EN

31.10.2023, 15:55 Wersja do druku

Teatr Powszechny w Łodzi wspomina zmarłych aktorów i aktorki oraz ludzi związanych z Teatrem, którzy odeszli w ostatnich latach

W 2021 roku pożegnaliśmy Barbarę Połomską (1934-2021) i Michała Szewczyka (1934-2021) – dwójkę niezwykłych aktorów, z którymi często łączymy się myślami i wspomnieniami, mijając ich Gwiazdy w Łódzkiej Alei Sławy na ulicy Piotrkowskiej. Odsłanialiśmy je w 2020 roku, to był dla naszego Zespołu ważny i wzruszający moment... Idąc dzisiaj Aleją Gwiazd, zastanawiamy się, jak często Barbara Połomska i Michał Szewczyk przemierzali te drogę, zmierzając z Teatru na plan filmowy? Ile razy podążali Piotrkowską, śpiesząc się na próbę albo przedstawienie? Ile razy mijali skrzyżowanie Piotrkowskiej i Traugutta, nigdy nie zastanawiając się nad tym, że staną się symbolami Łodzi?

Barbara Połomska dzieliła życie pomiędzy scenę i plan filmowy. Budowała historię polskiego kina, podróżowała po świecie, była gwiazdą festiwali w Argentynie i Europie. Przez krytyków nazywana była polską Brigitte Bardot, a jej twarz zdobiła okładki prestiżowych magazynów. Mimo propozycji wyjazdu za granicę i międzynarodowej kariery, zdecydowała się zamieszkać i tworzyć tutaj - wybrała Łódź i pozostała jej wierna. Także Michał Szewczyk zawsze podkreślał, że nade wszystko ceni Łódź. Jak sam o sobie mówił, był zwykłym „chłopakiem z Bałut”. Kochał Łódź, kochał życie, kochał ludzi i Teatr. Był empatyczny, towarzyski, miał duże poczucie humoru. Współtworzył legendę Łodzi filmowej (zagrał w około 100 filmach). Widzowie kochali Michała Szewczyka za jego role – zarówno te w Teatrze, jak i na dużym ekranie.

„Gdy myślę o Basi i Michale, nie zgadzam się ze zdaniem, że nie ma ludzi niezastąpionych. Bez nich Łódź nie jest taka sama, Teatr Powszechny nie jest taki sam. Kończy się pewna epoka w Teatrze - epoka hierarchii w Zespole, epoka rzemiosła i warsztatu teatralnego. Basia i Michał pokazywali, czym jest etos aktora teatralnego. Udowadniali, że zawód aktora wiąże się z misją. Występując nawet w niewielkim epizodzie, potrafili uporządkować cały spektakl. Byli w grupie Mistrzów” – wspomina dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi Ewa Pilawska. „Basia i Michał byli filarami naszego wielopokoleniowego Zespołu i filarami Teatru Powszechnego, w którym związali się na ponad 60 lat. Jeszcze kilka lat temu razem wystąpili w „Wytwórni piosenek”, w której Basi i Michałowi poświęciliśmy specjalny wątek, przypominający, że to właśnie oni współtworzyli legendę Łodzi filmowej. Wspominamy ich jako wielkich artystów” – podkreśla Ewa Pilawska, która złożyła do Rady Miejskiej w Łodzi wniosek o nadanie ścieżce biegnącej przy Teatrze (łączącej ulicę Legionów i Ogrodową) imienia Barbary Połomskiej i Michała Szewczyka.

Dziś wspominamy również aktorki i aktorów, których pożegnaliśmy w ostatnich latach (Halinę Pawłowicz-Szonert, Alicję Knast, Janusza Kubickiego, Romana Kłosowskiego, Leona Niemczyka, Tadeusza Sabarę) oraz Giovanny’ego Casetellanosa, reżysera związanego z naszym Teatrem.

Giovanny Castellanos zmarł1 listopada 2020 w wieku 40 lat. Był reżyserem teatralnym, człowiekiem z ogromnym apetytem na życie, twórcą o wielkim poczuciu humoru. Kolumbijczyk z gorącym temperamentem, który swoje życie związał z Polską i z teatrem. W Teatrze Powszechnym w Łodzi wyreżyserował trzy komedie („Boeing, Boeing”, „Hotel Minister” i „Wszystko w rodzinie”), które dawały nam wszystkim mnóstwo oczyszczającej radości, odpoczynku, wytchnienia. Przed jego nagłą śmiercią trwały rozmowy o nowej sztuce, którą miał wyreżyserować w naszym Teatrze… Zapamiętamy go jako uosobienie dobrej energii i optymizmu. Bardzo nam go brakuje.

Tadeusz Sabara (1925-2020) odszedł 13 kwietnia 2020 w wieku 95 lat. Był aktorem teatralnym i filmowym, przez ponad 35 lat związanym z Teatrem Powszechnym w Łodzi. Ukończył łódzką PWST. Na początku swojej drogi artystycznej występował w teatrach w Rzeszowie, Poznaniu, Częstochowie. W latach 1958 i 1959 grał w Teatrze 7.15 Łodzi, a od 1959 do 1997 roku pracował nieprzerwanie w naszym Teatrze. Występował tutaj w spektaklach w reżyserii m.in. Romana Sykały, Aleksandra Fogla, Mirosława Szonerta, Jerzego Hoffmana, Janusza Kondratiuka czy Romana Kłosowskiego. Występował także w Teatrze Telewizji, filmach (m.in. w „Śmierci prezydenta” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza) i serialach telewizyjnych (m.in. „Daleko od szosy” czy „Kapitan Sowa na tropie”). Żona Tadeusza Sabary, Krystyna, również była związana z naszym Teatrem - przez 38 lat pracowała tu jako inspicjentka i suflerka. Syn Tadeusza Sabary, Rafał, jest reżyserem i aktorem, który w Teatrze Powszechnym wyreżyserował trzy spektakle.

Halina Pawłowicz (1929-2019) odeszła w połowie października 2019 w wieku dziewięćdziesięciu lat. Była wieloletnią aktorką Teatru Powszechnego w Łodzi, niemal całą swoją zawodową karierę związała ze sceną przy Legionów. Pracowała tu przez trzydzieści pięć lat (1951-1986). Debiutowała sztuką Zapolskiej, później stworzyła kilkadziesiąt niezapomnianych ról, m.in. w „Domu Bernardy Alba” Federico Garcii Lorci w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, „Kramie z piosenkami” Leona Schillera w reżyserii Mirosława Szonerta, „Kartotece” Tadeusza Różewicza w reżyserii Marka Glińskiego, „Pociągach pod specjalnym nadzorem” Bohumila Hrabala w reżyserii Mirosława Szonerta czy „Igraszkach z diabłem” Jana Drdy w reżyserii Józefa Grudy. Pracowała także jako choreograf. Koledzy aktorzy i koleżanki aktorki wspominają ją jako osobę bardzo spontaniczną, wesołą i żywiołową. Halina Pawłowicz po raz ostatni w teatrze wystąpiła w "Moralności Pani Dulskiej", kiedy to inscenizację komedii Zapolskiej przygotowywała w Teatrze Powszechnym w Łodzi Agnieszka Glińska. Tym razem wcieliła się w rolę Tadrachowej.

Roman Kłosowski (1929-2018) był aktorem teatralnym i filmowym oraz reżyserem, a w latach 1976-81 dyrektorem łódzkiego Teatru Powszechnego. Stworzył tutaj niezapomniane role, m.in. tytułowego Szwejka w sztuce Jaroslava Hašeka w reżyserii Janusza Zaorskiego. W spektaklu tym, jak i wielu innych, grała z nim Barbara Połomska, która opowiadała: „Roman był dobrym kolegą, nie robił z siebie dumnego pana dyrektora. Lubiliśmy się bardzo, był szalenie dowcipny, wymagający, wiedział czego chce i stawiał granice”. Kłosowski grał również Ryszarda w "Ryszardzie III" Williama Shakespeare’a w reżyserii Jerzego Hoffmana i Sarka-Farka w "Igraszkach z diabłem" Jana Drda w reżyserii Józefa Grudy. Ogromną popularność i sympatię widzów przyniosła mu kultowa rola Maliniaka w serialu telewizyjnym „Czterdziestolatek”, ale wystąpił także w wielu znanych filmach m.in. „Ewa chce spać” w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego, "Hydrozagadce" w reżyserii Andrzeja Kondratiuka, "Rzeczpospolitej babskiej" w reżyserii Hieronima Przybyły, "Pierwszym dniu wolności" w reżyserii Aleksandra Forda czy "Giusseppe w Warszawie" w reżyserii Stanisława Lenartowicza. „Był ciepłym, serdecznym człowiekiem. Emocjonalnym, ale niepamiętliwym. To on zatrudnił mnie do Teatru Powszechnego w Łodzi. Grał tu wówczas Aleksander Fogiel, Leon Niemczyk i wielu znanych kolegów aktorów, od których my młodzi mogliśmy się wiele nauczyć” – opowiadał o nim aktor Mirosław Henke.

Ostatni raz na scenie naszego Teatru pojawił się w czerwcu 2013 roku, kiedy na zaproszenie dyrektor Ewy Pilawskiej zaprezentował tu spektakl zrealizowany w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim "Akt bez słów – Komedia – Ostatnia taśma Krappa – Oddech" w reżyserii Krzysztofa Prusa. Intencją było, aby dyrektor Kłosowski zagrał spektakl zrealizowany z okazji 60-lecia pracy artystycznej na nowo powstałej wówczas Małej Scenie Teatru Powszechnego, a ten przyjął zaproszenie z ogromną przyjemnością, nie kryjąc wzruszenia i szczęścia, że po latach mógł wrócić na deski łódzkiego teatru. Było to dla niego szczególnie ważne, ponieważ wiele lat temu przestał być dyrektorem w trudnych dla niego okolicznościach – właściwie padł ofiarą kryzysu w zespole teatru. Zespół – ludzie, których wspierał – wyrzucił go z Powszechnego. Wiele osób dziś mówi, że głęboko wstydzi się tego, jak skrzywdziło Kłosowskiego. Występ na Małej Scenie odbył się w szczególnych okolicznościach. „Pamiętam dzień, gdy Roman zagrał w naszym teatrze Krappa, swą ostatnią teatralną postać” – wspomina inspicjentka Małgorzata Urzędowska. „Przed spektaklem dotarła do niego wiadomość o śmierci żony. Ponieważ ich związek słynął z wieloletniego przywiązania, był to dla niego ogromny cios. On jednak powiedział: zagram! I zagrał, jak gdyby nigdy nic. Dopiero po przedstawieniu pokazał swoje zdruzgotanie. Należał do tego pokolenia aktorów, dla których scena była wszystkim, a szacunek do publiczności rzeczą świętą”.

Janusz Kubicki (1931-2014) na scenie debiutował w spektaklu "Ciemności kryją ziemię" Jerzego Andrzejewskiego w reżyserii Kazimierza Dejmka. Na deskach łódzkich scen stworzył kilkadziesiąt niezapomnianych ról w spektaklach m.in. Kazimierza Dejmka, Jerzego Antczaka, Romana Sykały, Edwarda Dziewońskiego, Agnieszki Glińskiej, Janusza Kłosińskiego i Waldemara Śmigasiewicza. Wiele osób pamięta również role Kubickiego w telewizyjnej „Stawce większej niż życie” i w „Vabanku”. „Publiczność uwielbiała Kubickiego jako profesora Henry'ego Higginsa z "My Fair Lady". „W tym spektaklu zagrałam rolę Elizy. Razem z Januszem stworzyliśmy wtedy jedne z naszych najlepszych, popisowych ról. Janusz był dżentelmenem i szalenie kulturalnym mężczyzną, który odnosił się do wszystkich z atencją. Był skromny, nie lubił mówić o sobie. Uwielbiał za to opowiadać o teatrze, dzielić się teatralnymi historiami i doświadczeniami” - mówiła Barbara Połomska. Barwne anegdoty Janusza Kubickiego wypełniały przestrzeń kulis Powszechnego. Dla młodszych kolegów były to opowieści o teatrze i ludziach, których już nie poznali.

Alicja Knast (1928-2015) była aktorką teatralną i filmową. Debiutowała w roku 1951 mając 23 lata, a w latach 1953-59 występowała w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Na scenie Teatru Powszechnego grała od 1959 do 1989 roku, między innymi w „Ślubach panieńskich” w reżyserii Eugeniusza Stawowskiego, „Kramie z piosenkami” w reżyserii Mirosława Szonerta oraz w zrealizowanych przez Adama Hanuszkiewicza „Trzech siostrach”, „Domu Bernardy Alba” i „Tak jest, jak się państwu zdaje” „Z Haliną Pawłowicz i Alą Knast miałyśmy wspólną garderobę. Była świetną aktorką, choć mogłoby się zdawać, że jej warunki – niewysoki wzrost i drobniutka sylwetka - będą ją ograniczać. Nic bardziej mylnego. W „Skowronku” w reżyserii Sykały zagrała Joannę d'Arc z ogromną siłą i niesamowitą prawdą. Tą rolą zachwycała nie tylko łódzką publiczność – owacyjnie przyjęli ją również aktorzy na Węgrzech, gdzie graliśmy gościnnie spektakl. W ogóle jej siłą na scenie była wielka prawda. A jaka była prywatnie? Była przyzwoitym i dobrym człowiekiem. O nikim nie mówiła źle, starała się łagodzić konflikty, chłodziła nasze gorące głowy” - opowiadała o niej Barbara Połomska.

Teatr Powszechny w Łodzi był dla Leona Niemczyka (1923-2006) jedynym teatrem repertuarowym, z którym był związany na stałe. Po II wojnie światowej miał krótkie epizody pracy dla teatrów w Warszawie, Gdańsku i Bydgoszczy, ale Łódź i Powszechny wybrał jako swoje miejsce. W naszym teatrze grał w latach 1953-1979, po czym pracował już wyłącznie dla kina.

Leon Niemczyk to biografia niezwykła. Przed II wojną światową mieszkał z rodziną w Warszawie, a podczas wojny pracował w biurze kreślarskim, ukończył też podchorążówkę Armii Krajowej i brał udział w powstaniu warszawskim, po którego upadku służył w 444. batalionie przeciwlotniczym 3. Armii dowodzonej przez gen. George’a Pattona. Po powrocie do Polski, chcąc uciec statkiem na Zachód, zatrudnił się w Stoczni Gdańskiej. Tam jednak, w amatorskim teatrzyku stoczni, zakochał się w aktorstwie. Z Gdańska trafił do studia teatralnego Iwo Galla, zdał egzamin eksternistyczny w warszawskiej PWST i zamieszkał w Łodzi. Lista tytułów filmów, w których zagrał, zdaje się nie mieć końca. Debiutował w „Celulozie” Jerzego Kawalerowicza (1953), a zakończył pracę rolą Marka w „Inland Empire” Davida Lyncha (2006). Jego talent doceniło wielu znakomitych reżyserów – Andrzej Munk, Roman Polański, Aleksander Ford, Jerzy Passendorfer, Wojciech Jerzy Has, Juliusz Machulski oraz szerokie grono reżyserów zagranicznych, głównie niemieckich. Był prawdziwą gwiazdą, aktorem znanym na całym świecie. Łodzianie pamiętają go z roli w spektaklach Teatru Powszechnego, m.in. „Klub Pickwicka”, „Derby w pałacu”, „Alkad z Zalamei”, „Wielki człowiek do małych interesów” oraz „Szwejk”, w którym grał z Romanem Kłosowskim.

Leon Niemczyk nie lubił oficjalnych spotkań i uroczystych premier. „Spośród wielu pracowników teatru do osobistych spotkań i rozmów wybierał najczęściej nie kolegów aktorów czy reżyserów, lecz chłopaków z działu technicznego, ludzi tworzących teatr od niewidzialnej strony” – mówi o Leonie Niemczyku Andrzej Kowalski, obecnie zastępca kierownika technicznego. „Mój dziadek był tu stolarzem i pan Leon często bywał u niego. Pamiętam, że uwielbiał grać w karty. Mimo sławy, znanej twarzy, nie miał w sobie nic wyniosłego, był serdeczny, normalny, otwarty na każdego człowieka”.

Teatr to nie tylko aktorzy, lecz cały zespół – inspicjenci, rzemieślnicy, montażyści, koleżanki i koledzy z działu administracyjnego. Tak zwani „ludzie cienia” nie wychodzą do oklasków, ale bez nich nie odbyłoby się żadne przedstawienie. Wspominamy dzisiaj Marka Gibkiego, rzemieślnika teatralnego, który w Teatrze Powszechnym pracował ponad 40 lat. Zmarł w 2021 roku Był osobą, dla której nie było rzeczy niemożliwych. Miał w sobie radość, optymizm, pasję oraz wielkie serce dla ludzi i teatru. Pan Marek rozumiał Teatr, miał go pan w krwiobiegu. Nie było scenografa, którego wizji nie byłby w stanie urzeczywistnić. Nie było projektu, którego nie potrafiłby przenieść na scenę. Pamiętamy o Annie Chojeckiej - zastępczyni głównej księgowej, która odeszła w 2021 roku (pracowała w naszym Teatrze w latach 1985-2016). Pogodna, uśmiechnięta i otwarta na ludzi uważała, że teatr to praca zespołowa - miejsce, w którym każdy ma swoją rolę. Swoją postrzegała jako dbałość o porządek w dokumentach i sprawy księgowe – w taki sposób, aby życie Teatru mogło bez zakłóceń koncentrować się wokół spraw artystycznych. Pamiętamy także o Krystynie Sabarze, inspicjentce i suflerce, która pracowała z nami od roku 1973 przez 38 lat. Pożegnaliśmy ją w 2014 roku. Była barwną osobowością teatru, z którym związała zarówno życie zawodowe, jak i prywatne (była drugą żoną naszego aktora Tadeusza Sabary i matką Rafała Sabary). Kiedy w roku 2000 Krystyna Sabara przechodziła na emeryturę, dyrektorka Ewa Pilawska zorganizowała jej benefis z okazji kolejnego jubileuszu i przyznała Nagrodę Dyrektora Teatru. Od tamtego momentu jeszcze przez 11 lat jako inspicjentka pracowała przy m.in. „Szalonych nożyczkach”.

W pamięci zespołu naszego teatru jest kolega z działu technicznego Marian Kowalski, związany z Powszechnym od 1957 do 1989 roku. Pracował z nami też jego ojciec, a obecnie pracuje tu jego syn Andrzej, którego - jak zaznaczają współpracownicy – wychował na porządnego człowieka. Ci, którzy znali pana Mariana, mówią, że był „przyjacielski, życzliwy, profesjonalny”. Cała jego kariera zawodowa wiąże się z teatrem, którym „żył całym sercem i duszą” - jak mówią jego koledzy. Był tutaj rzemieślnikiem - stolarzem, montażystą, maszynistą sceny. Pamiętamy o mistrzach krawiectwa i szewstwa, którzy nie tylko potrafili znakomicie realizować projekty scenografów i kostiumologów, ale przede wszystkim wiedzieli, że kostium to dla aktora nie tylko strój, ale jeden z elementów pozwalających zbudować postać. Józef Jaworski jako szewc był związany z Teatrem Powszechnym 37 lat (do 2008 roku). Zanim rozpoczął pracę u nas, współpracował z dużymi przedsiębiorstwami, takimi jak Skogar i Moda Polska. W swej dziedzinie był autorytetem. Przez lata był autorytetem. Kiedy zdecydował się odejść na emeryturę, zespół zgotował mu długą owację na stojąco, jak wielkiemu aktorowi. Był uwielbiany przez aktorów, a w szczególności aktorki, które urzekał urokiem osobistym i elegancją. Marek Grzelak – krawiec, który związany był z nami 37 lat (do 2011 roku), był mistrzem profesji, autorem strojów do wybitnych polskich filmów i ekranizacji. Jego twórczą pracę przerwała nagła, śmiertelna choroba.

Pamiętamy także o przyjaciołach Teatru Powszechnego w Łodzi – Andrzeju Hibnerze oraz Teresie Wrzesińskiej.

Andrzej Hibner odszedł 14 grudnia 2020. "Wspaniały człowiek o wielkim sercu i poczuciu humoru. Erudyta, teatroman i wielki Przyjaciel naszego Teatru. Od lat spotykaliśmy się na wszystkich premierach, nie opuścił żadnej edycji Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Rozmawialiśmy - o sztuce, teatrze, codzienności. Andrzej Hibner był łodzianinem, absolwentem Politechniki Łódzkiej, a od ponad dwudziestu lat tworzył witraże, które znajdują się na prawie wszystkich kontynentach. Bez Andrzeja Hibnera nasze premierowe widownie zawsze będą w metafizycznym sensie niepełne. Bez Niego Łódź już nie będzie taka sama. Będzie nam Go bardzo brakowało. Składamy wyrazy współczucia dla Żony, Rodziny i Bliskich" - napisała Ewa Pilawska we wspomnieniu. W styczniu 2017 roku odeszła Teresa Wrzesińska - związana z naszym teatrem wieloletnia Prezes Łódzkiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych, postać bardzo dla nas ważna, wielka miłośniczka sztuki. To właśnie dzięki jej otwartości na propozycję dyrektor Ewy Pilawskiej w 2005 roku odbyła się pierwsza premiera "Teatru dla niewidomych i słabo widzących". Wspierała ten unikatowy projekt, który wciąż jest realizowany - za nami 71 premier. Tak długo, jak pozwalało jej zdrowie, uczestniczyła regularnie we wszystkich przedstawieniach. Będziemy zawsze o niej pamiętać, dedykując jej kolejne spektakle w ramach projektu, który współtworzyła. Niezwykła, inteligentna, odważna, dowcipna, była największym przyjacielem "Teatru dla niewidomych i słabo widzących".

Pamiętamy!

Źródło:

Materiał nadesłany