„Zesłanie, czyli anty-tragedia syberyjska” Konstantego Wolickiego w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr ma to do siebie, że w przeciwieństwie do legendarnych filmów (o ile nie został dobrze sfilmowany), lub niedocenionych za życia artysty sztuk plastycznych, nie ma żadnych szans na ponowne odkrycie i zauważenie. Nawet najwięksi reżyserzy i aktorzy służący Melpomenie, znikają z pamięci publiczności w kilka lat po ich największym sukcesie. Jedynie niektórzy, którym udało się stworzyć swój niepowtarzalny styl lub wyjątkową aurę wokół swojego teatru, mają szansę, aby być zapamiętanym dłużej. Jednym z takich artystów polskiego teatru jest Mikołaj Grabowski. Każdy kto interesuje się sztuką sceniczną, na trochę głębszym niż dwa sezony wstecz poziomie, pamięta (bo sfilmowane!) inscenizację Opisu obyczajów, czyli… jak zwyczajnie wszędzie się miesza złe do dobrego Jędrzeja Kitowicza z Teatru STU w Krakowie (premiera 1990 rok), zawsze rozpozna styl teatru Mikołaja Grabowskiego. Ten spektakl jest jak „wzór metra w Sèvres” – zdefiniował styl artysty.
Straszny i zadziwiający jest widok Tobolska w zimie *
Po Wspomnienia zesłanego przez carską Rosję na Sybir Konstantego Wolickiego Grabowski sięga już nie pierwszy raz. Zespół Teatru Ateneum pozwala w pełni wybrzmieć pomysłowi i licencia poetica reżysera na ten tekst. Bo czy łatwo jest opowiedzieć tragedię życia ludzi, którzy, pragnąc zachować swoją tożsamość, zostają potraktowani okrutnie i bezwzględnie? To Polacy zakuci w dyby i wrzuceni na wóz jak szmaciane lalki. Wywiezieni do obcej krainy skazańcy. Zakładnicy Sprawy i polityki. Nawet w najtrudniejszych warunkach nie porzucają nadziei i walczą o zachowanie swojego człowieczeństwa i godności. Wolickiego, dzięki wykształceniu muzycznemu, spotyka nieco łaskawszy los – udaje mu się dostać etat kapelmistrza orkiestry w Tobolsku. Orkiestry raczej nędznej artystycznie, przyzwyczajonej do mocnej ręki i upokorzenia. Wolicki, dzięki swojej niezłomności, poczuciu humoru i talentowi potrafi podnieść poziom muzyczny orkiestry, wejść do świata lokalnej socjety i, co najważniejsze, zachować, w tych beznadziejnym położeniu jak najwięcej „człowieka w człowieku”. Gdy po siedmiu latach przychodzi nakaz jego uwolnienia, może nie zbawił świata, ale sprawił, że chociaż niektórzy uwierzyli, że w nawet najtrudniejszej sytuacji człowieczeństwo cały czas jest możliwe.
Domy wszystkie nikną pod śniegiem **
Tragizm sytuacji intuicyjnie narzuca dramatyzm środków. Na szczęście Mikołaj Grabowski jest prawdziwym artystą i bardzo doświadczonym rzemieślnikiem. Wie, że teatr nie znosi przesady, a ciężki temat, potraktowany ciężko, dostanie współczucie, ale nie pozwoli nic realnie przeżyć. Grabowski, chyba najbardziej „meyerholdowski” reżyser w polskim teatrze, orkiestruje swój scenariusz na sześciu aktorów, muzykę i wyjątkowo prostą, bardzo efektywną scenografię oraz kostiumy (Zuzanna Markiewicz). W czarnym prostokącie sceny widzimy dwie wielkie ruchome białe ściany i kilka krzeseł.
Prawdziwy koncert tworzą aktorzy
Na pierwszym miejscu, nowy transfer do zespołu Ateneum – Łukasz Lewandowski. Obserwuję jego drogę od Traktatu o marionetkach w Teatrze Narodowym (premiera 1999 rok) i dobrze jest wiedzieć, że istnieje aktor, który „nie gra siebie”, ale w każdej roli tworzy oddzielną, wiarygodną, bardzo ludzką postać. Jest szczegółowy, precyzyjny, doskonały rzemieślniczo. Gdy (używając nomenklatury Romana Wilhelmiego: „przypierdolić – odpuścić”) przyp… to znaczy dociska pedał gazu, nigdy nie ma w tym przesady, wciąż jest pełny ekspresji aktor panujący nad środkami wyrazu. Scena, w której pierwszy raz dyryguje koncertem orkiestry w Tobolsku, w jakiś tajemniczy sposób porusza serca i zapada w pamięć publiczności. Jego konkretność, intensywność i jakby wciąż odrobina dystansu do kreowanej postaci pozwalają w pełni docenić tekst, ale także dać się porwać aktorskiemu kunsztowi. Mocne wrażenie robi Katarzyna Ucherska. Motor tego przedstawienia. Skoncentrowana, bardzo wyrazista, z każdej sceny wyciska ostatnią kroplę znaczenia. Jej postać jest mocno fizyczna, ale nic nie jest tu wymuszone. Wszystko jest autentyczne i odpowiednio stonowane. Zdecydowanie na swoim miejscu są Maria Ciunelis, Dorota Nowakowska, Janusz Łagodziński i Jakub Pruski. Doskonale partnerują, tworzą wysoką jakość tej zbiorowej kreacji. Charyzmatyczni w monologach, szczerzy, konkretni i znakomici formalnie w scenach zbiorowych. W dyskretny, nienarzucający się sposób inkrustuje przedstawienie muzyka Olgi Mysłowskiej i intrygujące, nie „żałobno-tragiczne” wykonanie pieśni przez zespół aktorski. Grabowski potrafi zharmonizować formę i treść. Nie ma tutaj nadmiaru i nadgorliwości.
W tym stepie jakby murowana wyspa samotnie zalega ***
Całość jest jak jeden organizm, niczym u Wyspiańskiego w Weselu; zrytmizowane, pełne wdzięku, dystansu i bardzo dobrego teatralnego warsztatu. Każdy z aktorów jest indywidualnością, ma swoją osobistą moc i oddzielną jakość. Mikołaj Grabowski stworzył przedstawienie żywe, pełne wdzięku, klarownie i czysto wyreżyserowane. Wygląda na to, że Teatr Ateneum, obok Teatru Narodowego i Współczesnego, stoi na straży jakości scenicznego rzemiosła, zgodnie z myślą Stefana Jaracza „Aby teatr, choćby w skromnym zakresie wiedział czego chce i, aby robił wszystkie wysiłki dla realizacji swych zamierzeń” ****
Cytaty
* Konstanty Wolicki Wspomnienia
** Wspomnienia
*** Wspomnienia
**** Stefan Jaracz Testament Jaracza