"Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
„Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa w Teatrze Ochoty to spektakl kameralny, co wynika z warunków pracy w tym maleńkim teatrze, gdzie bliski kontakt z widzem jest zasadą i znakomitym treningiem warsztatowym. Aktorzy nie mogą tu sobie pozwolić na „drzemkę", cały czas grają albo są w pogotowiu - w tym przedstawieniu, nawet jeśli nie biorą udziału w jakiejś scenie, pozostają widoczni wśród widzów. Jest ich niewielu - obsada została zredukowana do pięciu osób, głównych postaci dramatu. To zdominowana i bezradna Stella (Malwina Laska-Eichmann) z wszechwładnym mężem Stevenem (Michał Pawlik), jej zdesperowana siostra Blanche (Irmina Liszkowska) i zakochany w niej niezbyt atrakcyjny chłopak Mitch (Krzysztof Oleksyn). I jest ten piąty - nienazwany z imienia - wszechwiedzący Opowiadacz (Paweł Janyst). Niemal debiutujący na scenie aktorzy mają do Williamsa ucho, traktują tekst sprzed 70 lat jak napisany właśnie dla nich (świetny przekład Jacka Poniedziałka ma niewiele lat). „Tramwaj" może nie tylko opowiadać dramat zdeklasowanej panny z dobrego domu, która jako prostytutka szukała wyjścia z pułapki, ale też stanowić nadal aktualną przestrogę przed drapieżcami, którzy nie rezygnują ze swoich urojonych uprawnień.