Recenzując spektakle teatralne, czynię to z perspektywy uczestnika premiery. Tak się złożyło, że na premierze monodramu w wykonaniu Teresy Stępień-Nowickiej w Domu Muz być nie mogłem. Wybrałem się za to wczoraj [25 października] przed południem z gimnazjalistami.
Oto, na co narażona jest aktorka grająca "dla szkoły": dzwoniące telefony komórkowe, nieustanny cichy stukot klawiatur tychże, bo trzeba "esesmana wysłać" akurat teraz, głośne rozmowy i uwagi wzmacniane bluzgami. Narażona też jest na mnóstwo dziwnych dźwięków wydawanych przez różne przedmioty i urządzenia. Z panienkami gadającymi za mną uporałem się gładko. I nagle z przerażeniem stwierdziłem, że powinienem jeszcze rozwalić komórkę chłopczyka obok, a tych z przodu obezwładnić i zakneblować. Ale co zrobić z tymi poza zasięgiem ramienia? Aktorzy Starego Teatru w Krakowie znaleźli receptę na chamstwo młodzieży - przerywają przedstawienie z mocnym komentarzem. Teresa Stępień-Nowicka wytrwała jednak do końca. Mnie było trudno, zwłaszcza gdy młodzian obok westchnął głośno "Wypie... kobieto do domu". Następnym razem dam w ucho. Przez litość przemilczę nazwę szkoły.