Nie będzie okrągłego jubileuszu tego przedstawienia. Zeszło z afisza po 199 spektaklach. Grano je nieprzerwanie od stycznia 1997 roku. Stało się manifestem nowej generacji twórców polskiego teatru. "Bzik tropikalny" według Witkacego w reżyserii Grzegorza Jarzyny skończył swój sceniczny żywot 21 grudnia 2005 roku. Od tego przedstawienia swoją teatralną edukację rozpoczęło wielu widzów i dla nich teatr zapoczątkowany przez Jarzynę jest jedynym, jaki znają - pisze Tomasz Mościcki w portalu Polskiego Radia.
Objawienie - tak pisano wówczas o debiutanckim przedstawieniu niejakiego Grzegorza Horst d'Albertisa. Pamiętam, że na premierze ludzie pytali z ciekawością, kto to taki. Nazwisko Jarzyna z niczym się wówczas jeszcze nie kojarzyło. W przerwie opowiadano, że to niepokorny student z Krakowa, że o mało nie wyfrunął z PWST za tzw. "małych Lunatyków", zbyt prosto nawiązujących do spektaklu guru krakowskiej szkoły, czyli samego Krystiana Lupy. Otoczyła go więc od początku aura tajemnicy przyprawionej mikroskandalem. Do oklasków reżyser wyszedł wraz z zespołem, jego twarz zasłaniała jednak egzotyczna, orientalna maska azjatyckiego demona. Odtańczył w niej tryumfalny taniec. Gwoli historycznej ścisłości odnotujmy jeszcze jeden debiut: tego wieczoru swoją artystyczną karierę na scenicznych deskach rozpoczął Cezary Kosiński, w tym spektaklu grający Mister Price'a. W dwa dni później "Bzik" zaczął zbierać entuzjastyczne recenzje. Młody reżyser stał