EN

20.08.2020, 18:22 Wersja do druku

Teatr w okolicy. O „Balladynie” Sadowskiego i covkulturze

"Balladyna" w reżyserii Oskara Sadowskiego na platformie Player.pl - pisze Kamil Bujny w Teatrze Dla Wszystkich.


mat. prasowe

W czasie pandemii najbliższą okolicą stał się dla nas Internet. Na tyle bliską, że jej widok powoli zaczyna nużyć, ale zanim zaczniemy myśleć o nowym sezonie teatralnym, warto na chwilę powrócić do maja, do momentu, gdy dzięki platformie Player mogliśmy uczestniczyć w spektakularnej premierze.

Na Festiwalu Stolica Języka Polskiego, corocznie odbywającym się w Szczebrzeszynie, jeden z uczestników zapytał profesorów Jerzego Bralczyka i Michała Rusinka o covkulturę – neologizm określający działalność kulturalną, jaka odbywa się lub powstaje w trakcie pandemii. Wprawdzie pytanie dotyczyło samego słowa, zadane było z perspektywy językoznawczej, ale przypomniało mi o jednym z fenomenów pandemii, jakim była „Balladyna” w reżyserii Oskara Sadowskiego.

Przez ostatnie miesiące teatry przyjmowały różne strategie. Niektóre udostępniały widzom całe, aktualnie grane przedstawienia (jak Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, który pokazał sprzedażowy hit „Moralność pani Dulskiej” czy fenomenalne „Zakonnice odchodzą po cichu”), inne prezentowały przede wszystkim archiwalne materiały, pozostałe postawiły zaś wyłącznie na udostępnianie fragmentów spektakli (jak Wrocławski Teatr Współczesny) lub przeprowadzanie czatów wideo z pracownikami instytucji (jak Teatr Miejski w Gliwicach, który – zanim pokazał m.in. „Tuwima dla dzieci” – zapraszał do oglądania rozmów prowadzonych przez Daniela Arbaczewskiego m.in. z aktorami i reżyserami związanymi ze śląską sceną). Jedne instytucje ochoczo i od razu zaczęły przygotowywać e-repertuar, podczas gdy pozostałe wzbraniały się przed tym, zmagając się albo z problemami technicznymi (złej jakości rejestracjami lub ich całkowitym brakiem), albo prawami autorskimi (m.in. Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury wydała w marcu oświadczenie, w którym poinformowała widzów teatrów Polonia i Och-teatr: „nie decydujemy się na oferowanie Wam żadnego z naszych spektakli w Internecie, nawet za opłatą. Jest to niemożliwe z powodu praw jakimi są obwarowane wszystkie nasze spektakle, są to prawa autorów, tłumaczy, kompozytorów, scenografów i choreografów”). Na tle tych wszystkich działań wyróżnia się – jak zauważa Witold Mrozek w „Gazecie Wyborczej” – bodaj „największa teatralna premiera czasu kwarantanny w imponującej obsadzie”, czyli „Balladyna” w reżyserii Oskara Sadowskiego. Reżyser zaproponował bowiem widzom – jak czytamy w opisie produkcji – „zupełnie nowe wydarzenie teatralno-filmowe”, przygotowane w warunkach całkowitej izolacji.

Premiera „Balladyny”, powiedzmy to sobie na wstępie, była pomyślana jako ta, która będzie rekompensowała widzowi brak nowych przedstawień i zamknięcie teatrów. Oczywiście całkowite zastąpienie prawdziwego, niewirtualnego teatru nie jest możliwe (gdyby tak było, już dawno uczestniczylibyśmy głównie w kulturze w sieci), jednak twórcy wzięli sobie za cel podjęcie właśnie takiej próby, podchodząc do niej dwojako. Z jednej strony potraktowali całą otoczkę marketingowo-formalną bardzo poważnie, dlatego też mogliśmy brać udział panelach dyskusyjnych towarzyszących premierze, „wyprowadzano” nas, widzów, na antrakt, a z drugiej przygotowali pokaz z dystansem, opierając go na kampie i kampowej estetyce. W ten sposób dowartościowano to, co z braku dużego budżetu czy czasu na produkcję i postprodukcję moglibyśmy potraktować jako wady czy nawet przeoczenia. W „Balladynie” ma miejsce sporo mrugnięć do odbiorcy, odwołań do jego poczucia gustu. Twórcy liczą bowiem na to, że oglądający dostrzeże estetyczną umowność prezentacji – celowe przerysowanie, świadomy kicz oraz kontrolowaną tandetę. Świadomość wykorzystania kampu jako środka artystycznego umożliwia w tym wypadku nie tylko czerpanie przyjemności z oglądania przerysowanego i miejscami przedramatyzowanego spektaklu, ale również osiągnięcie swego rodzaju porozumienia między twórcami a widzem. Opiera się ono na poczuciu realizowania tych samych potrzeb (radzenia sobie z tęsknotą za realnością, obcowaniem z „żywą” kulturą), które – w dobie kwarantanny – można zaspokoić na przykład poprzez nadmiar i jego symboliczną reprezentację: skoro nie ma teatru, zróbmy wszystko, by ten, który jest możliwy do osiągnięcia w pandemicznych warunkach, był jak najbardziej „teatralny” i spektakularny. Dlatego też w przedstawieniu tak wiele efektów rodem z teledysków i filmów z lat dziewięćdziesiątych (np. duży, cyfrowy złoty słoń) czy projektu muzycznego Mister D. (pisarki Doroty Masłowskiej), przenoszenia akcji do gry komputerowej, tandetnych złotych ram, odsłaniających i zasłaniających „scenę” kurtyn czy wykorzystywania dawnych sposobów montowania obrazu (tworzenie kolaży itp.).

Rozwodzę się nad kampowością produkcji Sadowskiego, bo wydaje mi się, że to jej najważniejsza cecha i największa zaleta. Wprawdzie uwagę przykuwają przede wszystkim aktorzy (cóż za znakomita obsada! Dla porządku wymienię Katarzynę Figurę, Jacka Poniedziałka i Sandrę Korzeniak) i produkcyjna obróbka ich ról (każdy z wykonawców nagrywał swoje kwestie na własną rękę, u siebie w domu, a powstałe w ten sposób filmiki zostały następnie zmontowane tak, że podczas sceny dialogu widzimy na ekranie komputera dwa okienka – obu postaci), jednak ani w kreacjach aktorskich, ani w samym tekście Słowackiego nie tkwi istota przedstawienia. Sadowski prowadzi spektakl nie tylko z potrzeby twórczego działania (w czasach zamknięcia teatrów, izolacji), podejmowania się artystycznych działań i przekuwania pandemicznych doświadczeń w sztukę, ale również ze względu na tęsknotę za uroczystością teatru, świętowaniem kolejnych premier oraz obcowaniem z widzem. Właśnie z tego izolacyjnego niespełnienia bierze się wspomniana wcześniej kampowość. Pustkę może wypełnić jej odwrotnością, czyli nadmiarem, nadobecnością, podkręcaniem teatralności, szukaniem sposobu na osiągnięcie dużego scenicznego rozmachu  – stąd też przesada, kamp i blichtr.

„Balladyna” Sadowskiego to nie tylko ciekawy eksperyment teatralny i krok w stronę poszerzania możliwości wyrazu artystycznego, ale przede wszystkim próba poradzenia sobie z pandemiczną bezczynnością i izolacyjną tęsknotą za kontaktem z żywym człowiekiem. Interesująco oglądało się to przedstawienie w maju, jeszcze ciekawiej – myślę – będzie się je oglądało za jakiś czas, z perspektywy kilku miesięcy. Jako wzorcowy przykład, wracając do językoznawczego pytania do profesorów Bralczyka i Rusinka, covkultury.

Tytuł oryginalny

Teatr w okolicy. O „Balladynie” Sadowskiego i covkulturze

Źródło:

Teatr Dla Wszystkich
Link do źródła

Autor:

Kamil Bujny

Data publikacji oryginału:

20.08.2020

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe