Festiwal TRANS/MISJE – TRÓJMORZE, Rzeszów, 20-29 sierpnia 2021.
Pod koniec sierpnia miała swoją odsłonę pierwsza edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE – TRÓJMORZE. Organizator, Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, do udziału w nim zaprosił artystów z Austrii, Bułgarii, Chorwacji, Czech, Estonii, Gruzji, Litwy, Łotwy, Słowacji, Słowenii, Węgier oraz Polski. Siedem dni festiwalowych wypełniły 24 wydarzenia artystyczne – spektakle, wystawy, koncerty, widowiska muzyczne i recitale.
Idea tak szeroko zakrojonego projektu narodziła się w 2017 roku. W mieszczącym się w łańcuckim Zamku Lubomirskich, barokowym teatrze księżnej Izabelli z Czartoryskich Lubomirskiej, powołano do istnienia Międzynarodowy Festiwal Sztuk TRANS/MISJE Rzeszów-Koszyce-Ostrawa-Debreczyn-Lwów-Troki, u którego zarania stała idea łączenia sztuk i ludzi. Zaproszenie do współpracy rzeszowski teatr wystosował do partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, Litwy oraz Ukrainy. Logo Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE (czarno-żółte, o kształcie pentagramu) miało symbolizować ideę uniwersalizmu i wspólnotowości sztuki. Pierwsza edycja szeroko zakrojonego projektu odbyła się w Rzeszowie. W sierpniu 2018 zaprezentowane zostały 44 wydarzenia artystyczne. W myśl umowy do Rzeszowa festiwal miał powrócić po sześciu latach, w międzyczasie odbyły się jeszcze dwie edycje na Słowacji i Litwie. Ponieważ rzeszowianie chętnie i licznie uczestniczyli w festiwalu w 2018, teatr w wakacje 2019 i 2020 roku przygotował dla mieszkańców inną, ale pokrewną imprezę: Międzynarodowy Festiwal TRANS/MISJE – Wschód Sztuki (goszczono wówczas artystów m.in. z Batumi, Jass, Odessy, Sofii, Wilna). Tymczasem plany realizacji kolejnych TRANS/MISJI w partnerskich instytucjach pokrzyżowała pandemia. Tegoroczny festiwal zawarł w sobie dwie zaistniałe już w 2018 i 2019 formy. W ten sposób zrealizowano inicjatywę o nazwie TRANS/MISJE – TRÓJMORZE. Dyrektorem festiwalu został dyrektor naczelny i artystyczny rzeszowskiego teatru – Jan Nowara.
Pierwszym spektaklem pokazanym w ramach festiwalu był monodram Lalki, moje ciche siostry przygotowany przez polskojęzyczny, powołany do istnienia w 1960 roku, Teatr „Studio” z Wilna. Lilija Kiejzik wyreżyserowała tekst radiowego słuchowiska Henryka Bardijewskiego. Spektakl ten Agnieszka Radwo (aktorka młoda, uznana już na Litwie) grała na małej scenie, w oszczędnej scenerii utrzymanej w szpitalnej bieli, której najistotniejszymi elementami były lalki – typowe, takie, jakimi lubią się bawić małe dziewczynki. Rozwieszone na sznurkach, położone, usadowione w różnych miejscach. W spektaklu są one niemymi obiektami, które bohaterka personalizuje i czyni partnerkami w podstępnych działaniach na rzecz niszczenia zła w świecie. Ubrana na biało, trochę baletnica z dużą białą kokardą upiętą na głowie, mogłaby być uznana za esencję niewinności. Sprawia wrażenie nieustannie czymś zaabsorbowanej, kruchej i bezbronnej w tym swoim rozproszeniu. Temu wizualnemu wrażeniu dziewczęcości przeczą słowa – szeptane, wykrzykiwane, pośpiesznie, jakby w amoku, wypowiadane. Mówią o rzeczach straszliwych, o planach krwawych kar wymierzanych winnym. Jest w nich agresja osoby stawianej wobec niesprawiedliwości świata i z tą niesprawiedliwością walczącej.
W pierwszym dniu festiwalu odbyła się także premiera Wiśniowego sadu w reżyserii Andre Enukidze, dyrektora Teatru im. Ilii Czawczawadzego w Batumi. Enukidze w 1995 roku przygotował przedstawienie ostatniej sztuki Antona Czechowa we wrocławskim Teatrze Współczesnym. W realizacji tegorocznej, z udziałem aktorów rzeszowskich, reżyser będący także autorem scenariusza i opracowania muzycznego posłużył się klasycznym tłumaczeniem Czesława Jastrzębca-Kozłowskiego. Dokonał w nim radykalnych cięć. Ograniczył ilość postaci do sześciu (w rolach męskich wystąpili: Marek Kępiński – Gajew, Robert Żurek – Łopachin, Karol Kadłubiec – Trofimow, Piotr Mieczysław Napieraj – Simenow-Piszczyk). Dopisał partie wstępne i zamykające. Tłumacz Jerzy Czech dostosował do siebie teksty Czechowa i Enukidze.
Powstał spektakl piękny wizualnie, spójny myślowo. Dzięki ciekawej, bogatej scenografii i kostiumom (autorstwa Miriana Shvelidze i Shoty Bagalishvili) zanurza nas w śnie. Opary złota, błyski, odblaski, sceny ulegają zwielokrotnieniu dzięki odbiciu w zaśniedziałych lustrach. Sufit z podwieszonych koronek, tiuli; zwiewne materie poruszające się delikatnie w rytm kroków postaci. Wiszące wysoko nad głowami aktorów suknie przywołują dawne, dobre czasy.
Punktem wyjścia jest miejsce: paryski salon, w którym dialog dwóch kobiet wywołuje z pamięci rosyjską przeszłość „sprzed upadku”. Przygarbiona Lubow Raniewska (urzekająca Mariola Łabno-Flaumenhaft) prostuje się, znów jest powabna i dyrektywna. Znów zarządza w dworku otoczonym bajkowym sadem, w którym kwitną wiśnie. W tym miejscu racjonalne jest podążanie za marzeniem, wszystko jest bowiem możliwe w złotym świecie. Raniewska jednym słowem unieważnia problemy. Troskać się o licytację? Dobrzy ludzie pomogą, wykupią weksle, udzielą pożyczki, może przekażą jakąś formę darowizny na rzecz córki? Ale ich wokół Raniewskiej raczej brak. Postaci rzeszowsko-gruzińskiego Czechowa pozostają w zawieszeniu, we wzajemnym uwikłaniu, z którego nie widać dróg wyjścia. To dobrzy ludzie, ale dotknięci paraliżem woli, odsuwający w czasie moment nawet nie finalizacji, lecz początku realizacji planów. Każdy z nich to indywidualista, neurotyk, poza oczywiście praktycznym eks-chłopem Łopachinem. Po sprzedaży majątku, gdy zapowiada się rzeź wiśniowego sadu, Raniewska kolejny raz wyrusza na pomoc mężczyźnie, który nie pierwszy raz ją oszuka. Jedzie do Paryża, aby wesprzeć go w potrzebie. Zakłada, że resztki pieniędzy ze zrujnowanego majątku wystarczą dla dwojga.
Tempo spektaklu jest szybkie. To karuzela uczuć. Smutek upadku i przeczuwanej iluzyjności egzystencji, gwałtowny wybuch emocji, a w zanadrzu komizm sytuacji, konstrukcji postaci, gestykulacji i mimiki, wypowiadanych kwestii. I tak na przemian, ale z wyraźnym wskazaniem na śmieszność. Komplikację relacji wydobywa i eksponuje urozmaicony ruch sceniczny. Zharmonizowany, wzbudzające śmiech widzów, „taniec” nóg postaci przysiadających na ławeczce, solowe popisy studenta Trofimowa. Gdy padają słowa informujące o balu, w tańcu samopas wirują podwieszone pod sufitem strojne suknie. Z centralną postacią Raniewskiej, zwykle oszczędnej w ruchach, skupionej, kontrastuje odziana w czerń, raz pomocna, raz uwodzicielska, ale zawsze ruchliwa młoda Kobieta (bardzo ciekawa w tej roli, kipiąca energią Dagny Mikoś, kobieta-kameleon, bo jest Anią i Warią, i innymi jeszcze kobiecymi postaciami) nosi strój warstwowy. Kilka zwinnych ruchów wystarczy, by ze skromnie, acz powabnie odzianej w pelerynkę, przerodzić się w zmysłowy obiekt pożądania. Kobieta i Raniewska, pozornie różne wiekiem i strojem (Raniewska nosi kolor zielony), obydwie na swój sposób budują wyrazistą postać kobiety Czechowa. Rzeszowski Wiśniowy sad odbieram jako opowieść o potędze wypierania. Wbrew logice, wbrew faktom, natomiast w bezpiecznej, choć zawierającej w sobie wizję tragicznego końca, ułudzie.
W drugi dzień festiwalu Teatr „Studio” z Wilna zaprezentował wyreżyserowaną przez Sławomira Gaudyna adaptację prozy Sergiusza Piaseckiego Zapiski oficera Armii Czerwonej. Pokazywał przemianę człowieka stopniowo ulegającego perswazjom autorytarnej władzy. Metamorfoza mężczyzny entuzjastycznie nastawionego do nowego świata odbywała się na tle skromnej scenografii – w centralnym miejscu stało biurko, za plecami bohatera umieszczono portrety Stalina (zajął miejsce uprzednio tam wiszącego „świętego” obrazu) i Hitlera. Dużej urody były sceny odczytywania listów Duniaszy. Kobieta wchodziła po cichu, niemal niezauważona. Na uboczu sceny (metaforycznie – gdzieś na krańcach upolitycznionego świata), wydobywana przez punktowe światło, w skupieniu wypełniała codzienne obowiązki – prała bieliznę na tarce, czasem układała się do snu, nadając tym samym znaczenie życiu jako takiemu.
Kolejny spektakl drugiego dnia festiwalowego – Płaszcz według Nikołaja Gogola, gorąco oklaskiwany przez widzów, został przywieziony przez bułgarskich artystów niezależnego, działającego od 1992 roku, Teatru „Credo” z Sofii. Działania dwojga aktorów okazały się majstersztykiem teatralnym. Historia realizacji marzeń niskiego rangą petersburskiego urzędnika i jego późniejszej, pośmiertnej, upiornej egzystencji, opowiedziana została przez parę hycli. W swoich działaniach aktorzy z powodzeniem odwołali się do tradycji teatru lalkowego, komedii dell’arte, sztuki mimów i aktorów cyrkowych. Perypetiom, gwałtownym zmianom akcji towarzyszyła spotęgowana ruchliwość bohaterów, ich obsesyjne czynienie zmian w zajmującej centralne miejsce, niewielkiej drewnianej konstrukcji wznoszonej z desek i patyków.
Świetnie animowane klasyczne marionetki pojawiły się w kolejnym bardzo ciekawym spektaklu, Chaplinie, przygotowanym przez młodych aktorów koszyckiego Teatru Lalek pod kierownictwem doświadczonego czeskiego reżysera Braňo Mazúcha. Czworo aktorów, stylizowanych na słowackich robotników, animowało marionetki. Proste gagi, gonitwy przywodzące na myśl sceny z wczesnego okresu kariery tytułowego Chaplina. Na zastawkach, przypominających kształtem filmowe kadry, wyświetlano fotografie z przedwojennych Koszyc. Nie padały żadne słowa. Muzyka wypełniała całą audialną przestrzeń. Publiczność poddała się magii teatru, jak kiedyś magii niemego kina. Ten nastrój potęgowały jeszcze widoczne nawiązania do malarstwa Chagalla – jak na przykład w pięknie skomponowanej scenie ślubu.
Realizacja dramatu Bóg mordu Yasminy Rezy, przywieziona przez Vene Teatr z Tallina (w reżyserii Philippa Lossy) budziła skrajne emocje. Jak wielokrotnie podczas tegorocznego festiwalu, komizm przeplatał się z grozą. Z oczywistych powodów konfrontowano przedstawienie z filmową Rzezią Romana Polańskiego. Łotewscy artyści stworzyli widowisko ciekawe, atrakcyjnie wizualnie. Na wyczernionej scenie postawiono biały podest, z którego wyrastał „dywan” białych tulipanów. Symboliczna przestrzeń mieszkania zanurzała nas w bieli. Taki kolor miały meble, sofa, lodówka, pralka. Białe ubrania założyło też jedno ze skonfliktowanych małżeństw. Eskalacja narastającej wrogości czworga dorosłych znajdowała odbicie w ruchach służących zadeptywaniu tulipanów, czyli niszczeniu elementu bieli. Kłótnia rodziców, ich absurdalne, dziecięce zachowania, chociaż winny przerażać, w rzeczywistości wzbudzały na widowni śmiech, kontrapunktowany przez momenty refleksji, gdy dochodziły do nas słowa toczonej na uboczu rozmowy telefonicznej dotyczące przestępstw popełnianych przez firmy farmaceutyczne.
Do tematu psychicznego bólu powodowanego przez wzajemne niezrozumienie nawiązywało też przedstawienie Syndrom Don Kichota, wystawione przez rumuńskich artystów Teatru Narodowego im. Vasile Alecsandriego w Jassach w reżyserii Radu Ghilasa. Kolejny raz potęgę oddziaływania na widzów pokazała umiejętnie uporządkowana architektura sceniczna, która w zgodzie z intencjami twórców miała eksponować podziały, wytyczać prywatne obszary. Emocjonalne oddalanie małżonków i syna oddawała też natrętna wszechobecność laptopów pozbawionych ekranów. Ten brak stał się metaforą niepatrzenia na siebie nawzajem, ale też „przeźroczystości” tego, co pozornie ważne, co zajmuje nam w zwykłym naszym, codziennym życiu, całe dnie, a czasem i noce.
Jan Horák wspólnie z dwojgiem aktorów praskiego teatru Studio Hrdinů przygotował spektakl Złote cięcie, w którym poddał wiwisekcji mit i historię japońskiego dwudziestowiecznego pisarza Yukio Mishimy. Mishima odcisnął wyraźne piętno na literaturze światowej. Stał się legendą jeszcze za życia, zakończonego zresztą spektakularnym samobójstwem (stąd tytuł spektaklu). Takie też zresztą, artystowskie z ducha, było całe jego życie. Sam siebie uczynił własnym projektem. Myśli zapisywał w ciekawych literacko tekstach. To nimi posłużył się Horák, aby stworzyć frapujący, utrzymany w minimalistycznej estetyce, intelektualny, powolnie toczący się spektakl – opowieść o artyści i jego wykreowanym, sterylnym świecie. Spektakl luźno nawiązuje do pierwszej produkcji Studia Hrdinů powstałej na motywach życia i twórczości innego kontrowersyjnego pisarza – Louisa-Ferdinanda Célina.
Śmieszny aż do absurdu był wieloobsadowy spektakl zaprezentowany przez zespół najstarszego łotewskiego teatru dramatycznego – Liepājas Teātris. Nosi nazwę Szekspir (wyreżyserował go Elmārs Seņkovs). Występuje w nim jedna tylko kobieta drobnej postury (Inese Kučinska), z wielkim wieńcem laurowym na głowie, stopami monstrualnie wydłużonymi rozmiarem turystycznych butów. Gra postać psychopatycznego władcy Ryszarda III. Mężczyźni natomiast (w liczbie dziesięciu), jak na teatr Szekspira przystało, noszą kolorowe getry i wianki, gdy odtwarzają role żeńskie. Trup ściele się gęsto i często, odziani uniwersalnie ratownicy z profesjonalnym spokojem przeciągają/przenoszą zwłoki poza scenę. Sceny miłosne dzieją się w ukryciu, w namiotach. Zabijanie na różne sposoby, ale zawsze symboliczne i śmieszne, rozgrywa się na oczach widza. Ten długi spektakl (170 minut), ze „śmieciową”, gęstą, bardzo ciekawą scenografią (biwak na leśnej polanie, namioty stłoczone obok siebie tak jakoś nierówno, sztuczne poszycie; od góry zamykają ją zawieszone w równych szeregach rury symbolizujące drzewa leśne) urzekł publiczność. Powszechny aplauz zyskała scena śpiewana – popis kunsztu wspólnego śpiewu i gry na jednej gitarze przytulonych do siebie Julii i Romea.
W ostatni dzień festiwalu w Sali Industrialnej Galerii Rzeszów pokazano spektakl Kantor tu jest wyreżyserowany przez Magdalenę Miklasz. Stanowi on część realizowanego od 2019 roku projektu artystycznego, którego pomysłodawczynią była Monika Adamiec. Istotą podjętych działań jest wznoszenie Kantorowi „pomnika niemożliwego”. Ośmiu reżyserów teatrów off-owych, młodzieżowych i pozainstytucjonalnych z różnych części Polski, tworzących zespół Latający Teatr Kantorowi, pracuje w Wielopolu Skrzyńskim (miejscu urodzenia Kantora) pod okiem zawodowych reżyserów. Spektakl pokazany w ramach TRANS/MISJI traktuje o relacji Kantora i obiektów nieożywionych grających/używanych w jego spektaklach. Ma formę wywiadu prowadzonego przez zatrważającą w swej nadpobudliwości, roztargnieniu i wielomówstwie Teatrolożkę z przybyłymi/wyciągniętymi gdzieś z mroków magazynów przedmiotami: Deską, Workiem Jutowym, Rowerkiem, Manekinem, Karabinem, Krzesłem i Szalikiem. Metafizyka przeplata się z humorem. Przedmioty mają różne charaktery i różne wspomnienia. To ciekawa i inspirująca konfrontacja z mitem/legendą Mistrza Wiadomo Jakiego (tym mianem określa się w spektaklu Kantora).
Międzynarodowy Festiwal Sztuk TRANS/MISJE – TRÓJMORZE, Rzeszów, 20-22 oraz 26-29 sierpnia 2021