EN

10.01.2024, 10:49 Wersja do druku

Tyle będzie cukru w cukrze!

„Poszukiwany, poszukiwana” wg scenariusza Piotra Rowickiego w reż.  Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Dorota Koperska

Teatr w Bielsku-Białej kolejny rok zaczyna z teatralnym przytupem – wyzwań się nie bał nigdy i nadal nie boi, a różnorodność form i rodzajów przedstawień, które proponuje może przyprawić o zawrót głowy! Tym razem, po raz pierwszy w historii, pokazuje adaptację sceniczną kultowej komedii Stanisława Barei i Jacka Fedorowicza – „Poszukiwany, poszukiwana”. Starsi widzowie z sentymentem obejrzą spektakl oparty na swoistym „dokumencie epoki”, przypomną sobie muzykę i modę, trudności i zmagania z niedostatkami oraz patologiami  PRL-owskiej codzienności. Absurdalny humor i lekka forma ułatwi młodszym widzom, nieobeznanym z tematem i kontekstami, zrozumienie nawiązań do społeczno-kulturalnej rzeczywistości epoki komunizmu. W widowiskowej inscenizacji satyra i groteska wraz z musicalową formą zgrabnie łączą wszystkie elementy, stąd odczytanie przesłania, zawartych w dowcipie refleksji to czysta przyjemność! Reżyser bielskiego spektaklu, Paweł Szkotak, uważa, że Bareja był „genialnym kronikarzem PRL-u”, a jego filmy „mają duży potencjał uniwersalny”.  I właśnie to stwierdzenie pozwala mu stworzyć muzyczną komedię w zupełnie nowej formie, opartą wprawdzie na dziele Barei, ale nie będącą jego kopią, tylko autorską wariacją inspirowaną postaciami, epizodami i scenariuszem filmu z 1972, ilustrowaną szlagierami polskiej muzyki rozrywkowej z tamtych lat.

Akcja filmu, jednego z bardziej rozpoznawalnych obrazów rejestrujących życie stolicy pierwszej połowy lat 70., zaczyna się w muzealnym wnętrzu, do którego triumfalnym krokiem wkracza malarz Bogdan Adamiec i prezentuje swój, jego zdaniem wyjątkowy, przełomowy obraz – monumentalną dłoń. Wokół tego motywu zawiązuje się i rozwija intryga komedii Barei. W musicalowym przedstawieniu Szkotaka jest nieco inaczej, choć metaforyczny, znaczący obraz dłoni przewija się od początku do końca, także na stylowym plakacie reklamującym najnowszą premierę Teatru Polskiego – autorem jest scenograf Damian Styrna. „Poszukiwany, poszukiwana” to komedia muzyczna, w której nie brak poważniejszych myśli. Reżyser zwraca uwagę na dwuznaczność tytułu i znaczenie odkrywania jej przed publicznością  – „jaki mężczyzna i jaka kobieta są dziś poszukiwane? Zadając pytanie w ten sposób, jesteśmy w środku gorącej dyskusji na temat tego, jaki współcześnie model mężczyzny lub kobiety, jest dobry” – mówi. Humoru i dobrej zabawy w intrygującej podróży nie brakuje, tak samo jak sentymentu w powrocie do czasów młodości (chodzi o starszych widzów), dlatego rozśpiewane godziny mijają błyskawicznie. Historia adiunkta muzealnego Stanisława Marii Rochowicza (w filmie zagrał go Wojciech Pokora) umieszczona jest w realiach Polski Ludowej, ale odniesienia do współczesności są w spektaklu Szkotaka wyraźnie i czytelne. Główny bohater zostaje niesłusznie oskarżony o kradzież obrazu wspomnianego Bogdana Adamca i grozi mu odsiadka w więzieniu. Przerażony tą perspektywą, za namową żony postanawia pozornie zmienić tożsamość i ukryć się w przebraniu kobiecym. Aby nie tracić źródła dochodu podejmuje pracę jako gosposia domowa Marysia. Oczywiście swoje przeobrażenie, szekspirowską przebierankę traktuje jako sytuację przejściową lecz konieczną i jak najszybciej pragnie namalować kopię zaginionego płótna, by w stosownym czasie podrzucić ją do dawnego miejsca zatrudnienia, czyli Muzeum Narodowego.

Nikogo nie zdziwi stwierdzenie, że śledząc rozwój scenicznej akcji trudno było uniknąć porównań z filmem. Ukazana w muzycznej komedii historia dzieje się w Warszawie, a wierne odtworzenie życia stolicy pierwszej połowy lat 70. stanowi dodatkowe wyzwanie dla twórców. Muszę przyznać, że cała ekipa poradziła sobie z tym zadaniem znakomicie. Scenariusz Piotra Rowickiego wprowadza sporo nowości, utrzymanych mimo wszystko w klimacie epoki, z ukłonem w kierunku satyrycznego spojrzenia Barei. Co ważne, pozostaje przyjemnie spójny oraz logiczny, a hity Anny Jantar, Danuty Rinn, Alibabek, Krzysztofa Krawczyka, Bogusława Meca i innych, creme de la creme muzyki rozrywkowej tamtych lat, w nowych aranżacjach i świetnym wykonaniu nadają tempo i utrzymują rytm spektaklu. Sielankowy momentami obraz rzeczywistości przełamują elementy groteskowe, z nieodłączną nutką goryczy. Karykaturalne wykrzywienia, rzutujące na realizm adaptacji stanowią dodatkowy smaczek inscenizacji. Paweł Szkotak czaruje widza wyczuciem proporcji w budowaniu wątków, indywidualnych etiud, dopasowaniem ich do warunków scenicznych i teatralnego tła.

 Ruchliwe, szaro-barwne życie stolicy (takie zestawienie jest jak najbardziej prawdziwe, w dodatku znane z przeszłości!) zapełniają liczne postaci. Uczestnictwo i tworzenie tak różnorodnego przedstawienia muzycznego wymaga od artystów wielu umiejętności: głosowych, tanecznych, a także precyzyjnego przygotowania i wykorzystania zawodowych technik oraz sporego wysiłku fizycznego. Aktorstwo zespołu, nieodmiennie na wysokim poziomie, jest mi znane. Z kolei wokalne popisy wręcz zaskakują, o tanecznych już nie wspomnę – i tym mnie ujęli! Tytułową rolę Stanisława Marii Rochowicza gra Michał Czaderna, zdeklarowany wielbiciel Stanisława Barei. Czaderna stworzył niezwykłą postać, kwintesencję „Marysi w Marysi”. Wojciech Pokora niewątpliwie mógłby dojrzeć cząstkę siebie w tej stylizacji, a jednak indywidualizm bielskiego aktora wysuwa się tu na pierwszy plan. I jeszcze ujmujące poczucie humoru – wyraźne, zauważalne, samo w sobie cenne. Sceniczna pani Marysia emanuje wdziękiem, urokiem osobistym, czaruje sposobem poruszania się, gestykulacją, zachowaniem, ale zna granice dobrego smaku i o szarżowaniu nie ma tu mowy – wszystko jest pod kontrolą. Na szczególną uwagę zasługuje Adam Myrczek, czyli artysta Bogdan Adamiec. Ów „geniusz”, niczym mickiewiczowski Konrad wznosi się ponad światem i spotyka z krzywdzącym (jego zdaniem) niezrozumieniem i zdziwieniem. Daje temu wyraz w prześmiewczej „Wielkiej improwizacji”, z pomnikiem Chopina (ach, te dłonie zamiast wierzby) w tle. Końcówka z udziałem Adamca to jeden z lepszych epizodów spektaklu (nie zdradzam szczegółów, by dać szansę na samodzielną, niczym niezmąconą zabawę tą sceną). Kreacje pozostałych aktorów są równie udane i nigdy nie stanowią „powtórki z rozrywki”, nawet jeśli warunki i wygląd zewnętrzny pozwalają na silną inspirację filmowym oryginałem. Znakomity jest Tomasz Lorek jako Naukowiec, specjalista od badań nad „zawartością cukru w cukrze”. Czechowicz w kolejnym wcieleniu i to jak udatny! Wiktoria Węgrzyn-Lichosyt – małżonka adiunkta Rochowicza – tworzy świetny duet z Czaderną. Pełna energii, nieco zwariowana, oddaje cechy swej bohaterki nie tylko grą, ale też głębokim, melodyjnym głosem. Sceny z nieskrępowanym, bezczelnym wręcz podrywaniem Marysi doskonale rozgrywa Grzegorz Sikora – Karpiel. W niczym nie ustępuje mu Marta Gzowska-Sawicka czyli Karpielowa. W roli Dyrektora, przedstawiciela elit komunizmu, występuje przezabawny, wspaniały, jak żywcem wyjęty z dekady Edwarda Gierka, Piotr Gajos. Jego żona, Dyrektorowa „z zawodu” (Oriana Soika), równie dobrze dopasowuje swą kreację do klimatu epoki. W pamięci zapisuje się Rafał Sawicki – tu jako przenikliwy Prokurator i Anita Jancia, ciekawska i jakże urocza Opiekunka do dziecka. W szeregu drugoplanowych ról pojawiają się kolejni, wytrawni aktorzy: Sławomir Miska – Dyrektor Muzeum i Grzegorz Margas, sceniczny Antoś, postać zbudowana od nowa, inna niż u Barei oraz Barbara Guzińska, Matka Antosia. Nie ulega wątpliwości, że bez tych aktorów nie byłoby tak udanej całości!

O warstwie muzycznej spektaklu już wspomniałam, ale dodam jeszcze, że jej autor, Łukasz Matuszyk, wykorzystał dwanaście utworów z niezapomnianymi tekstami, starannie je selekcjonując i dopasowując dobór do treści dialogów. Wykonywane są przez aktorów  trochę ironicznie, z satyrycznym pazurem, w odpowiedzi na bieg wydarzeń. Wraz z choreografią Iwony Runowskiej tworzą intrygujące tło dla całości. Dawni giganci sceny rozrywkowej (Zbigniew Wodecki, Andrzej Zaucha, Anna Jantar) oraz pozostali przemawiają tu nowym głosem, wciąż budząc serca bicie.

Na osobny opis zasługuje scenografia, postrzegana przeze mnie jako pełnoprawny bohater spektaklu. Jej twórcą jest Damian Styrna, który z synem Eliaszem Styrną, specjalistą od multimedialnych projekcji od dawna cieszy widzów swoimi wizjami. Pozornie proste, a jakże wymowne, realne obrazy przywodzą na myśl Warszawę sprzed lat, rozświetloną skromnymi jak na nasze obecne standardy neonami (jest kultowa „Siatkarka”, wciąż obecna na dachu jednego z budynków przy placu Konstytucji, bar Zodiak i inne), ale za to wypełnioną wspomnieniami i nostalgią ciągnącą jak magnes. Wielokrotnie nagradzany scenograf swój pomysł opiera na symbolice form umownych, nawiązujących do estetyki betonowego PRL-u. Zmyślnie wykorzystuje realistyczne, kartonowe sześciany i pozbawione krzykliwych kolorów klocki. Dzięki temu jak żywe stają przed oczami blokowiska oraz wielka płyta. Wielopłaszczyznowe projekcje Eliasza Styrny świetnie współgrają z opisaną dekoracją, dodają jej głębi, wielowymiarowości. Pomysłowość tego świata nie zna granic – „grające” i „komentujące” garnki w kuchni państwa Karpielów zasługują wręcz na osobną notatkę. Owa scenografia, dopełniona światłem w reżyserii Bogumiła Palewicza, na długo pozostanie w mej pamięci.

Mnogość kostiumów, zaprojektowanych przez Barbarę Guzik, przyprawia o zawrót głowy. Bielski musical „Poszukiwany, poszukiwana” świetnie podpatruje modę początku lat 70., krzykliwą i wyrazistą. Oko cieszą kolorowe bluzki, spódnice bananówki, szwedy i dzwony, a także barwne platformy i koturny czy ciężkie modele sandałów. Kobiece peruki, niełatwe do zdobycia w komunizmie („ciekawe, skąd ty masz taką perukę teraz?” pyta Rochowicz) albo trwałe ondulacje i afro też zostały odpowiednio odtworzone. I rzecz jasna berecik z antenką, noszony nie tylko w pracy, ale i na co dzień.

Odsłaniający nonsensy PRL-u, pełen energii bez mała wulkanicznej, komediowo–sentymentalny spektakl w muzycznej odsłonie zasługuje na szereg pochwał. Świetnie zagrany i wyreżyserowany, z piękną scenografią, ilustrowany niezapomnianymi szlagierami sprzed lat zadowoli różne gusta i przyciągnie widzów spragnionych rozrywki na wysokim poziomie. Teatr w Bielsku–Białej po prostu wie jak zapracować na sukces.

Tytuł oryginalny

Tyle będzie cukru w cukrze!

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła