EN

26.05.2021, 14:49 Wersja do druku

Teatr dobry jak chleb

Rozmowa z reżyserem Thomem Luzem o spektaklu Chmury. Ptaki. Plutos, która nigdy się nie odbyła.

fot. mat. organizatora

W materiałach festiwalowych napisano, że w filmie Usługa w chmurze, udostępnionym nam przez Residenztheater w Monachium, przyglądamy się pracy reżysera Thoma Luza nad spektaklem Chmury, Ptaki, Plutos, opartym na motywach komedii Arystofanesa. Jako że spektakl z powodu pandemii nie miał jeszcze premiery na żywo (przynajmniej nie miał jej w momencie realizacji filmu), a jednym z jego tematów jest szeroko pojęty absurd, postanowiłem zrobić sobie żart w stylu Arystofanesa i opublikować nieistniejący wywiad z reżyserem na temat jego nieistniejącego spektaklu. Zapraszam zatem Państwa na „nierozmowę” z reżyserem Thomem Luzem – niech stanie się ona uzupełnieniem filmu, kolejną usługą w chmurze oraz moim osobistym wkładem w promocję spektaklu, który wisi sobie gdzieś w chmurach, zarówno tych na niebie, jak i tych w sieci internetowej. Wypowiedzi Thoma Luza i jego współpracowników w filmie traktuję jako bazę wyjściową do tego wywiadu, więc można powiedzieć, że ten wywiad jest prawdziwy, a jednocześnie jest jednym wielkim fake’em… Zaczynamy! 

Tomasz Domagała: Dobry wieczór, Thom, bardzo się cieszę, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać o swoim najnowszym spektaklu. Skąd takie połącznie komedii Arystofanesa?

Thom Luz: Arystofanes, jak pewnie wiesz, jako pierwszy używał śmiechu czy też komedii jako narzędzia do ukazania prawdy, a że chciałem zrobić spektakl o człowieku we współczesnym świecie, postanowiłem więc sięgnąć do jego tekstów i wybrałem te trzy, które traktowały temat w sposób najbardziej efemeryczny, co w jakiś sposób akcentuje też jedną z najważniejszych cech teatru samego w sobie. Umieściłem akcję w szkole myśli Sokratesa – frontisterionie, który był takim starożytnym think-thankiem, żeby móc sportretować samą instytucję poprzez jej relację z nowym uczniem, który do niej wstępuje, żeby nauczyć się erystyki oraz podstaw retoryki i filozofii.

TD: Ale dlaczego akurat te trzy teksty?

TL: Sztuki Arystofanesa to wycieczki do krainy absurdu, traktaty na temat efemeryczności. Chmury są o tym, co jest dobre, a co złe i różnicy pomiędzy tymi pojęciami, a także o tym, jak z czegoś złego może powstać coś dobrego, a z czegoś dobrego – coś złego. Ptaki w sensie ogólnym są o funkcjonowaniu systemu demokratycznego i o tym, jak demokrację można zaatakować i zniszczyć; jeśli chodzi o dobro i zło, to akurat tu na plan pierwszy wysuwa się ich wzajemna relacja, to, jak odnoszą się do siebie. Plutos z kolei jest o pieniądzach, o dystrybucji kapitału, jak mówi jeden z bohaterów spektaklu: prawie połowa naszych problemów rodzi się z faktu, że pieniądz przestaje krążyć w systemie, a powinien w nim krążyć niczym krew w zdrowym ciele. Są bowiem ludzie, którzy – gromadząc pieniądze – zatrzymują jego krwioobieg, a więc to jest również dramat o nierównościach.

TD: A skąd pomysł na szkołę filozofii?

TL: Szkoła myśli to absurdalna przestrzeń: z jednej strony przypomina więzienie czy dom wariatów, z drugiej zaś jest pustą sceną w teatrze. U nas składa się z połączenia ściany monachijskiego teatru Cuvillies ze ścianami wybudowanymi na scenie, które wyglądają na prawdziwe. W tej przestrzeni znajduje się również nieco surrealistyczna makieta, przedstawiająca ją w pomniejszeniu, bo jak już wspomniałem, absurd jest nieodłącznym elementem świata, który kreujemy. Kiedy tak popatrzyłem niedawno z dystansu na tę przestrzeń, to przyszło mi na myśl, że mogłaby ona zostać wykorzystana do prowadzenia terapii zajęciowej dla filozofów, myślicieli czyli przedstawicieli inteligencji. Kiedyś byli elitą społeczeństwa, a teraz tego społeczeństwa po prostu na nich nie stać. Nikt nie ma już czasu na filozofię, państwo mówi: „musimy ratować system, nie mamy więc czasu na zbędne dyskusje filozoficzne”. Jednak pozostawionych na marginesie filozofów sytuacja taka doprowadza w pewnym momencie do szaleństwa. Oni oczywiście, uważając się za Platona, Sokratesa czy Arystofanesa i mając szczytne ideały, debatują, wymieniają się poglądami czy toczą ze sobą bitwy słowne, ale tak naprawdę z boku wygląda to wszystko niczym jeden wielki dom wariatów.

TD: Grupa nikomu niepotrzebnych ludzi, kisząca się we własnym sosie…

TL: Można też tak o tym myśleć, choć mnie akurat fascynuje coś innego – czyli izolacja. Odizolowanie się w przestrzeni, która rządzi się swoimi prawami, gdzie postaci mogą się zadomowić, tworząc rzeczywistość opartą na swoich prawach, zawsze mnie fascynowała. Dlatego też wszystkie moje spektakle są kameralne.

TD: A myślisz, że tacy ludzie żyją w rzeczywistości czy w iluzji?

TL: Na scenie mamy okno, które otwiera się na prawdziwy świat. Jest kilka takich scen, w których próbujemy nakłonić naszych filozofów, żeby wyjrzeli za to prawdziwe okno i popatrzyli na świat, jakby był on zagadką, której nie potrafią rozwiązać. Bo prawdziwy świat jest zagadką, a my rozpaczamy, bo nie potrafimy go zrozumieć, nie pojmujemy, jak działa. Nie chodzi tu tylko o pandemię, lecz także o szereg innych zjawisk, które wywołują niepokój. Postaci w naszym spektaklu też nad tym rozpaczają –  minęło dwa tysiące lat i nic się nie zmieniło. Jak tylko człowiek otworzy okno, czy obudzi się rano i wyjdzie z domu, od razu zaczynają się problemy.

TD: Gdzie więc szukać prawdy o własnym życiu?

TL: Naprawdę nie wiem! Choć dobrze wyczuwasz problem, bo te wszystkie filozoficzne argumenty i dyskusje sprowadzają się właśnie do pojęcia prawdy, do pytania, czym w istocie ona jest. Zastanawialiśmy się na próbach, czym ona jest i czy w ogóle można ją osiągnąć, a jeśli tak, to gdzie ona teraz jest. Ten temat zdecydowanie stał się ostatnio niezwykle aktualny, nie jest dziś jasne, co jest prawdą i co może być jej istotą w przyszłości.

TD: Powróćmy jeszcze do absurdu. Czy za jego pomocą można coś ważnego dzisiaj odkryć?

TL: Teraz, kiedy teatry są zamknięte, absurdalna konieczność organizowania prób stała się jeszcze bardziej absurdalna. Postaci mojej sztuki próbują wydzierać z rzeczywistości jakieś sensy poprzez ciężką pracę myślową. My też się tym zajmujemy, ale istotą teatru jest spotkanie z widzami, więc mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli się tymi naszymi wydzieranymi sensami podzielić z publicznością. Teatr bez widzów jest jak ciasto bez gorącego pieca, pozostaje ciastem, a nie chlebem.

TD: Czy na koniec chciałbyś coś dodać?

TL: Nie lubię kończyć. Lubię precyzować. Kocham zaczynać, a potem kontynuować, nie interesują mnie zakończenia. To przecież sens życia, prawda?

TD: Zatem i tu nie postawimy dziś kropki… Bardzo ci dziękuję, czekam z niecierpliwością na twojego Arystofanesa.

Ps. Specjalnie nie sprawdziłem, czy spektakl Thoma Luza nie miał już czasem premiery na deskach teatru, prawdą bowiem jest to, w co w danym momencie wierzymy. Mnie – z korzyścią dla tego tekstu – wygodnie jest wierzyć, że spektaklu jeszcze nie można zobaczyć…

Tytuł oryginalny

Teatr dobry jak chleb

Źródło:

domagalasiekultury.pl
Link do źródła