EN

15.07.2022, 08:41 Wersja do druku

Triumf geniuszu

„Amadeusz” Petera Shaffera w reż. Anny Wieczur w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Marta Żelazowska  z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Krzysztof Bieliński / mat. teatru

Warszawski Teatr Dramatyczny kończy sezon w wielkim stylu. Monumentalne przedstawienie o relacji Wolfganga Amadeusa Mozarta i Antonio Salieriego – wykonane przez czternastu aktorów, szesnastu chórzystów i trzydziestoośmioosobową orkiestrę – robi wrażenie i przyciąga do teatru tłumy. Rozentuzjazmowana publiczność dziękuje twórcom owacją na stojąco – w pełni zasłużoną. Bilety na lipcowe pokazy wyprzedają się momentalnie. To będzie hit.

„Amadeusz” Petera Shaffera choć gości na polskich scenach z mniejszą lub większą częstotliwością od ponad czterdziestu lat, to wciąż cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem widzów. Prapremiera odbyła się w 1981 roku (dwa lata po publikacji tekstu) w warszawskim Teatrze na Woli. Spektakl wyreżyserował Roman Polański, zagrał w nim rolę tytułową, a jako Salieri partnerował mu Tadeusz Łomnicki. Przedstawienie zostało bardzo dobrze przyjęte, raz – pierwszy spektakl zrealizowany przez słynnego twórcę w Polsce, dwa – zachwyt budziły kreacje aktorskie. Jednak to film Milośa Formana z 1984 roku, do którego adaptację przygotował autor sztuki (dostał za nią Oscara), przyniósł tytułowi największą popularność. Obsypany nagrodami, w tym za reżyserię i najlepszą rolę pierwszoplanową, obraz wszedł do klasyki kina. Trudno jest więc oglądać „Amadeusza” w oderwaniu od porównań z filmem. Anna Wieczur jednak nie wchodzi z nim w dialog, choć jak wspomina w wywiadzie, oglądała go wiele lat temu i zrobił na niej ogromne wrażenie. Reżyserka wprawdzie jak Forman zachowuje realia epoki, zarówno w kostiumie jak i scenografii, ale interpretuje sztukę na świeżo – dlatego sięga po najnowszy przekład Macieja Stroińskiego. Pieczołowicie rozczytuje motywacje i stany emocjonalne bohaterów. Oglądamy niezwykle interesujące i konsekwentne studium zazdrości.

fot. Krzysztof Bieliński/mat. teatru

Jesteśmy świadkami przedśmiertnej spowiedzi Salieriego (Adam Ferency). Kompozytor wraca myślami do spotkania z Mozartem (Marcin Hycnar) – niezwykle istotnego, wręcz irracjonalnie dlań formacyjnego. Ekscentryczny młody geniusz (Mozart ma wówczas dwadzieścia sześć lat) wpływa bowiem na jego percepcję muzyki. Antonio Salieri doświadcza objawienia materii dźwiękowej w pełnej jej istocie – postrzeganej jako przejaw boskiej ingerencji. W jego mniemaniu to Absolut rozporządza talentami i zsyła je wybranym, dlatego modli się doń wielokrotnie, lecz nie zostaje wysłuchany. Ma więc żal i do Boga, i do Mozarta, niegodnego – jego zdaniem – tak wielkiego talentu. Postrzega siebie w kategorii wybitności do czasu pojawienia się zdolniejszego. Mozart staje się więc dla Salieriego zwierciadłem ukazującym jego bolesny i niezadowalający portret, bowiem niezgodny z pragnieniami. Adam Ferency niezwykle wyraziście oddaje wewnętrzne rozdarcie Antonia, z jednej strony podziw dla geniuszu (on jako jedyny zdaje się dostrzegać ogrom talentu  Wofiego), z drugiej – kiełkującą zawiść (Mozart jawi się jako zagrożenie dla zajmowanej przezeń pozycji na dworze i w świecie muzycznym). Salieri wprawdzie stopniowo i metodycznie osacza i niszczy konkurenta, ale chwilami zdaje się ponieść szczerym intencjom (kiedy chwali „Wesele Figara”, czy przeprasza młodszego kolegę). Ta bardzo niejednoznaczna postać balansuje między dobrem a złem. Jest boleśnie świadoma obezwładniającej i zarazem niszczącej – również ją samą – nienawiści. Targany wyrzutami sumienia włoski kompozytor dokonuje nie tyle podsumowania życia, co analizy motywów tak niegodnego postępowania. Obwinia się o śmierć Mozarta – bo jej pragnął i do niej dążył – ale nie on stał się jej bezpośrednim sprawcą.

Amadeusz to przeciwieństwo dostojnego artysty. Kolorowy jak ptak – w fioletowych pończochach i butach, w peruce pociągniętej różem – zwraca uwagę od pierwszej sceny. Marcin Hycnar mocno zarysowuje jego obecność. Mozart zawłaszcza przestrzeń. Wprowadza zamęt. Konsternuje. Jego ekscentryczny sposób bycia oraz skłonność do flirtu i rubaszno-fekalnych żartów drażni, ale jednocześnie pasjonuje ogół. Nie jest to jednak kreacja przesadzona. Marcin Hycnar nie tyle uwypukla szeroko pojęty brak ogłady, co idzie w kierunku infantylnej rozbrajającej naiwności postaci. Wolfgang jest szczery i prawdziwy w relacjach interpersonalnych. Wchodzi w nie całym sobą. Autentycznie kocha Konstancję (Barbara Garstka) – z wzajemnością zresztą. I choć uczucie nie stoi na przeszkodzie zdradom, to jego zachowanie wynika raczej z niedojrzałości emocjonalnej niż z wyrachowania.

Salieriego traktuje jak przyjaciela. Nie dostrzega jego intryg, braku szczerości. Mozart nie rywalizuje – jest bezkrytycznie, dziecinnie przekonany o swojej świetności i wyjątkowości. U Anny Wieczur nie ma dosłownego tarcia między postaciami. Nienawiść jest jednostronna. Nawet scena poprawiania powitalnego walca wydaje się być dla Wolfganga czystą salonową gierką, a nie złośliwością. Konflikt rozgrywa się we wnętrzu bohaterów. Amadeusz zdaje sobie sprawę, że talent, poliglotyzm i urok osobisty są niewystarczające do sprostania wymaganiom salonów i zjednania sobie wpływowych bogaczy, a co za tym idzie zapewnienia rodzinie środków do życia. Zaczyna być świadomy własnych ograniczeń i to doprowadza do załamania nerwowego. Czarna postać zapowiadająca śmierć, którą widzi we śnie, jest personifikacją jego lęków. A może także uosobieniem nienawiści Salieriego?

„Amadeusz” to także rzecz o ścieraniu się dwóch, totalnie różnych form pracy artystycznej. Z jednej strony – instynktownej, spontanicznej, niczym nieskrępowanej kreacji (Mozart zapisywał utwory bez skreśleń). Z drugiej – twórczości czysto rzemieślniczej, intelektualnej, podporządkowanej normom i autorytetom. I choć obaj kompozytorzy fascynowali współczesnych („L'Europa riconosciuta” Salieriego zainaugurowała otwarcie La Scali) – to muzyka Mozarta przeszła próbę czasu. I to kompozycji Mozarta wykonanych przez chór i orkiestrę słuchamy na żywo podczas spektaklu. Geniusz pokonał przeciętność – zarówno w teatrze, jak i w życiu.

Peter Shaffer
„Amadeusz”
przekład: Maciej Stroiński
reżyseria: Anna Wieczur
premiera: 8 lipca 2022, Teatr Dramatyczny w Warszawie, Scena im. Gustawa Holoubka (spektakl obejrzany: 10 lipca 2022)

Marta Żelazowska – pedagog, absolwentka studiów podyplomowych Wiedza o teatrze i dramacie z elementami wiedzy o filmie w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk oraz Krytyki teatralnej w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, a także Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych, otrzymała wyróżnienie specjalne w VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego na Recenzje Teatralne.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne