć mimo wieku męskiego, było powodem oschłości we wzajemnych kontaktach apodyktycznego ojca z synem. A to z kolei wpłynęło na kompleksy i traumę u Franza, która pozostała mu na całe życie. Ojciec chciałby widzieć w synu swego następcę, takiego jak on człowieka biznesu, fabrykanta twardo stojącego na ziemi, a nie pogrążonego w lękach depresyjnego marzyciela. Doskonale zagrana postać Ojca przez Roberta T. Majewskiego. To najlepsza rola w spektaklu.
Przedstawienie można określić jako swoisty rodzaj studium człowieka, który realizuje się wyłącznie w literaturze, w swoim pisaniu będącym jego sposobem istnienia. To ucieczka od życia realnego w literaturę, w której czuje się bezpiecznie, zaś rzeczywistość napawa go lękami. Tylko w procesie twórczym czuje się wolny. Toteż swoje życie prywatne całkowicie podporządkowuje twórczości, dlatego zrywa narzeczeństwo z Felice (w pełni przekonująca w tej roli Lidia Pronobis), rezygnuje z założenia rodziny. Ucieka od rzeczywistości realnej, od stabilizacji, zaszywa się w literaturze, izolując się w ten sposób od otoczenia, od żydowskiej tradycji rodzinnej, od wszystkiego, co nie jest literaturą. Tym samym skazuje siebie na wyobcowanie. Czy wybór takiego życia miał sens, dał Kafce szczęście? Okazuje się, że nie, bo skoro przed śmiercią polecił przyjacielowi spalić swoje rękopisy, oznacza to, iż miał poczucie klęski. Michał Klawiter znakomicie poprowadził postać Franza Kafki. To wartościowy spektakl i dobrze, że jest.