EN

4.10.2005 Wersja do druku

Teatr na kartki

W polskim teatrze mamy obecnie podobną sytuację jak w handlu mięsem pod koniec lat 80. Jedne teatry funkcjonują na kartki (dotacje z budżetu państwa, bądź samorządów), inne są w pełni urynkowione. Ale ta ich samodzielność nie jest w żaden sposób premiowana - pisze Wanda Potz w tygodniku "Wprost".

Bo podobnie jak w schyłkowej PRL system rynkowy jest przez teatralne środowisko uważany za chorą narośl na zdrowym ciele systemu dotacji. Tym można tłumaczyć tendencję do nadawania kolejnym teatrom miana "narodowy" - żeby łatwiej je było uchronić od rynkowej konkurencji. Ale ten system jest skazany na zagładę, bo prędzej czy później rynek narzuci swoje prawa. I to mimo zaciekłej obrony zwolenników dotacji. Warto to sobie uświadomić na progu nowego sezonu teatralnego. Tym bardziej że wolny rynek zdobywa kolejne teatralne przyczółki. Do niedawna na teatralnej mapie Polski istniały głównie wielkie sceny - pomniki narodowej kultury. Dotowane przez ministerstwo kultury, urzędy miasta lub marszałkowskie (to trzy sposoby finansowania teatrów w Polsce) spokojnie trwały, obrastając ogromnymi zespołami i zapleczem technicznym. Produkowały one kilka razy w roku deficytowe, kosztowne spektakle. Miały także stałą publiczność, bo bilety nie były drogie. Spek

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Teatr na kartki

Źródło:

Materiał nadesłany

Wprost nr 40/9.10.

Autor:

Wanda Potz

Data:

04.10.2005

Wątki tematyczne