- Słobodzianek w autorach "Wyborczej" widzi załogę czołgu szturmującą "jego teatr". Kryjąc się przed pancernym zagonem, rozstawia miny. Tyle tylko, że dyrektor Dramatycznego to dziwny przypadek sapera, który myli się więcej niż raz - pisze redaktor naczelny "Gazety Stołecznej" Michał Wybieralski.
Na łamach "Stołecznej" toczy się dyskusja o polityce kulturalnej Warszawy. W ostatnim czasie przyglądaliśmy się szczególnie Teatrowi Dramatycznemu. Działa on w obecnym kształcie od 2012 r., kiedy w ekspresowym tempie i bez szerszych konsultacji władze miasta połączyły trzy instytucje kultury: Dramatyczny, Scenę Przodownik i Teatr na Woli, kierowany wówczas przez Tadeusza Słobodzianka. Na czele tego konglomeratu Słobodzianek nie stanął w wyniku otwartego konkursu, co również budziło kontrowersje. "Tygodnik Powszechny" krytykował wówczas "pełną ignorancji i samozadowolenia politykę kulturalną władz". Jacek Sieradzki, naczelny miesięcznika "Dialog", pisał o decyzji ratusza: "Ponad wszelką wątpliwość nie wzięła się ona z jakiejkolwiek chęci uracjonalnienia życia teatralnego. Z głębszego planu, który w logiczny sposób rozłożyłby na warszawskie sceny rozmaite funkcje tudzież obsługę różnorakich segmentów widowni. Nie ma żadnego takiego