Jeśli ktoś szuka najprostszego sposobu, by przekonać się, jaki jest obecnie stan polskiej kinematografii, niech obejrzy dziś w telewizyjnej Jedynce film "Solidarność, Solidarność...".
Rzecz składa się z 13 nowelek - żadna nie ma więcej niż dziesięć minut - nakręconych przez markowych polskich reżyserów ("Sprawa jest prestiżowa" - jak mówi Marek Kondrat w kawałku Juliusza Machulskiego, będącym filmem o tym właśnie filmie). Całość to jakby "przegląd wojsk" - widzimy, na jaki kto wpadł pomysł, by uczcić 25-lecie "Solidarności", w jaką ubrał go formę i czy miał dość pary, by wycisnąć z tego pomysłu maksimum. Filmik do dziesięciu minut to karkołomna robota. W takim formacie trudno zamydlić oczy, sprawiać pozory głębi. Od razu wiadomo - albo coś działa, albo nie. Moim zdaniem najlepiej powiodło się Machulskiemu (nie przypadkiem jego kawałek dano na początek). Zrobił coś żartobliwie unikowego, ale jednocześnie oddającego istotę sprawy. Scenarzysta (Robert Więckiewicz) i reżyserka (Katarzyna Herman) mówią tu do producenta (Kondrat), który ich zachęca do pracy nad nowelką: "Wymień chociaż jedną rzecz, jaką