- Nie chodzi o rekonstrukcję świata na scenie, ale o wyjęcie jakiegoś jego fragmentu i próbę dyskusji widza z aktorem. Widza nudzi już opowiadanie historii, lepszy w tym jest film, który ma większą moc konstruowania iluzji. Siłą teatru jest dialog bezpośredni. Ale nie dialog na poziomie ideologii i prezentowania tezy, a dialog intelektualny - mówił reżyser Paweł Miśkiewicz przed prezentacją "Peer Gynta. Szkice z dramatu Henryka Ibsena" z Teatru Dramatycznego w Warszawie na Festiwalu Dialog-Wrocław.
Tomasz Wysocki: Bohater pana "Peer Gynta" [na zdjęciu] to człowiek słaby psychicznie i mentalnie. Współczesny mężczyzna jest w kryzysie? Paweł Miśkiewicz: To znak czasów. To efekt oczekiwań, które miała wobec niego cała kultura. Umówmy się, czasy się zmieniają, ale jednak nasza kultura jest oparta na patriarchacie. To mężczyzna wyruszał na łowy, to mężczyzna dbał o bezpieczeństwo swojej rodziny, to mężczyzna odkrywał nowe kontynenty i walczył ze smokiem. Wracał do kobiety, by u jej boku leczyć rany odniesione w czasie tych zmagań. Dziś to się zmieniło, ale dla mnie dyskusja o kryzysie męskości jest nudna. Można natomiast mówić o kryzysie ról kobiety i mężczyzny, kryzysie tradycyjnego związku między nimi. W świecie, w którym żyjemy, rozproszonym, skomplikowanym, proste dezyderaty towarzyszące życiu mężczyzny tracą sens. Kiedyś mężczyzna - człowiek w ogóle - wierzył, że świat można odmierzyć, poznać, skategoryzować, na