"Balkon" Jeana Geneta w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Edward Jakiel w portalu Teatrologia.pl
Czerwcowy, gorący wieczór, na zewnątrz tłumy cieszące się z pogody i nade wszystko otwartych pocovidowo knajp. W teatrze remont, wyposzczona widownia zasiada. I się zaczęło. Trzy godziny bez przerw: Genet, Jean Genet i jego Balkon w adaptacji i reżyserii niewymagającego prezentacji Jana Klaty (opracowanie muzyczne też w jego wykonaniu).
Koncepcja inscenizacyjna Klaty świetnie oddaje i ducha, i literę Balkonu Geneta. Reżyser doskonale się w autora wczytał, wsmakował w jego teatr, wrozumiał w jego postrzeganie i pojmowanie świata, wtopił w Genetowskie człowieczeństwa rozumienie i historii bez-sens. I chociaż mniej lub bardziej skrycie stara się tego swego rozumienia i interpretacji Geneta nie ujawniać, zwodząc i zanudzając czasami widza przydługimi pauzami muzycznymi i nie tylko – to jednak dość znacząco i dość mocno swą interpretację Geneta ujawnia.
We wstępnym słowie do Balkonu Genet stwierdził: „Wszystko, co powyżej napisałem, nie jest oczywiście przeznaczone dla reżysera inteligentnego, bo ten sam wie, co ma robić”. I rzeczywiście Klata po mistrzowsku pokierował inscenizacją. W moim przekonaniu uwidacznia się przemyślana i konsekwentnie zrealizowana koncepcja reżysera, by obok tematów pobocznych wyeksponować w finale absurdalne pragnienie człowieka bycia nieśmiertelnym, spełnienia we wszystkich wymiarach swej egzystencji, a przynajmniej trzech: posiadania władzy, seksualnego spełnienia i unieśmiertelnienia się w dosłownym (a zatem też groteskowym) tego słowa znaczeniu.
Aktorzy robili, co mogli (😊). Rzecz tym trudniejsza, że grać grającego, że chce być kimś, kim nie jest (lub jest?) – wymagającym jest i nader trudnym zadaniem. Stąd należy się wiele uznania dla aktorstwa Krzysztofa Matuszewskiego (Biskup), Katarzyny Figury (Sędzia) i dla Roberta Ninkiewicza (Generał). Ale równie świetnie wypadła rola Komendanta Policji, w postać którego wcielił się Cezary Rybiński. A Dorotę Androsz i Katarzynę Dałek grające naprzemiennie Carmen oraz Irmę/Królową charakteryzuje wysublimowane aktorstwo, panowanie nad każdym gestem, intonacją, ruchem na scenie, rekonstrukcją postaci-kukły, jaką jest Irma po wcieleniu się w rolę Królowej. Wszystko to dowodzi znakomitego ich warsztatu, ale też rozumienia granych postaci i tego, czym/kim one są, kogo, nomen omen, grają. Szczególnie świetnie zagrana była postać Irmy – burdelmamy reżyserującej najbardziej wymyślne pragnienia swoich gości (nie chce wszak ich nazywać klientami). Docenić winniśmy też Magdalenę Gorzelańczyk perfekcyjnie grającą postać Chantal – zwerbowanej (ale też i wykupionej) do rewolucji prostytutki, która stała się twarzą buntu. To jedna z tych ról, w których mogła ta aktorka gdańskich scen wykazać wiele swych zdolności i walorów swego warsztatu.
O scenografii nie sposób milczeć, jakkolwiek łopatologicznie wydaje się ona nasycać charakterystykę miejsca. Olbrzymia wagina (skądinąd niemal że niewykorzystana w przedstawieniu) i penis, o którego wzwodzie się tu jeszcze powie – aż nadto nie licują z subtelnym teatrum i inscenizowanymi grami, jakie Irma w swym domu publicznym urządza przy pomocy wyrafinowanych kurtyzan. Rozwiązania scenograficzne zachowują niektóre tylko wskazówki Geneta, gubiąc absolutnie niemal wszystkie detale. Zostają wprawdzie ważne w dramacie lustra, ale nie zostały one, w mojej ocenie, zadowalająco wykorzystane w inscenizacji. Znamienne, że jako lustro pojawia się też zawieszony w górze krzyż (Benet umieszcza go nad jednymi z drzwi). To w nim przegląda się i rozmawia ze sobą m.in. Biskup. Na zasadzie symetrii identyczny krzyż zawisł w innym rogu. Nikt jednak nań nie spogląda. Po co więc go tam zamieszczono? Tajemnica. Z Superprodukcji Juliusza Machulskiego wiemy, że każde (arcy)dzieło musi mieć swoją tajemnicę.
O ruchu scenicznym wiele powiedzieć się nie da, chociaż widać dbałość osoby za to odpowiedzialnej (Maćko Prusak). Przemyślaną i świetnie zrealizowaną koncepcję tego aspektu omawianej inscenizacji szczególnie widać w chwili, kiedy pojawia się Sędzia. Kopany przez jedną z kurtyzan, wtacza się powoli na scenę. Najwyraźniej jednak wyłamują się tu postaci Buntowników, którzy ani nie panują nad własną kinetyką, ani specjalnie nie przejmują się ruchem swych ciał. Chyba, że był to zamysł taki, by uwypuklić ich bezpardonowość, brutalność, chaos, jaki reprezentują, wyraźnie skontrastowany z subtelnością erotycznych przedstawień panienek Irmy.
Wiele ciekawego wniosły projekcje Natana Berkowicza. Ważne okazują się one dla podkreślenia przekazu transparentnej idei, że rewolucja równa się śmierć. Ale jednocześnie ferowana w nich ostra pornografia jest po prostu niesmaczna. Po co eskalować wulgarność w inscenizacji dramatu Geneta, który aż nadto jest wulgarny? Czy na tym miała polegać jego adaptacja?
Powróćmy na koniec do reżyserskiej ręki Jana Klaty. Zakończenie dzieła zupełnie inne niż u Geneta. Inne, bo nie schodzimy z jedną z postaci w dół – imitację sarkofagu, ale wznosimy się w górę. Wspomniany wcześniej penis osiąga wzwód. A umieszczony w nim Komendant Policji uosabia wszelkie pragnienia człowiecze bycia doskonale spełnionym i wiecznym. Ostatnia scena jest zwieńczeniem przewodniego tematu – idei inscenizacji tego dramatu w reżyserii Jana Klaty. Egocentryzm, pazerność człowieka, wola życia i żądza spełnienia – oto co szczególnie z BalkonuBeneta zdaje się odczytywać reżyser. Wszystkie te roszczenia człowieka sprowadzają się do jednego: by być jak Bóg. Nie rozumiem jednak, czemu służy jeden element zakończenia. Postaci dramatu, wzniósłszy dłonie w modlitewnym geście, wpatrują się w monstrualny penis, w którego żołędzi umieszczony jest Komendant Policji. O ile scena sama w sobie jest wymownym, semantycznie nasyconym obrazem uzurpatorskich mrzonek człowieka, o tyle przeraża mnie profanacja wypowiadanego chóralnie fragmentu Modlitwy Pańskiej.
Czy można uznać sopocką premierę Balkonu Geneta w reżyserii Jana Klaty za udaną? Czy jest ona artystycznie dojrzalsza, bardziej wartościowa niż inne, wcześniejsze tego dramatu inscenizacje na deskach polskich teatrów? Na to pytanie musi sobie odpowiedzieć każdy, kto pofatyguje się na trzygodzinne obcowanie z Jana Klaty adaptacją Balkonu Geneta.
Balkon. Autor: Jean Genet; adaptacja, reżyseria, opracowanie muzyczne: Jan Klata; scenografia, kostiumy, światła: Mirek Kaczmarek; ruch sceniczny: Maćko Prusak; projekcje: Natan Berkowicz. Obsada: Dorota Androsz, Katarzyna Dałek, Katarzyna Figura, Magdalena Gorzelańczyk, Krzysztof Matuszewski, Robert Ninkiewicz, Cezary Rybiński, Agata Woźnicka. Teatr Wybrzeże. Scena Kameralna w Sopocie, premiera 4 czerwca 2021.