„ahat ilī. Siostra bogów” Olgi Tokarczuk w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy zamknął i otworzył jednocześnie sezon teatralny 2024/25 nad Brdą spektaklem ahat ilī. Siostra bogów w reżyserii Anny Augustynowicz. Autorką scenariusza-libretta jest sama Olga Tokarczuk, która stworzyła go w oparciu o swoją powieść Anna In w grobowcach świata dla Festiwalu Sacrum Profanum w 2018 roku, gdzie w ogromnym wnętrzu Centrum Kongresowego ICE Kraków miała miejsce prapremiera opery w trzech aktach, skomponowanej przez Aleksandra Nowaka, w inscenizacji Pii Partum. Annie Augustynowicz w Bydgoszczy musiała wystarczyć przestrzeń małej sceny, na której wraz z siedmioosobowym zespołem zaprezentowała najważniejsze motywy zawarte w libretcie noblistki: niezwykle melodyjnym, rytmicznym, „śpiewnym” i powtarzalnym.
Ta swoista uczta literacka, niełatwa w odbiorze, wymaga od czytelnika maksymalnego skupienia w filozoficzno-mitologicznej zaprawie. Od widzów teatralnych również, choć Anna Augustynowicz w sześćdziesięciu minutach swego spektaklu ani na chwilę nie odwraca ich uwagi od mitu o sumeryjskiej bogini Inannie, mitu przepisanego raptem z kilku tabliczek z pismem klinowym i uwspółcześnionego przez autorkę koncertowo. Odbiorcy odnajdą się wprawdzie w znajomych wątkach z nieco „młodszych” i lepiej znanych mitów opisujących losy Orfeusza i Eurydyki czy Demeter i jej córki Kory, ale w bydgoskim teatrze przygotować się powinni na złożoną i pociętą narrację, w prostym języku skrywającą to, co najważniejsze. Taka koncentracja myśli pozwoli im wniknąć w opowieść o tryumfie dobra nad złem, życia nad śmiercią, o bogach, ludziach i micie jako takim, w sceniczną wariację na jego temat.
Główną, najistotniejszą w tej opowieści postacią jest Inanna, czyli Anna In (Żenia Doliak), córka bogów. Wysoka, smukła, o wytatuowanej skórze, półnaga w swym zaślepieniu, ale i stąpająca twardo po ziemi, w ciężkich butach i drucianym, rokokowym panierze (kostiumy: Tomasz Armada). Obok niej pojawia się ubrana na sportowo Nina Szubur (Dagmara Mrowiec-Matuszak), wierna przyjaciółka i towarzyszka przygód. W monologu Ninszubur wygłaszanym tylko za pomocą samogłosek (tekst właściwy widz czyta z ekranu lub słyszy z ust jednego z bogów ojców), jakby cząstkami elementarnymi, jakimi posługują się niemowlęta, reżyserka wprowadza nas w istotę ahat-ilī będącą refleksją na temat przenikania się, czasem w postaci konfliktu, porządku boskiego z ludzkim. To Nina Szubur, brzmiąca obco, gotowa jest zgodzić się na wszystko, co zaproponuje bogini. Ona także obecna jest w czasie niebezpiecznej podróży do grobowców, którą postanawia przebyć Anna, twierdząc, iż woła ją bliźniacza siostra – królowa świata zmarłych, Pramatka Ereszkigal (Małgorzata Witkowska). Inanna, Królowa Nieba, bohaterka pradawnego sumeryjskiego mitu o nieznającej lęku, radosnej i silnej, zuchwałej oraz buntowniczej bogini miłości i wojny, nie dość że zjedzie (windą) do podziemi, to powróci jednak do świata żywych, łamiąc odwieczne boskie prawo! Zmartwychwstanie. Jako pierwsza mityczna istota, opisana kiedykolwiek przez człowieka, a przecież „Wszystko jest zbudowane na śmierci, cały porządek świata”.
Zanim to się stanie, Nina Szubur uda się po pomoc dla swej bogini do jej ojców, męskich bogów (Mirosław Guzowski, Michał Surówka, Paweł Paczesny – gościnnie). Ci jednak wykręcą się od pomocy uwięzionej w Krainie Śmierci córce, zostawiając ją w krainie zmarłych. Bawić się będą ludzkim żywotem, ale i bezwzględnie pilnować ustalonego porządku. U Anny Augustynowicz dla zwykłej uciechy, ze złośliwie komizującą ironią założą się jeszcze, który z nich stworzy z gliny lepszego człowieka. Tym samym ich postaci wprowadzają do spektaklu moment odprężenia od cybermitycznych, futurystycznych postaci: od surowej wojowniczki Anny In, od groźnej „Pani Drugiej Strony”, od Ogrodnika (Adam Graczyk) „wyciętego” jakby z tabliczek klinowych (choreografia: Magdalena Marcinkowska „Madlen Revlon”), wreszcie od groźnie jawiącego się na ekranie miasta, z kroczącym tłumem białych zmór o obliczach aktorek i aktorów (videoart, światło: Wojciech Kapela), spotęgowanego niezwykle głośną muzyką Jana Marka Kamińskiego. W spektaklu Anny Augustynowicz nie trzeba więcej bodźców, nie trzeba w scenografii Marka Brauna ustawiać wielu rekwizytów na podestach. Wystarczą obrotowy taboret szpitalny i stół sekcyjny ze stali nierdzewnej. I jak to zwykle ma miejsce w Teatrze Polskim w Bydgoszczy – świetna gra aktorska. W powieści-libretcie Olgi Tokarczuk-feministki więcej miejsca dla kunsztu pozostało dla ról kobiecych niż męskich. Przede wszystkim dla Dagmary Mrowiec-Matuszak i Małgorzaty Witkowskiej w rolach kobiet bezlitosnych dla siebie, wielkich wojowniczek, ale i uosobień zła oraz rozbieżnej sprawiedliwości. W operowej koturnowości spektaklu to one wysuwają się na pierwszy plan gęstymi kreacjami aktorskimi i wyrazistymi sylwetkami swych postaci, podczas gdy Żenia Doliak w roli Anny In wydaje się przy nich zbyt przytłumiona. Jej ojcom zaś autorka pozostawiła tylko los taki, by z bogów stali się księgowymi, biznesmenami mieszkającymi na górnych poziomach futurystycznego, psychodelicznego miasta.
W materii fabularnej spektaklu Anny Augustynowicz, w jej rwanym ściegu narracyjnym, chciałoby się dostrzec nieco więcej niż tylko mitologiczną przypowieść sprzed kilku tysięcy lat, a przynajmniej na głębszym poziomie. Jest w niej i tryumf życia nad śmiercią czy też miłości nad śmiercią, miłości tej siostrzanej. Jest w niej także egzystencjalny lęk przed samotnością w umieraniu. Są także wszelkie niezgody, antagonizmy i niesnaski, które prowokacyjnie mogą mieć na ludzi oczyszczający wpływ, chyba że to wszystko, co widzieliśmy, było tylko iluzją?
Premiera spektaklu była jednocześnie pożegnaniem dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy, Wojciecha Farugi, który od listopada 2024 roku obejmie fotel dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie.