EN

13.05.2023, 18:25 Wersja do druku

Teatralna zbiórka nasienia. Ciało jako oś konfliktów

„Dobrze ułożony młodzieniec” Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Sylwia Krasnodębska w „Gazecie Polskiej”.

fot. Ha-Wa / mat teatru

Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi wystartował z nowym tytułem. „Dobrze ułożony młodzieniec”, z tekstem Jolanty Janiczak i w reżyserii Wiktora Rubina, opowiada o kobiecie podającej się w okresie międzywojnia w Łodzi za mężczyznę. Teatralni twórcy wkładają ją w szufladkę transseksualisty (pytanie czy słusznie?), a w postać wciela się dzisiejszy transpłciowy łodzianin – Edmund Krempiński. Pod szumnymi hasłami o wrażliwości i uważności dostajemy jednak kpinę i karykaturę. Podczas spektaklu aktorzy proponują publiczności oddawanie spermy do umieszczonego na scenie pojemniczka. Nasienie ma posłużyć parom transseksualnym w spełnianiu marzenia o potomstwie. Zamiast tolerancji łódzka scena przynosi coś dokładnie odwrotnego – łamanie godności. 

O łodziance podającej się za Eugeniusza Steinbarta wiemy, że urodziła się przed wojną jako Eugenia Steinbart, ale postanowiła wybrać męską drogę życia. Parała się pracą fizyczną i założyła rodzinę. Posługująca się dokumentami kuzyna, wzięła ślub z kobietą i wychowywała dziecko jako… ojciec. Twórcy teatralni pokazują, że dziecko powstało w wyniku opłaconego seksu przypadkowego rolnika z „żoną” Eugenii. A trwał on minutę i dwadzieścia sekund. Eugenia, zdaniem twórców spektaklu, była czułym „mężem” i jeszcze czulszym opiekunem córki swojej „żony”. „Kto jest ojcem – ten, kto daje nasienie, czy ten, kto wychowuje?” – pyta publiczność aktorka Paulina Walendziak, wcielająca się w „żonę”. Twórcy teatralni pokazują, jak Eugenia w męskim przebraniu jest nękana właściwie przez całe otoczenie. Wszyscy „mieszają jej w bieliźnie”, choć z czasem „już bez entuzjazmu”.

Dziś przykład łodzianki z międzywojnia ma być pretekstem do rozmowy o potrzebach osób transpłciowych. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to ciekawa próba sięgnięcia po głośną historię obyczajową z przeszłości i spojrzenia na nią przez współczesny pryzmat. Ale wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, a twórcy, ze swoją wulgarnością, idą w poprzek idei szacunku i poszanowania godności. Nie tylko publiczności, lecz także samych osób transseksualnych. Bo jak inaczej nazwać scenę, w której aktorzy zachęcają widzów do oddania nasienia na rzecz par transseksualnych, które chciałyby mieć potomstwo, a nie mogą z braku własnego nasienia? Podczas przedstawienia, przy zapalonym po stronie publiczności świetle, pytają, kto z obecnych na sali chciałby napełnić pojemniczek. Zachęcają, że wystarczy niewielka ilość, i dla ośmielenia postanawiają odwrócić się plecami od publiczności, by dodać odwagi komuś, kto podzieli się swoją spermą… Granica między niekulturalną zabawą a okazaniem braku szacunku i przedmiotowym traktowaniem gości, którzy przyszli na spektakl, jest tu bardzo cienka. Bez odpowiedzi pozostaje też pytanie, czy osobom transseksualnym taki pokaz „walki o ich potrzeby” byłby na rękę. Czy takiemu spektaklowi nie jest jednak bliżej do karykatury i kpiny z problemów prokreacyjnych osób nieheteroseksualnych – idąc już tym tokiem myślenia? Czy prezentacja sztucznych penisów i projekcja z pokazaniem mechanizmu działania protezy nie spłyca opowieści o potrzebach osób transseksualnych? Po co transpłciowy aktor – Edmund Krempiński – prezentuje nam swoje nagie ciało? Czy pokazanie narządów płciowych prowadzi do czegoś więcej niż zaspokajania taniej ciekawości?

Opierając się na faktach, a nie teatralnym przekazie, warto wiedzieć, że „Dziennik Łódzki” opisując sprawę w latach 30., podawał, że kobieta podająca się za mężczyznę zdradzała swoją „żonę”, zadając się z mężczyznami, i weszła w związek dla zysków finansowych. Wybranka Eugenii pochodziła z zamożnej rodziny. Gdy Eugenia została wyrzucona z domu, domagała się pieniędzy od „teściowej”. Dodatkowo podczas sądowego procesu o oszustwo Eugenia przyznała, że udawanie mężczyzny dawało jej szansę na lepiej płatną pracę. Nie jest łatwo zweryfikować dziś te informacje, ale łatwo jest stwierdzić, że teatralni twórcy dość wybiórczo zajęli się biografią Eugenii Steinbart. Twórcy teatralni mówią, że chcą „zbliżyć się do czasów, gdy nikt już nie będzie pytał o płeć”. Ale umiejscawiając akcję między sedesem a pisuarem, idą tylko na krzywdzące i wulgarne skróty, posługując się uprzedmiotowiającymi stereotypami.

Źródło:

„Gazeta Polska” Nr 14

Link do źródła

Autor:

Sylwia Krasnodębska

Data publikacji oryginału:

05.04.2023