EN

27.09.2021, 09:22 Wersja do druku

Trzymaj mnie za suknię, bo upadniesz

„Matka” Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Radka Stępnia z Teatru Nowego w Poznaniu na 45. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka Żywa. Pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Monika Stolarska

Z tym tekstem – „Matką” – jak i z całym Witkacym, teatr miał na przestrzeni lat kłopoty. Opowieść o końcu świata. Wypalaniu się mózgu człowieka, który dąży do tego, żeby coś w tym znaczyć. Gdy to nastąpi. Gdy mózg się przepali (od myślenia, narkotyków, relacji), nie zostanie nic. Koniec percepcji. Koniec odbierania i postrzegania rzeczywistości.

Młody reżyser – Radek Stępień – chciał się zmierzyć z Witkacym, bo jak sam mówił podczas spotkania twórców z widzami po spektaklu zaprezentowanym na 45. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka Żywa”, „nigdy nie był precyzyjnie naciskany”. To marzenie reżysera wynikające niewątpliwie z jego ambicji. Nie ma w tym jeszcze nic złego. Pozostaje tylko pytanie, czy udało się?

Mamy Antoninę Choroszy, więc mamy Matkę. Mamy Mariusza Zaniewskiego, więc mamy Leona. Siłą spektaklu Teatru Nowego w Poznaniu pozostaje aktorstwo tych dwojga. Umiejętne (bez popadania w pastisz) zbudowanie i odegranie najważniejszej relacji w życiu, czyli z matką. Do tego rodzinnego obrazka wkradł się wirus. Coś złego stało się ze światem tych dwojga. Wpadli w zaklęty krąg popełnionych błędów. Leon w prologu (jeszcze nim odsłoni się kurtyna) jawi się niczym prorok. Nawołuje do rewolucji ludzkości, która jednak miałaby dokonać się poprzez rewolucję w jednostce. Liczy się tylko ona. A on jako artysta uważa, że jedyną godną materią tego czynu jest własne życie. Komunia między twórcą a jego sztuką. To fragment z wystąpienia, w którym główny bohater głosił swoją ideologię. Ktoś z widowni dopytuje: „Zabiłeś swoją mamę, Leon?”. Inny kwituje: „Ty to naprawdę jesteś chorym pojebem, Leon”.

Zza kurtyny wyłania się normalny na pozór salon. Stół, sofa, biblioteczka, rodzinne fotografie na ścianach. W kącie w fotelu Matka rozpoczynająca tyradę o wiecznej samotności. Stajemy się słuchaczami skarg na syna, rozczarowań pomieszanych z zachwytem nad dzieckiem. Zapoznajemy się z wydatkami na utrzymanie pierworodnego oraz radościami typu – jak to dobrze być matką. Padają dobrze znane nam wszystkim słowa: „Czym sobie na to zasłużyłam?”. Szybko wychodzi na jaw, że matka pije i się morfinizuje, że próżno też w tym wnętrzu szukać normalności.

Z wielkiego myśliciela, który zbawi ludzkość, Leon w ustach rodzicielki staje się „zerem”. Wysłuchując jej wywodów już od przekroczenia progu domu, staje się przegrany. Janina Węgorzewska doskonale wie, że syn jej śmierci nie przeżyje. I stanie się tak, gdy w finałowej scenie drugiego aktu Leon rozpaczliwie będzie wykrzykiwał „gdzie jest moja matka?”, by skończyć na kolanach żony udającej nieżyjącą teściową. Tytułowa kobieta nie istnieje bez syna, a on nie istnieje bez niej. Na tym polega tragedia tych dwojga i relacji matka-dziecko w ogóle. Oglądamy studium błędów, jakich w niej można się dopuścić. Syn mówi: „Znów mi mama chce odebrać odwagę”. Mimo wzajemnego darzenia się prawdziwą miłością, mówią sobie niepotrzebnie przykre rzeczy. Nic nie zostaje po takiej rozmowie. Ta walka unaocznia, jak potrafimy być w tych najważniejszych relacjach niesmaczni. Jak miłość matki potrafi przywiązać do siebie, osłabić chęci dziecka do wybicia się na niezależność. Jak gramy przed sobą. Jak wpadamy w łzawe tony mające uwiązać nas do siebie i uzależnić. W jasny sposób pokazuje nam, jak bardzo zależy nam na akceptacji matki. I jak matka chce byśmy liczyli się z jej zdaniem. Nie możemy też być pewni, kiedy role się odwrócą. Kto kogo będzie utrzymywał. Kto komu będzie kupował morfinę. I czyja wola będzie musiała być respektowana w domu. Pewne jest jedno. Cierpienie. W każdej ze stron świadomość tych uwikłań wywołuje poczucie winy. Winy, która potęgowana jest przez poczucie przemijania. Odchodzenia. Śmierci.

Miłość, o której mowa w spektaklu, to jednak ten rodzaj uczucia, który nie kończy się ze śmiercią. Ludzie muszą się kochać, gdy są synami, ojcami, matkami. Łagodzić różnice pomiędzy nimi, by ze sobą żyć. Główni bohaterowie kochają się prawdziwie. Pewni są tej wzajemnej miłości, którą się darzą. Nie ułatwiał tego fakt artystycznych zapędów syna. Matka nie miała jednak siły, żeby go od tego powstrzymać. To obraz człowieka i artysty, który podobny jest do rodzica. Który jak ojciec staje się zbrodniarzem. Winny jest nie tylko szpiegostwa i sutenerstwa, ale i kręcenia się w kółko w poszukiwaniu indywidualizmu. W nadziei na to, by stać się kimś. Ten spektakl ukazuje kryzys jednostki w otoczeniu, w świecie. Ukazuje artystę nierozumianego, zbankrutowanego ideologa i ludzką sierotę. Leon nie jest w stanie uruchomić tego świata, o którym tyle mówi. Zalewa go jedynie słowami.

Stępień rysuje rzeczywistość podlegający nieustającej redukcji. W precyzyjny sposób za pomocą wspaniałego aktorstwa Choroszy i Zaniewski pokazują proces zapadania się w siebie. Matka pije, morfinizuje się, traci wzrok, aż w końcu umiera. Scenografia pierwszego aktu tak szczelnie wypełniona domowymi drobiazgami, w drugim zredukowana jest totalnie. Świat bez matki nie jest już tym samym, nie ma ram, rutyny, kształtu i granic. Rozmywa się. A w wymarłych wnętrzach, pozbawionych jej obecności, czuć przeraźliwą pustkę, której nie wypełni nic. Nawet narkotyczna orgia. Wszystko się kurczy, zatraca, aż w końcu przepada. Konwencja realistyczna, w której grają Choroszy i Zaniewski, inteligentne poruszanie się pomiędzy nią a przerysowaniem, nie pozwala popaść im w karykaturę.

Mimo iż ohydny świat Witkacego, świat świństw i wampirów został w spektaklu potraktowany w sposób bardzo rzetelny i uczciwie przeniesiony (co nie jest łatwe), czegoś mi w nim brakuje. W drugiej części na wizualizacjach pojawia się napis „no signal”. Być może o to właśnie chodzi. O ten brak połączenia pomiędzy światem tego spektaklu a naszą wrażliwością.

Stanisław Ignacy Witkiewicz
„Matka”

reżyseria: Radek Stępień

dramaturgia: Konrad Hetel
Teatr Nowy w Poznaniu, premiera 11 września 2020, pokazu na 45. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka Żywa” 24 września 2021

Sławomir Szczurek – mieszka w Katowicach, z wykształcenia filolog polski, wielki miłośnik teatru.


Źródło:

Materiał własny