XLVII Kaliskie Spotkania Teatralne ocenia Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.
Kaliskie Spotkania Teatralne w tym roku nie rzuciły nikogo na kolana. Nie było tradycyjnych wojen o bilety, szturmu na teatralną kasę czy też oblężenia drzwi wejściowych przez polujących na wolne miejsca. Nawet w dniu inauguracji imprezy nadal jeździł po mieście radiowóz, informując o możliwości zakupu biletów na festiwalowe spektakle. Na widowni (zresztą mocno okrojonej) raz po raz można było zauważyć puste fotele, zwłaszcza po antraktach. Publiczność przyjmowała sceniczne prezentacje grzecznymi brawami. Entuzjastycznych owacji na stojąco tym razem nie było. Ten festiwal najwyraźniej nie trafił w gusta i oczekiwania kaliszan. Dobra formuła, ale... To rozminięcie się teatru i widowni można oczywiście tłumaczyć tzw. przyczynami obiektywnymi, jak zmiana na stanowisku dyrektora kaliskiego teatru w połowie sezonu, zbyt mało czasu na przygotowanie optymalnej oferty repertuarowej czy też mocno okrojony budżet festiwalowy (około 400 tys. zł), chy