"Król Edyp" w reż. Gustawa Holoubka w Teatrze Ateneum w Warszawie i
"Ryszard II" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Narodowym. Pisze Tomasz Mościcki w Odrze.
Ten gatunek w teatrze nie ma ostatnio dobrej passy. Od twórcy i widza żąda wyciszenia, dokonania w samym sobie moralnego rachunku, postawienia siebie w sytuacji bohaterów stojących przed znanym nam z podręczników "wyborem tragicznym", później zaś wytworzenia w sobie szczególnego napięcia, które powinno udzielić się widzowi. Czas, w którym przyszło nam żyć, intelektualny pejzaż, nazwany kiedyś przez Hermana Hessego "epoką felietonu", dziś zredukowanego już do telewizyjnej migawki, po której przychodzi kolejna goniona przez następną - to nie jest, jak by się zdawało, dobra pora dla tragedii. To migawkowe, doraźne myślenie odbija się na samym teatrze. Wielkie tragiczne teksty nie funkcjonują dziś jako wykładnie ludzkiego losu. Jeden z ostatnich przykładów to Makbet zrealizowany przez polskiego reżysera poza granicami naszego kraju. Wielki moralny traktat o nieuchronności pogrążania się w złu, jeśli choć jedyny raz popełniło się zbrodnię -