"Śmierć Iwana Iljicza" imponuje konsekwentną wizją, niechęcią do sentymentalnych tonów, jakie uruchamiają tematy ostateczne. Jednak brak napięcia, a zwłaszcza budowany na wielu poziomach dystans, udzielił się premierowej publiczności, która wyjątkowo chłodno nagrodziła spektakl oklaskami - o spektaklu w reżyserii Franciszka Szumińskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku pisze Wiktoria Formella z Nowej Siły Krytycznej.
Franciszek Szumiński kreśli studium umierania - doświadczenie nieuleczalnej choroby, która pociąga ustanie aktywności, chroniczny ból, a także postępującą alienacją. Równie istotne jest bowiem rozpatrywanie choroby w perspektywie społecznej - jako przeżycia odciskającego piętno na codziennym funkcjonowaniu i relacjach domowników. Gdańska realizacja "Śmierci Iwana Iljicza" Lwa Tołstoja podejmuje ważką i nieustająco aktualną tematykę, ale publiczność "odbija się" od spektaklu Teatru Wybrzeże. Wszystko przez adaptację autorstwa Szumińskiego i Małgorzaty Jakubowskiej, a także skrajnie statyczną, wręcz nużącą inscenizację. Scenografia Katarzyny Kornelii Kowalczyk przedstawia jadalnię utrzymaną w dawnym stylu. Na środku stół z rzeźbionymi nogami, wokół niego cztery krzesła z jasnym obiciem. W tle potężny, dwukondygnacyjny kredens z ciemnego, połyskującego drewna, a obok fantazyjna, niewielka pudreza z zaokrąglonym lustrem. Pod ścianami