List toruńskiego widza Teatru im. Wilama Horzycy, zamieszczony w "Gazecie Wyborczej" 26 stycznia, skłania mnie, także widza, do wypowiedzi na poruszone w nim tematy. Autor postawił spektaklom teatru trzy zarzuty: wulgaryzmy, obrażanie uczuć religijnych, obsceniczne sceny nagości. Na poparcie dwóch ostatnich zarzutów autor przywołał łącznie trzy spektakle, w tym jeden to program kabaretowy. To skromna reprezentacja spektakli mających te zarzuty uwiarygodnić - pisze Hanna Kotwicka w Gazecie Wyborczej - Toruń.
Nawet gdyby przyjąć, że są to celne przykłady (a nie są), to mogłyby one stanowić co najwyżej wyjątki potwierdzające regułę, że toruńskie spektakle nie obrażają uczuć religijnych i nie epatują nagością. W przedstawieniach toruńskiego teatru generalnie nie ma obu tych zjawisk, o których mówi autor listu. Pamiętam przywołane "Ofelie" i scenę, która, jak mi się wydaje, zbulwersowała autora listu. To była nagość jednego z bohaterów sztuki (chyba pierwsza w naszym teatrze), nieobudowana żadnymi działaniami scenicznymi. Nie miała ona nic wspólnego z obsceną, czyli wulgarnością, sprośnością, nieprzyzwoitością. Myślę, że autorowi listu nie spodobała się po prostu męska nagość. A sama nagość nie jest przecież tożsama z obscenicznością. Oglądałam także "Nieskończoną historię" [na zdjęciu] oraz program kabaretu Loża Kopernika. Zarzucanie działaniom artystycznym obrazy uczuć religijnych jest dziś nierzadką praktyką. Uczucia